REKLAMA

Puls Warszawy

różne

 

Mój sąd nad bankami

  10 kwietnia 2006

Przyglądając się sejmowej batalii o bankową komisję śledczą załamywałem ręce. Co to da przeciętnemu klientowi? Czy rozszarpanie Leszka Balcerowicza zmieni ofertę banków na lepszą? Jestem za tym, żeby posłowie zajęli się polskimi bankami. Już dawno powinni byli to zrobić, ale nie tak, nie w takiej atmosferze i nie dla swoich politycznych celów.

REKLAMA

System bankowy w naszym kraju wymaga zmian. Zwłaszcza w kwestii traktowania przedsiębiorców. Tym powinni zająć się parlamentarzyści, zamiast urządzać kolejny teatr, z którego nic nie wyniknie, poza tym, że ktoś poleci, by posadę dostał ktoś...

- Kilka dni temu w banku Pekao SA wpłacałem gotówką 25.000 zł - opowiada importer odzieży. - Rzecz jasna zapłaciłem prowizję. Nie mogłem skorzystać z usług innego banku, bo na te pieniądze czekał pod granicą mój konrahent. Wpłata w Pekao gwarantowała, że podejmie gotówkę natychmiast po wpłaceniu na jego konto. Przeżyłem szok, gdy okazało się, że od tej operacji zapłacę 500 zł prowizji. Gdybym wpłacał jako osoba fizyczna opłata byłaby cztery razy mniejsza.

Jeśli firma wpłaca na konto innej firmy - bank Pekao SA liczy sobie 2%! Tabela prowizji i opłat każdego banku to najlepszy dowód na gorsze traktowanie przedsiębiorców niż klienów indywidualnych. Przykładami z życia można zapełnić książkę.

Właściciel hotelu postanowił wybudować drugi. Dobrze mu szło. Kłopoty zaczęły się pod sam koniec budowy. Znacznie spadły obroty, a budowę trzeba było skończyć. Poszedł więc do banku. Potem do drugiego, trzeciego. Był niewiarygodny finansowo. Przez dwa lata pisał biznesplany, księgowi co chwila aktualizowali bilans. Bez skutku. Początkowo chciał dwóch milionów, by dokończyć budowę, w którą wcześniej sam włożył trzy. Stracił dwa lata. Z "niewiarygodności finansowej" uzbierał milion. Wreszcie ktoś w którymś banku poszedł po rozum do głowy. Przedsiębiorca dostał kredyt, skończył budowę i działa, ale ile zdrowia go to kosztowało, wie tylko on sam.

- Banki najchętniej dają kredyty tym, którzy przynoszą im pieniądze na lokaty - mówi właściciel hurtowni zabawek. - Kiedyś potrzebowałem pół miliona na towar i nie dostałem, bo nie miałem zabezpieczenia, chociaż moja firma robi dwadzieścia milionów obrotu rocznie. Gdyby bank chciał, wziąłby sobie to z mojego konta w tydzień.

Prezes spółki importującej samochodowe instalacje gazowe wiele miesięcy starał się o kilkaset tysiecy kredytu obrotowego. Miał 15 lat historii w jednym banku i kilka spłaconych wcześniej kredytów. Tym razem usłyszał "nie". Złe wyniki za rok ubiegły, zastój w branży, niepewny i niestabilny rynek - argumentowali bankowcy. - Przecież to jasne, że przyszedłem po kredyt wtedy, gdy brakowało mi pieniędzy. Gdybym je miał, bank nie byłby mi do niczego potrzebny - mówi przedsiębiorca, do którego kilka miesięcy po bankowej odmowie osobiście zadzwonił jakiś ważny dyrektor i zaproponował kredyt na znacznie lepszych warunkach, niż wcześniej oczekiwała firma. - Teraz? - prezes zdenerwował się na bankowca. - Teraz to ja mam na koncie trzy miliony własnych środków i poradzę sobie bez łaski. Jego irytacja była tak wielka, że po 15 latach zmienił bank. Dla zasady.

- Jestem wściekły, gdy wystawiam moim pracownikom zaświadczenia o zarobkach do banków, które mojej firmie odmawiają kredytów z powodu małej wiarygodności - mówi właściciel firmy poligraficznej. - Zaświadczenia z moim podpisem i pieczatką firmy są wiarygodne, żeby pracownicy dostali kredyt. Jak ja idę po kredyt, to okazuje się, że firma jest zbyt słaba finansowo. To żenujące.

- Potrzebowałem gotówki, a nie miałem szans na kredyt obrotowy w rachunku - mówi właściciel sklepu spożywczego. - Urzędnicy bankowi namawiali mnie, żebym wystawił lewe zaświadczenie na kogoś znajomego i na niego dostałbym kredyt. Zrezygnowałem.

Właściciel firmy budowlanej nie mogąc sprostać konkurencji potrzebował gotówki. Kredytu nie dostał, choć firma ma 15 lat doświadczenia. Nadarzyła się inna okazja. Sprzedał udziały zagranicznemu inwestorowi. Dziś jest prezesem firmy, którą budował od podstaw, tyle że należy ona do obcego kapitału. - Alternatywą było bankructwo - mówi krótko. - Szkoda, że nie dostałem kredytu, ale jestem szczęśliwy, że dorobek mojego życia nie poszedł pod młotek z powodu zakutych łbów bankowców.

Panowie Adam i Marek wiele lat temu zbudowali drukarnię. Drukowali dzień i noc. Gdy 10 lat temu wzięli kredyty, ich firma świetnie prosperowała, zatrudniali 50 pracowników. Osiem lat temu przyszedł kryzys. Stracili klientów zza wschodniej granicy. Zwolnili pracowników, przestali obsługiwać kredyt. Zanim się pozbierali, już byli wpisani na bankową listę nierzetelnych klientów. Bank zażądał natychmiastowej spłaty wszystkiego. Spłacili po roku, czyli trzy lata przed terminem i do tego z karnymi, potrójnymi odsetkami liczonymi od dnia wypowiedzenia kredytu. Bank zarobił na nich szybciej i więcej niż się umawiał, mimo to do dziś są na bankowej liście "oszustów". Do dziś nie mogą wziąć kredytu w żadnym banku.

Pan Zbigniew też jest na liście. Wpisali go, gdy cztery lata temu przez trzy miesiące nie spłacał rat. - Firma miała zwyczajny chwilowy kryzys - opowiada. - Tak bywa w biznesie, ale tego, co mi zrobił bank nie daruję im do końca życia. Jakiś czas później pozwolili mi wziąć nowy kredyt. Wiedzą, że jestem wypłacalny, ale z listy mnie nie wypisali. Zamknęli mi drogę do innych banków.

System bankowy w Polsce źle traktuje przedsiębiorców. To wymaga zmiany. Tym niech zajmie się poseł Artur Zawisza. Zlinczowanie Balcerowicza nie poprawi relacji małych i średnich firm z bankami, a przecież na tych firmach budujemy polską gospodarkę.

Bartek Wołek

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

REKLAMA

Najnowsze informacje w Pulsie Warszawy

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane w Pulsie Warszawy

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA