Wampir z Ropraz
tytuł oryg.: | Le vampire de Ropraz |
autor: | Jacques Chessex |
przekład: | Anna Topczewska |
wydawnictwo: | W.A.B |
kolekcja: | Inne historie |
wydanie: | I, Warszawa |
data: | 28 stycznia 2009 |
forma: | książka, okładka twarda z obwolutą |
wymiary: | 135 × 202 mm |
liczba stron: | 96 |
ISBN: | 978-83-7414554-1 |
1903 rok, małe szwajcarskie miasteczko położone wśród lasów, owładnięte widmem strachu...
Rosa, córka sędziego, umiera na zapalenie opon mózgowych. Dzień po pogrzebie ktoś dokonuje gwałtu na jej zwłokach i rozrywa je na części. W pobliskich miejscowościach dochodzi do podobnych zbrodni. Psychopata bezcześci groby i profanuje zwłoki młodych kobiet. Ludzi ogarnia panika. Śpią z krucyfiksami, a domy obwieszają czosnkiem. Jednocześnie zaczyna się polowanie na zboczeńca. Podejrzanym jest Favez - niespełna rozumu alkoholik o długich zębach i czerwonych oczach, przyłapany na gwałceniu krów. Badanie psychologa potwierdza przypuszczenia: Favez miał ciężkie dzieciństwo, które wpłynęło na jego chorą psychikę. Dowody jednak nie są wystarczające i ,,wampir" zostaje wypuszczony na wolność. To co się później stanie, będzie zarówno efektem przypadku, jak i okoliczności historycznych. Chessex, wyraźnie zainspirowany historią obyczajów, zabobonów i psychologii początków XX wieku, ale także literatury wampirycznej, popularnej szczególnie w wieku XIX - stworzył powieść, która przeraża i trzyma w napięciu do samego końca. Pisząc językiem kunsztownym, mrocznym i niezwykle sugestywnym, autor analizuje zarówno motywy działania psychopatycznego mordercy, jak i postawę małomiasteczkowej społeczności w sytuacji zagrożenia. Oparta na faktach książka dla wymagających czytelników o silnych nerwach.
Chessex wie, że tematy, które porusza, wywołują niepokojącą fascynację; taką samą jak ta, która powodowała mieszkańcami Ropraz, i jak ta, która wstrząsa czytelnikami prasy współczesnej, przynoszącej najgorsze wiadomości.
L'Express Livres
Doskonale odtworzona atmosfera, która powstaje w wyniku mieszania się podejrzeń, zabobonów i chorej ekscytacji wywołanej pojawieniem się wampira. Mały, mroczny klejnot.
Le Monde
Chessex jest daleki od prostego przywoływania faktów. Inteligentnie wplata w swoją opowieść odrobinę poezji, naturalizmu, estetyki obrzydliwości i metafizyki potwora.
Lire
Chessex znów prezentuje arcydzieło, opisując wydarzenia rozgrywające się w jego nieprzeniknioym kraju.
Le Nouvel Observateur
Gdy przyjechałem, by zamieszkać w Ropraz, w maju 1978, grób Rosy Gilliéron w alejce cmentarza znajdującego się przy drodze do mojego domu był jeszcze nietknięty. Na płycie z piaskowca wznosiła się biała marmurowa kolumienka opasana wieńcem róż ze sczerniałej miedzi, na niej zaś wykuto nazwisko i daty życia zmarłej. Kolumience utrącono szczyt, by zobrazować krótkość żywota, który nad wyraz tragicznie został przedwcześnie przerwany w pełnym rozkwicie najlepszych nadziei.
(...)
