Zanim umrzesz
autor: | Magdalena Chrzanowska |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Poznań |
data: | 21 stycznia 2022 |
forma: | e-book (epub, mobipocket) |
liczba stron: | 368 |
ISBN: | 978-83-6698982-5 |
Inne formy i wydania
książka, okładka miękka ze skrzydełkami | 2021.11.16 |
e-book (epub, mobipocket) | 2022.01.21 |
Pewnego dnia ofiary dawnych zbrodni znów zapukają do drzwi...
W dworku w Pochyliszkach, który pełni rolę gospodarstwa agroturystycznego, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Reprezentujące cztery pokolenia właścicielki dworku stają się ofiarami bardzo nieprzyjemnych zdarzeń. Najpierw jedna z kobiet zostaje dotkliwie pogryziona przez własnego psa. Dwa dni później jej córka ulega wypadkowi samochodowemu, a wnuczka zostaje aresztowana. Natomiast nestorka rodu, po przeczytaniu anonimu, dostaje ataku serca. Wydarzenia te nie są przypadkowe. Wyraźnie widać, że ktoś się uwziął na kobiety. Czy próbuje je tylko zastraszyć, czy może pragnie ich śmierci? Jaką tajemnicę skrywają ściany dworku i okoliczny las?
Jadwiga Pochylicka mimo swoich siedemdziesięciu sześciu lat dziarsko maszerowała przez podwórko, trzymając przed sobą w obu dłoniach niebieski garnuszek wypełniony kawałkami surowego mięsa. Ranek był piękny, słoneczny, a ziemia ostudzona nocną burzą i zlana obficie deszczem nasycała powietrze intensywnym zapachem natury, w którym najbardziej wyczuwalny był aromat sosnowej żywicy z pobliskiego lasu.
Pochylicka bardzo lubiła takie poranki, a że codziennie wstawała o świcie, miała możliwość zachwycania się ich urokiem. Ta drobna kobieta z ciemnym koczkiem na karku gęsto poprzetykanym srebrnymi niteczkami skrzącymi się w porannym słońcu codziennie rano przemierzała trasę z dworku do kojca zajmowanego przez dużego, czarnego kundla z pyskiem i łapami w kolorze beżu, wabiącego się z angielska Eliot. Ale nie tylko pies nosił w tym gospodarstwie obco brzmiące imię. W stajni stały dwie klacze o wdzięcznych imionach Daisy i Margo oraz kucyk płci żeńskiej - Lady.
Był to znak czasu. Wraz z upadkiem muru berlińskiego przed ośmioma laty do Polski nachalnie
zaczął się wlewać Zachód, a Polacy przyjęli go z otwartymi ramionami, spragnieni tego, co wcześ-niej było zabronione lub co najmniej źle widziane przez władze. Dla mieszkanek dworku w Pochyliszkach angielskie imiona zwierząt stanowiły wyraz otwarcia się na Zachód i wpuszczenia do ich gospodarstwa nieco wielkiego świata. Dworek leżał we wschodniej Polsce, więc tym bardziej trzeba było pokazać, że nie jest jakimś zacofanym zaściankiem, gdzie nie dociera europejska cywilizacja.
Pochylicka otworzyła kojec, weszła do środka i wyciągnęła rękę z karmą w kierunku miski kundla. Eliot, który na jej widok machnął przyjaźnie ogonem, nagle odsłonił kły, groźnie warknął i nieoczekiwanie na nią natarł. Jadwiga była tak zaskoczona, że nie zdążyła uciec. Krzyknęła tylko nieludzko, kiedy pies wbił zęby w jej udo. Przykucnęła, osłaniając rękami twarz. Skuliła się i przyciągnęła głowę do kolan. Na jej szarych spodniach pojawiła się czerwona plama, która zaczęła się powiększać.
Kobieta była przerażona.
- Ratunku! - krzyknęła, ale tylko raz, bo pies natychmiast zareagował groźnym warknięciem. Nie była pewna, czy ktokolwiek ją usłyszał, kojec Eliota znajdował się obok stajni, a więc dość daleko od głównych zabudowań. W tej chwili tylko stajenny, Waldek Cichy, mógł być gdzieś w pobliżu, ale nie pojawił się mimo jej krzyku.
