Stuletni dom dogorywa w Winnicy. Warto go ratować?
6 kwietnia 2017
Mieszkańcy nowych bloków przy Ćwiklińskiej i Barszczewskiej mogą podczas spaceru po okolicy znaleźć kompletną ruinę, stojącą przy Leśnej Polanki. Kiedyś była to willa. Kilkanaście lat temu warto było i należało ją ratować. A dziś?
Krajobraz Białołęki przechodzi w ostatnich latach tak gigantyczne zmiany, że na niektórych osiedlach budynki starsze niż 30-40 lat będzie można niebawem zliczyć na palcach jednej ręki. Jednym z takich rejonów jest Winnica, gdzie bloki rosną jak grzyby po deszczu a ludzi przybywa z roku na rok. Podczas zapoznawania się z okolicą nowi mieszkańcy natrafiają na wyschnięte kanały czy opuszczone domy, będące pozostałością po dawnych czasach.
Ocalić Topolankę
Białołęka zmienia się w szybkim tempie. Bez sentymentów nikną dawne pola, pozostały już tylko śladowe resztki rolnictwa. Po prawej stronie kanału Żerańskiego już nikt nie sieje ani nie zbiera. W tym samym tempie giną i tak nieliczne zabytki.
Jedna z takich pamiątek stoi przy Leśnej Polanki 30.
W pamięci okolicznych mieszkańców ruina zachowała się jako "willa Topolanka", której nazwa miała pochodzić od dwóch okazałych drzew. Budynek powstał prawdopodobnie na początku XX wieku - trudno stwierdzić, przed czy po I wojnie światowej - i był własnością lokalnego przemysłowca, prowadzącego pobliską fabrykę chemiczną.
- Willę po wojnie przejęło państwo, nie dokonując żadnych remontów, toteż jej stan w części oddaje ducha czasu - pisał w 2006 roku Andrzej Opolski, ówczesny radny, który kilka miesięcy później został wiceburmistrzem Białołęki. - Decyzją burmistrza została przeznaczona do sprzedaży, po zapewnieniu lokali osobom tam mieszkającym. Może warto zastanowić się nad uratowaniem tego obiektu? Może po przeprowadzeniu analizy okazałoby się możliwe jego odrestaurowanie? Trzeba szukać sponsorów. W razie nagłego przypływu gotówki zapytamy mieszkańców, na jakie cele chcieliby przeznaczyć ten zabytek - mówi rzeczniczka urzędu dzielnicy,
Od tego czasu wiele się zmieniło. Topolanka była koczowiskiem bezdomnych. Drewniane i metalowe elementy rozkradziono. Sześć lat temu w budynku wybuchł groźny pożar. Dziś dom jest tak zdewastowany, że trudno uwierzyć, by kiedykolwiek ponownie służył mieszkańcom. Nie w sytuacji, w której budżet dzielnicy pochłania budowa szkół i przedszkoli, a na ratowanie czeka zabytek tej klasy, co świdermajer przy Fletniowej.
- Koszty ewentualnego remontu zgodnego z oczekiwaniami konserwatora zabytków poznamy dzięki ekspertyzie - mówi rzeczniczka białołęckiego ratusza Marzena Gawkowska. - W razie nagłego przypływu gotówki zapytamy mieszkańców, na jakie cele chcieliby przeznaczyć ten zabytek.
Dominik Gadomski
.