Po każdej większej ulewie woda zalewa Ruskowy Bród. Być może nie jest to nic nadzwyczajnego, biorąc pod uwagę nazwę tej ulicy, jednak taka sytuacja występuje na większości, jeśli nie na wszystkich, drogach wschodniej Białołęki. Powodem tego jest brak kanalizacji deszczowej,
a szerszym problemem to, że kanalizacji w zasadzie nie ma tam w ogóle.
Podczas prac modernizacyjnych na ulicach powstają gdzieniegdzie studnie chłonne, które częściowo rozwiązują problem. Tylko częściowo, bo gdy zdarzy się oberwanie chmury, to studzienki nie radzą sobie z taką ilością wody.
Nie byłoby "sprawy" na Ruskowym Brodzie (podobnie jak na innych drogach),
Ogłaszając warunki i przetarg na chodnik i odwodnienie ponad kilometra ulicy, można było dodać jeszcze jedną studnię "tuż za rogiem".
gdyby nie fakt, że właśnie zakończyły się, prowadzone od roku, prace przy budowie chodnika i odwodnienia tej ulicy. Niestety, nowy chodnik i studnie zostały zbudowane na odcinku od Kobiałki do Mańkowskiej, a największy "bród" robi się tuż za Mańkowską. Swoistej pikanterii sprawie dodaje fakt, że ta megakałuża, zawsze i regularnie pojawiająca się po każdym deszczu, tworzy się dokładnie w miejscu nowego placu zabaw i terenu rekreacyjnego, jedynego w tej części dzielnicy. Władze Białołęki o problemie wiedzą doskonale, bo w dniu uroczystego otwarcia placu w listopadzie zeszłego roku, na tydzień przed wyborami samorządowymi, w którym uczestniczył niemal w komplecie poprzedni i obecny zarząd dzielnicy wraz z radnymi, kałuża w pełnej krasie i wielkości akurat była widoczna jak na dłoni. Jak zwykle.
A przecież ogłaszając warunki i przetarg na chodnik i odwodnienie ponad kilometra ulicy, można było dodać jeszcze jedną studnię "tuż za rogiem". Tak się jednak nie stało i teraz już zapewne na lata pozostanie dzieciom brodzić na plac zabaw, a pasażerom dopływać do przystanku.
Robert Kamionowski
Autor jest prawnikiem Peter Nielsen & Partners, członkiem rady rodziców w Szkole Podstawowej nr 31 w Kobiałce, społecznikiem, członkiem lokalnych stowarzyszeń