Ropraz, Haut-Jorat w kantonie Vaud, rok 1903. Na początku XX wieku jest to kraina wilków, trudno dostępne pustkowie, dwie godziny drogi od Lozanny, uczepione zbocza powyżej traktu na Berno, po obu stronach ujętego nieprzeniknionym lasem świerkowym. Odludne domostwa rozproszone wśród mrocznych drzew, ciasne miasteczka o niskiej zabudowie. Brak tu przepływu idei, tradycja przytłacza, nowoczesnej higieny się nie zna. Skąpstwo, przemoc, zabobon - jesteśmy opodal rubieży Fryburga, gdzie panoszy się czarnoksięstwo. W gospodarstwach Haut-Jorat ludzie często się wieszają. W stodole. Na belce pod kalenicą. W stajni albo piwnicy trzymają nabitą broń. Pod pozorem polowania lub kłusownictwa szykują proch, loftki, masywne sidła o żelaznych zębach, blaszki ostrzone na żniwiarskim brusie. Wszechobecny strach. Nocą 10 modlitwy błagalne albo egzorcyzmy. Surowi protestanci, ale żegnają się na widok potworów wychodzących z mgły. Z pierwszym śniegiem wraca wilk. Nie tak dawno temu, w 1881, zabito tutaj ostatniego, jego wypchane słomą truchło kurzy się dwanaście kilometrów stąd w gablocie muzeum w Vieux-Moudon. No i ten straszny niedźwiedź, który przyszedł z Jury. Nie ma nawet czterdziestu lat, jak w parowach la Mérine rozpruwał brzuchy jałówkom. Starzy pamiętają to jeszcze; nie do śmiechu im w Ropraz i Ussieres. W czasach Voltaire'a, który mieszkał na zamku w dole, w osadzie Ussieres, na głównej drodze, co idzie do Berna, do Allemagnes, z a s a d z a l i s i ę rabusie, później przyzwoitych ludzi grabili wracający z wojen żołnierze Wielkiej Armii. Bardzo uważamy, kiedy do żniw albo wykopów trzeba zgodzić włóczęgę. To obcy, szpieg, złodziej. Kółko w uchu, skryte zamiary, laguiole za cholewą. Nie ma tu wielkiego handlu, fabryk, manufaktur, tylko to, co daje ziemia, jednym słowem - nic. To nie jest życie. Jesteśmy tak biedni, że krowy sprzedajemy do miast na mięso, zadowalając się wieprzowiną, i zjadamy jej takie ilości pod każdą postacią - wędzoną, wytapianą, mieloną, soloną - że w końcu stajemy się do wieprzy podobni - różowy korpus, czerwonawa głowizna - odcięci od świata przez mroczne kotliny i lasy.
Wśród tych odludnych pól młoda dziewczyna jest gwiazdą, która jak magnes przyciąga wszelkie zboczenia. Kazirodztwo i bezustanne przeżywanie, w półmroku bezżeństwa, upragnionej i wiecznie zakazanej cielesności. Seksualne ubóstwo, jak nazwiemy je później, towarzyszy wędrówkom strachu i wyobrażeniom Złego. Nocą samotnie podglądamy miłosne igraszki kilku zamożnych panów z ich jęczącą wspólniczką; lekki dotyk szatana, poczucie winy wtłoczone w cztery stulecia obowiązującego kalwinizmu. Bez wytchnienia tropić niebezpieczeństwo mogące nadejść z głębi ludzkiej duszy i z zewnątrz, z lasu, z dachu, który poskrzypuje, z płaczącego deszczu; znad, od góry, spod, od dołu: niebezpieczeństwo zewsząd. Barykadujemy się we własnej czaszce, we własnym śnie, własnym sercu, własnych zmysłach, ryglujemy drzwi gospodarstw, ze strzelbą na podorędziu, z duszą udręczoną i wygłodniałą. Pod nietopniejącym śniegiem, który sprzyja szaleńcom, zima okrutnieje, nieboskłon czerwony i barwy bistru między brzaskiem a wyklętą nocą, mróz i melancholia, które dręczą i szarpią nerwy. Ach, byłbym zapomniał o straszliwym pięknie tych okolic. I o księżycu w pełni. I nocach pełni księżyca, modlitwach i rytuałach, kawałkach słoniny do nacierania liszajów i ran, o czarnych wywarach przeciwko ciąży, obrzędach z udziałem lalek topornie wyciosanych z drewna, najeżonego szpilkami i umęczonego, i o urokach, które rzucają źli ludzie, o zaklęciach przeciwko plamce na oku. Po dziś dzień na strychach i w komórkach znajdziemy księgi czarnoksięskie oraz instrukcje, jak gotować krew miesięczną, wymioty, sproszkowaną ślinę ropuchy i żmii. Kiedy księżyc za dużo blasku daje, przed tym i owym umykaj. Kiedy księżyc nazbyt wcześnie wstaje, węża do wora zamykaj. Szaleństwo zwycięża. I strach. Kto wkradł się na poddasze? Kto przeszedł po dachu? Na sekrety otchłani czekaj z prochem i widłami!
