Stanowczo za głośny Turnau
19 stycznia 2007
350 po raz pierwszy, 350 po raz drugi i przypuszczalnie zagadkowa liczba padłaby po raz trzeci. Sala widowiskowa Białołęckiego Ośrodka Kultury licząca właśnie 350 miejsc siedzących, dwukrotnie wypełniona była w komplecie. Bezprecedensowy wieczór 7 stycznia zapisze się w historii ośrodka i z całą pewnością pozostanie na długo w pamięci wszystkich, którzy w nim uczestniczyli.
Program koncertu obejmował utwory z najnowszego albumu poświęconego twórczości Marka Grechuty pod tytułem "Historia pewnej podróży". Pojawiły się niemal wszystkie zarejestrowane na krążku utwory oraz najbardziej popularne kompozycje samego Turnaua. Nie zabrakło singla promującego płytę - "Nie wiem o trawie" oraz "Gaju" czy "Świata w obłokach". Jednak część przybyłych miłośników twórczości Grechuty czuła pewien niedosyt, spodziewając się dosłownego odnie-sienia do kompozycji nieodżałowanego artysty.
Grzegorz Turnau dokonał interpretacji twórczości swego mistrza spoglądając nań z dystansem. Dotknął kompozycji Grechuty, o którym na łamach "Tygodnika Powszechnego" pisał: "Był najwybitniejszym polskim kreatorem i wokalistą tzw. lekkiej muzy. Dla wszystkich wielbicieli mądrego divertimenta na zawsze pozosta-nie ona "muzą pomyślności". Dzięki elastycznemu podejściu i wielkiej fascynacji twórczością Grechuty ponowne odczytanie znanych utworów pozwoliło Turnauowi wypowiedzieć je swym indywidualnym artystycznym językiem.
Wielbiciele brzmienia, do jakiego przyzwyczaił swoją publiczność Turnau po wysłuchaniu płyty mogli poczuć się zaskoczeni nowym, dynamicznym, a chwilami nawet rockowym albumem. Podczas koncertu pojawiły się silne akcenty - zwłasz-cza brzmienie gitary Jacka Królika. Muzyczną wypowiedź konkretyzowała silna sekcja rytmiczna - perkusista Sławek Berny, oraz na co dzień grający z Anna Marią Jopek, Robert Kubiszyn, który podczas koncertu grał wyłącznie na sześciostrunowej gitarze basowej nie wykorzystując obecnego na płycie kontrabasu. Właśnie dzięki zdecydowanemu brzmieniu sekcji mogliśmy usłyszeć doskonałe wykonanie "Węd-rówki" ozdobionej jasną frazą akordeonu multiinstrumentalisty Michała Jurkiewicza czy wysłuchać bardzo motorycznego "Motorka". Ze sceny popłynęła również lirycz-na "Lanckorona" rozjaśniona ciepłą solówką saksofonisty Leszka Szczerby.
Podczas jednego wieczoru Grzegorz Turnau zabrał białołęcką publiczność w podróż dwukrotnie. W trakcie obu koncertów, zarówno towarzyszący mu instru-mentaliści, jak sam artysta, grali absolutnie perfekcyjnie, co jest niezwykle trudne przy dwóch koncertach z rzędu. Publiczność doceniła precyzję muzyków i tę specy-ficzną lekkość i refleksyjność kompozycji Marka Grechuty, jaka pomimo nowych aranżacji unosiła się w dźwiękowej przestrzeni.
Ogromne zainteresowanie pierwszym koncertem, początkowo jedynym, jaki miał się odbyć 7 stycznia, skłoniła organizatorów do poproszenia Artysty o kolejny koncert tego samego wieczoru. Czy podobnie będzie za rok? Jak wspomniał Grze-gorz Turnau podczas koncertu, dużą sympatią darzy Białołęcki Ośrodek Kultury, a inauguracja nowego roku dźwiękami wypływającymi spod palców krakowskiego artysty to niemal tradycja. Pozostaje wyczekiwać kolejnego stycznia i kolejnych wzruszeń...
Wielkim mankamentem wspaniałego koncertu była jego głośność. Dało się zauważyć widzów zatykających uszy, jak i usłyszeć komentarze po koncercie, że należałoby wykonawców wysłać do filharmonii, żeby zrozumieli, że muzyka to nie decybele. Dobrze by było, gdyby BOK ustalił maksymalną głośność dla sali na van Gogha i przyjeżdżającym na gościnne występy akustykom nie pozwalał ustawiać więcej.
Zz,bw