Pewnie jeszcze je śniadanie, a ten pies mnie zaraz zagryzie, pomyślała przerażona. Nie mając
nadziei na szybką pomoc, zaczęła delikatnie przemawiać do psa:
- Cicho, Eliot, cicho. Dobry piesek.
Kundel jednak tylko warknął, a kiedy się lekko poruszyła, bo pozycja, którą przyjęła, była dość niewygodna, chwycił zębami jej ramię. Jadwiga zawyła z bólu, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Znów odsłonił kły, a z jego gardła wydobył się groźny pomruk, jakby ostrzegał: a spróbuj jeszcze raz się ruszyć!
W tym momencie z oficyny wyszła wysoka, szczupła kobieta. Miała na sobie bryczesy i jasną koszulkę polo. Wyglądała jak dżokejka. Młodzieńcza sylwetka i sprężyste ruchy mogły sugerować młody wiek, ale twarz wskazywała, że czterdzieste urodziny kobieta miała już za sobą. Szła energicznie w kierunku stajni, ale myślami była jakby gdzieś indziej.
- Ela! - zawołała półgłosem Pochylicka, obawiając się, że głośny krzyk znów sprowokuje Eliota do agresji.
Maszerująca kobieta spojrzała w prawo, na kojec, i natychmiast się zatrzymała. Na jej twarzy pojawiło się najpierw przerażenie, a po chwili skupienie, na co wskazywały przecinające czoło dwie pionowe zmarszczki biegnące w górę od nasady nosa. Trwało to zaledwie dwie, najwyżej trzy sekundy. Kobieta rozejrzała się, zatrzymała wzrok na widłach opartych o ścianę stajni i natychmiast ruszyła w tamtą stronę. Chwyciła je i zawróciła w kierunku kojca. Kiedy się do niego zbliżyła, zachowanie psa nagle się zmieniło. Eliot na jej widok zamerdał przyjaźnie ogonem i nie zwracając
już uwagi na Jadwigę, która wciąż trwała w tej samej pozycji, bojąc się poruszyć, podszedł do ogrodzenia.
Dżokejka, trzymając widły przygotowane do ataku, weszła do kojca.
- Spokój, Eliot. Spokojnie piesku. Dobry Eliot - mówiła łagodnie, patrząc na psa. - Mamo, spróbuj powoli przesunąć się do wyjścia - zwróciła się do skulonej Jadwigi, nie spuszczając wzroku ze zwierzęcia. - Dobry Eliot. Cicho piesku, cicho - kontynuowała monolog skierowany do kundla, który patrzył na nią z oddaniem, merdając przy tym przyjaźnie ogonem.
Jadwiga resztką sił, bo już była bliska omdlenia z bólu i strachu, zaczęła w pozycji kucznej przesuwać się w kierunku drzwiczek kojca.
Nagle pies odwrócił łeb w jej stronę i warknął.
- Spokój, Eliot! - krzyknęła kobieta uzbrojona w widły. - Siad!
Pies natychmiast wykonał jej polecenie. Tymczasem Pochylicka dotarła do wyjścia. Stał tam już szczupły mężczyzna średniego wzrostu w bryczesach i podniszczonych oficerkach.
Stajenny Waldemar Cichy po śniadaniu wracał do pracy przy koniach, kiedy zobaczył dantejską scenę rozgrywającą się w kojcu Eliota. Jego pracodawczyni, Elżbieta Majewska, stała przed psem z widłami gotowa do ataku, a jej matka z zakrwawioną lewą ręką i lewą nogą przesuwała się powoli w kierunku wyjścia. Cichy natychmiast podbiegł do drzwiczek i kiedy tylko Pochylicka się zbliżyła, chwycił ją oburącz. W samą porę, bo w tym momencie straciła przytomność.
- Niech ktoś wezwie pogotowie! - krzyknął w kierunku grupki ludzi, którzy w międzyczasie zgromadzili się przy kojcu.
