Plaga bankructw na Białołęce. Jaki powinien być idealny lokal?
3 lutego 2016
Często pojawiają się narzekania, że na Białołęce nie ma porządnych lokali, miejsc, gdzie można posiedzieć ze znajomymi, wypić piwo czy zjeść coś niebanalnego. Ale też bary, knajpki i puby zwijają się tu wkrótce po otwarciu, mimo najlepszych chęci prowadzących. Gdzie tkwi problem?
- Prawda jest brutalna, ludzie nie chodzą do lokali w takim stopniu, jak im się wydaje, że chodzą - mówi jeden z byłych już najemców lokali przy Skarbka. - Możesz mieć najbardziej elastyczne godziny otwarcia (bo ludzie przecież pracują, a relaks w knajpie jest po pracy), najciekawszą ofertę, najlepsze ceny, które nie spowodują, że będziesz dopłacał a ludzie nie stwierdzą, że drożyzna - a i tak jesteś skazany na porażkę. I nie chodzi o to, że najlepiej się sprzeda kebab, pizza i piwo, bo to jest wszędzie i każdy na dobrą sprawę może poprowadzić taki lokal. Chodzi o mentalność. A mieszkańcy okolicy nie pójdą do lokalnej knajpki, tylko snobują się na podobne i gorsze miejsca, tylko w centrum. Zupełnie jakby rekompensowali sobie w ten sposób miejsce zamieszkania. Bo przecież "Białołęka to peryferie, nie ma jak tu dojechać, nic tu nie ma, nic się nie dzieje" - dodaje gorzko. - Utrzymałem lokal przez mniej więcej rok. Pomysłów miałem na kolejne pięć. Co z tego, skoro nie było dla kogo tego robić. Zamknąłem interes, wiem, że kolejni najemcy też rezygnowali dość szybko. Wcale się im nie dziwię.
Ostro? Być może. Nie zmienia to jednak faktu, że mieszkańcy okolic Głębockiej na ofertę nie powinni narzekać. A jednak rotacja lokali jest na tyle spora, że nie można podejrzewać o złe chęci właścicieli. Zatem pytanie otwarte: jaki powinien być lokal, do którego poszlibyście bez zastrzeżeń? Pomijając oczywiste odpowiedzi "tani, przyjazny, otwarty". Dlaczego - Waszym zdaniem - lokalne knajpki na Derbach i okolicy znikają tak szybko? I najważniejsze - czy taki stan rzeczy Wam odpowiada?
(wt)