Obrońcy zwierząt: "Pies umierał, właściciel nie reagował"
24 stycznia 2020
W czwartek straż miejska i fundacja Viva interweniowały na Woli w sprawie psa umierającego w jednym z zakładów kamieniarskich.
Jak informuje fundacja Viva, w czwartek 23 stycznia rano kobieta spacerująca z psem w parku Sowińskiego, usłyszała przeraźliwy skowyt, dochodzący z zakładu kamieniarskiego przy Wolskiej. Od pracowników dowiedziała się, że mają na terenie zdychającego psa. Kobieta postanowiła poinformować obrońców zwierząt.
Na granicy śmierci
Jak piszą przedstawiciele fundacji, pies był skrajnie wychudzony, leżał w kałuży własnego moczu i odchodów, wyjąc i próbując się podnieść. Według ich relacji właściciel powiedział, że stan zwierzęcia pogorszył się nagle tego samego dnia. Przedstawicielki fundacji odebrały psa i przewiozły do lecznicy weterynaryjnej.
- Pies był w hipotermii, na granicy śmierci - czytamy w komunikacie fundacji. - Od razu podano mu kroplówki i umieszczono na matach grzewczych. Kiedy weszłyśmy do kojca, fetor był taki, że trudno było opanować mdłości a amoniak z zalegającego wszędzie moczu gryzł drogi oddechowe.
Straż miejska: nie złamano prawa
Wolska policja nie otrzymała zgłoszenia w tej sprawie.
Jak ustaliliśmy w Straży Miejskiej, w zakładzie kamieniarskim był także ekopatrol, ale jego relacja jest nieco inna. Według strażników pies miał ok. 20 lat, umierał w sposób naturalny i nie ma mowy o znęcaniu się.
Zdaniem funkcjonariuszy jedynym niedopatrzeniem było to, że pracownik nie poinformował nieobecnego przez kilka dni właściciela o pogarszającym się stanie zwierzęcia. Strażnicy miejscy nie wiedzą, czy pies został zabrany z zakładu, ponieważ odjechali z miejsca zdarzenia po przybyciu właściciela i wezwaniu weterynarza.
(dg)