- Już zadzwoniłem - odezwał się młody człowiek w okrągłych okularach. - Zaraz będzie.
Tymczasem Majewska powoli się wycofała, dokładnie zaryglowała za sobą drzwi i ruszyła za stajennym do oficyny. Zebrani ludzie patrzyli za nimi w milczeniu. Po chwili ciszę przerwał sygnał pogotowia.
Kiedy karetka odjechała, zabierając Pochylicką do szpitala, Waldemar zwrócił się do Majewskiej:
- Elu, dlaczego on to zrobił? Przecież nigdy się tak nie zachowywał. To trochę dziwne, nie uważasz?
Kobieta spojrzała na niego z roztargnieniem.
- Czasem tak się zdarza, że pies zaatakuje swojego pana. Może ma kleszcze albo coś go ugryzło, że tak się wściekł. Sama już nie wiem. Zadzwoń po weterynarza, niech go obejrzy, bo ja muszę jechać do szpitala. Tylko torebkę wezmę. - Skierowała się do drzwi oficyny. - A! Przyślę Huberta po towar, bo sama nie dam rady dzisiaj dowieźć. Otworzysz mu magazynek. Chodź, dam ci klucz.
Niewielki murowany dworek położony był na skraju wsi. Na lewo od bramy wjazdowej, w pewnej odległości od dworu, ciągnął się aż po horyzont młody las, głównie sosnowy. Z prawej znajdował się duży ogród warzywny. Przylegał on do podobnego ogrodu na sąsiedniej posesji, gdzie na wysokim podpiwniczeniu stał nowy piętrowy dom typu klocek, pomalowany
na jaskrawożółty kolor, pokryty ceglastą dachówką. ,,Klocek" pysznił się swoimi gabarytami i kolorystyką, zwracając na siebie uwagę, podczas gdy niewielki dworek z pobielonymi ścianami i dachem w kolorze gorzkiej czekolady oraz drzwiami i futrynami okien w tym samym kolorze skromnie przykucnął na polu pod lasem, doskonale wkomponowując się w otoczenie.
Te stojące w niewielkiej odległości od siebie budynki tworzyły kontrast. Zderzenie dwóch zupełnie różnych epok i stylów. Wrażliwego estetę ten widok mógłby drażnić, ale mieszkańcy ,,klocka" do estetów nie należeli, a panie z dworku starały się raczej nie patrzeć w tamtym kierunku. I nie tylko z tego powodu, że im się dom sąsiadów wizualnie nie podobał.
Klasycystyczny parterowy dwór z poddaszem należał od wieków do rodziny Pochylickich. Obecnie jego właścicielką była Jadwiga, która wraz z córką, Elżbietą Majewską, korzystając ze zmian, jakie w ostatnim czasie nastąpiły w Polsce, rozpoczęła działalność agroturystyczną, zakładając gospodarstwo o nazwie Pochyłek. Turystów do jego odwiedzenia miały zachęcić bliskość Bugu i Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, lasy bogate w jagody i grzyby, kuchnia regionalna, lekcje jazdy konnej, no i cisza przerywana tylko świergotem ptaków (oczywiście pod warunkiem, że córka sąsiadów nie włączyła radia na całą moc lub syn nie wyruszył na przejażdżkę motocyklem bez tłumika). A i samo
gospodarstwo było atrakcyjne, bo panie zadbały o to, żeby dobrze wyglądało.
Od bramy wykutej przez znanego w okolicy kowala wiodła do dworku kamienna ścieżka obsadzona różnokolorowymi petuniami, która kończyła się u podnóża schodów. Dalej kilka niewysokich stopni prowadziło na ganek utworzony przez dwie toskańskie kolumny, zwieńczony daszkiem w kształcie trójkątnego tympanonu. Za brązowymi, solidnymi drzwiami, zdobnymi w metalowe okucia, znajdowała się sień. Można było z niej wejść do jadalni, saloniku albo jednego z pokoi gościnnych, wspiąć się po drewnianych, lekko skrzypiących schodach na poddasze lub też wyjść na taras znajdujący się na tyłach budynku. Stamtąd wysypana kamykami ścieżka prowadziła do oczka wodnego obsadzonego szafirową kocimiętką. Z prawej strony rosły pomarańczowe, pokryte bordowymi kropkami lilie zwane potocznie smolinosami, a nad kępkami wydłużonych, ostro zakończonych liści jukki ogrodowej wznosiły się wysokie pędy kremowobiałych kwiatów. Kontynuację bieli stanowiły imponujące kwiatostany krzewów hortensji ciągnących się aż do altanki, gdzie goście mogli skryć się przed słońcem, poczytać książkę lub gazetę albo po prostu wypić kawę.