Luty 1903. Początek roku był bardzo mroźny, śnieg pokrywa Ropraz, które teraz wydaje się jeszcze bardziej skulone i zapomniane na swoim płaskowyżu smaganym przez wiatr. Od pierwszego lutego śnieg pada bez przerwy. Ciężki, mokry śnieg na tle ciemnego nieba; od jakiegoś czasu dla wioski nie ma litości. Odcięte drogi, przypadki gorączki, kilka krów źle się ocieliło, a we wtorek siedemnastego młodziutka Rosa - świeży kwiatuszek, dwadzieścia lat, jasna cera, duże oczy, długie kasztanowe włosy - zmarła w gospodarstwie swojego ojca, pana Emile'a Gilliérona, sędziego pokoju oraz deputowanego do Rady Stanu, na zapalenie opon mózgowych. Pan Gilliéron to człowiek szanowany, surowy, rozważny, szczodry. Posiada majątek, duże połacie okolicznych gruntów, a subtelna uroda jego córki zdążyła już narobić nie lada zamętu. Do tego Rosa dobrze śpiewała, była oddaną chorym, przykładną parafianką w kościele w Mézieres... Szacowni ludzie, jak widać, których także odpycha bezeceństwo, rozpusta i nagminne skąpstwo. Śmierć Rosy okrutnie wzburzyła całą okolicę.Na pogrzeb, dziewiętnastego lutego na cmentarzu w Ropraz, przybyli ludzie z odległych wiosek, z miasteczek targowych, z małych osad, z niedosięgłych szczytów. Podjazdem, konno, z rakietami na butach, mężczyźni i kobiety, tak liczni - całe setki - że mimo mrozu drzwi kaplicy do końca nabożeństwa stały otworem, potem zaś na cmentarz kondukt żałobny szedł ponad godzinę, przy monotonnych dźwiękach dzwonu. Aby ulokować nową pensjonariuszkę, grabarz Cosandey musiał przez całą środę kopać w zamarzniętej ziemi. Pracę wykonał. Po południu w czwartek Rosa Gilliéron została pochowana od południowego wschodu, w dwóch trzecich długości cmentarza, leżącego samotnie między gęstym lasem a rozległym pagórkowatym pustkowiem, gdzie żerują wrony. Trumnę zabito, ostatnią garść zmarzniętej ziemi rzucono stosownie na głuche wieko i Cosandey nie musiał nawet zagarniać śniegu na niewielki placek nagiego gruntu.
(...)
Lecz oto sobota dwudziestego pierwszego. Tego ranka bardzo wczesnym świtem François Rod, zamieszkały na wzgórzach Ropraz w miejscu tradycyjnie zwanym Vers-chez-les-Rod, Niedaleko Rodów, postanowił ,,narobić drewna" w pagórkowatym lesie, przylegającym do cmentarza. Towarzyszy mu syn Hermann, który powozi ciężkim wozem, zaprzężonym w woły mleczarzy i drwali. Jest siódma trzydzieści. Nad zaśnieżonymi polami powoli wstaje dzień. Droga do Bois des Tailles biegnie tuż przy cmentarzu. Dotarłszy do furtki, François zatrzymuje zaprzęg, każe synowi poczekać i wchodzi na cmentarz, by przez chwilę podumać nad świeżą mogiłą Rosy. Postępuje kilka kroków w głąb alejki, po czym rozlega się jego krzyk: grób Rosy jest otwarty, trumna odkopana.
(...)
Cosandey schodzi do grobu. Odbite wieko trumny pozostawiono w pośpiechu tak, że od
strony twarzy zmarłej została wąska szpara. Cosandey wciska rękę do środka:
- Nie mogę wymacać głowy! - krzyczy i zgięty wpół osuwa się na trumnę.
Cucimy Cosandeya, który szczękając zębami, zostaje pilnować grobu, po czym dotarłszy do Café Cavin, uruchamiamy jedyny we wsi telefon. Oczekiwani: pan Gloor, sędzia pokoju okręgu Mézieres, pan Blanchod, sędzia śledczy, oraz dwaj funkcjonariusze kantonalnej policji śledczej, którym dotarcie do Jorat starą przewiewną kolejką
linii Lozanna-Moudon zajmie trzy godziny. Dla zaoszczędzenia czasu wyjedziemy po nich wozem na stację przy zamku w Ussieres. Teraz ujawniamy sprawę. Z Mézieres - gdzie w końcu udało się go złapać - dołącza do grupy doktor Delay. Każe podnieść wieko trumny...
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Rachuba świataDaniel Kehlmann
-
[ książka ]KonklaweRoberto Pazzi
-
[ książka, e-book ]Stara baśńJózef Ignacy Kraszewski
-
[ książka, audiobook, e-book ]KobietyCharles Bukowski
-
[ książka ]Babie latoMarta Dzido
-
[ książka ]Gniazdo sierotEwelina Miśkiewicz
-
[ książka ]Blady ogieńVladimir Nabokov
-
[ książka ]Suplementy siostry FloryStanisław Syc
-
[ książka ]Ja Ciebie teżMichalina Kowolik
-
[ książka ]Duchy minionych lat. Tom 4: Zimowy senJoanna Jax
-
[ książka ]Prawie siostryCloe Korman
-
[ książka, e-book ]Ewangelia Nowego ŚwiataMaryse Conde
LINKI SPONSOROWANE