Dwór, zgodnie ze staropolskim zwyczajem, ustawiony był na jedenastą godzinę. W ten sposób wszystkie jego strony o pewnej porze dnia były oświetlone, bo od frontu słońce pojawiało się już od rana, a o tył zahaczało, kiedy zachodziło. Na lewo
stał długi budynek, usytuowany prostopadle, zwany oficyną. Od biegnącego wzdłuż lasu ogrodzenia z metalowych przęseł oddzielał go niewielki park z bardzo starymi drzewami. Ogrodzenie było nowe, solidne, ale dawało możliwość wyjścia przez furtkę na ścieżkę prowadzącą w prawo wzdłuż lasu, do niewielkiego stawu, a w lewo do asfaltowej drogi. Za oficyną, w miejscu, gdzie kończył się park, znajdowała się stajnia, a za nią maneż. Z prawej strony przylegał on do pola Iwaniuków, właścicieli ,,klocka", o których mieszkanki dworu nie mogłyby powiedzieć: dobrzy sąsiedzi. Iwaniukowie również nie mieli dobrego zdania o ,,ślachciankach", jak je we wsi nazywano.
Pochylicka leżała na szpitalnym łóżku z owiniętymi bandażem udem i ramieniem. Obok, na stołku, siedziała jej córka.
- Myślisz, że to może być sprawka Iwaniuków? - zapytała starsza z kobiet.
- Nie wiem. Może jest jakiś chory - wysnuła przypuszczenie młodsza. - Waldek wezwie weterynarza. Bo co sąsiedzi mogą mieć z tym wspólnego?
- To dlaczego Eliot zachowywał się agresywnie? Musieli mu coś podrzucić.
- Ale tylko wobec ciebie. Przecież mnie nie zaatakował. - Majewska do tej koncepcji wyjaśnienia zachowania psa podeszła sceptycznie. - Chociaż... - zamyśliła się przez chwilę. - Mógł zdenerwować go jakiś zapach, który źle mu się kojarzy. Psy długo to
pamiętają. Nie używałaś jakichś nowych perfum czy dezodorantu?
- Nie. Przecież od lat kupujesz mi tę samą wodę kolońską. Eliot jest do niej przyzwyczajony. A dezodorantu nie uznaję. Myć się trzeba, a nie pryskać jakimiś diabelskimi wynalazkami. - Pochylicka była wyraźnie zniesmaczona pomysłem córki. - Już oni coś wymyślili. Jestem tego pewna. Ci Iwaniukowie to z samym diabłem są w komitywie.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Szukając miłościMagdalena Chrzanowska
-
[ książka, e-book ]I ślubuję ci...Magdalena Chrzanowska
-
[ książka, e-book ]WilczycaMieczysław Gorzka
-
[ książka, e-book ]Przyszedł list z MonachiumHakan Nesser
-
[ książka, e-book ]Marzenia z brązuCamilla Lackberg
-
[ książka ]Agnes Sharp i morderstwo w Sunset HallLeonie Swann
-
[ książka, e-book ]Srebrna kość. Tajemnice KijowaAndrij Kurkow
-
[ książka ]JoSzymon Grot
-
[ audiobook ]Ostatnia marionetkaAndreas Ek
-
[ książka ]Punkty zbieżneJacek Dubois
-
[ książka, audiobook ]Apartament w stylu HamptonDagmara Andryka
-
[ książka, audiobook ]Za nadobnePiotr Borlik
LINKI SPONSOROWANE