REKLAMA

Pod Anodynowym Naszyjnikiem

tytuł oryg.: The Anodyne Necklace
autor: Martha Grimes
przekład: Anna Bartkowicz
wydawnictwo: W.A.B
kolekcja: Mroczna seria
wydanie: I, Warszawa
data: 8 lipca 2009
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-7414645-6

Pod Anodynowym Naszyjnikiem Marthy Grimes to trzecia część wielotomowego cyklu, którego bohaterem jest Richard Jury, przystojny, inteligentny inspektor Scotland Yardu. Dwa pierwsze tytuły to Pod Huncwotem i Pod Przechytrzonym Lisem. Seria ta zapewniła autorce czołowe miejsce wśród mistrzów powieści kryminalnych.

Złośliwy przełożony dzwoni do Richarda Jury'ego, który właśnie szykuje się do weekendowego wyjazdu, i wysyła go w teren. Inspektor trafia do Littlebourne - małej, spokojnej wioski nieopodal Londynu - gdzie w pobliskim lesie odkryto ciało młodej kobiety z odciętymi palcami jednej dłoni. Dziewczyny nikt wcześniej nie widział w okolicy i trudno powiedzieć, jakie licho przywiodło ją w te strony. Policja bada okoliczności zbrodni, prowincja huczy od plotek, a Jury poznaje sekrety małej społeczności oraz jej dziwacznych przedstawicieli, zgryźliwego arystokratę, miłośników ptaków, niespełnioną literacko autorkę kryminałów. Niebawem okazuje się, że zaskakująco dużo łączy morderstwo z brutalnym napadem na skrzypaczkę w londyńskim metrze, która pochodzi z Littlebourne. A tajemnicza mapa poszukiwaczy skarbów wiedzie Jury'ego i jego ekscentrycznego przyjaciela Melrose'a Planta do jeszcze jednej mrożącej krew w żyłach zbrodni.

Czym się to wszystko skończy? Na pewno wypiekami na twarzy czytelnika Pod Anodynowym Naszyjnikiem. Bo tak tajemnicze i przepojone angielską atmosferą kryminały, pełne specyficznego humoru, potrafi tworzyć tylko nierodowita Angielka, która podobno czasem do połowy książki sama nie wie, kto jest mordercą...

Tytuły wspomnianych wyżej kryminałów z Jurym to nazwy pubów, a genezę Pod Anodynowym Naszyjnikiem autorka wyjaśnia tak: ,,W Londyńskim City, przy Temple Bar, czyli w tej części miasta, gdzie członkowie rodziny królewskiej odbywają coroczny rytuał błagania o zezwolenie na wstęp, był kiedyś pub noszący nazwę ,,Pod Anodynowym Naszyjnikiem". Choć pozwoliłam sobie przenieść go na londyński East End, historia pochodzenia jego nazwy jest prawdziwa".

Anodynowy naszyjnik w XVIII wieku był ,,rekomendowany [...] w celu ułatwienia wyrzynania się ZĘBÓW etc., jako że więcej dzieci umiera z powodu cierpień z tym związanych, jak również z powodu ataków epilepsji, gorączki i konwulsji oraz innych spowodowanych przez nie niźli (mówiąc ogólnie) z powodu wszystkich innych zaburzeń". Ten magiczny przedmiot odegra w kryminale Marthy Grimes ważną rolę.

Z recenzji książek Marthy Grimes:

Martha Grimes jest znakomitą pisarką, która nasyca swoją wyobraźnię poetyckim dotknięciem... Zawarcie znajomości z jej kryminałami to prawdziwa przyjemność.

The New York Times

Martha Grimes ma nadzwyczajną łatwość pisania o czymkolwiek i bez większego problemu zapodaje ujmujące opisy przyrody i charakterystyki różnych elementów społecznych. Tym samym czytając Stację Cold Flat Junction, mamy przyjemność kryminalnie bezwzględną.

Lampa

To proza pełna poezji i to nie w jakimś męczącym, mało zrozumiałym sensie. Poezji życia, zwykłego, prostego, ciekawego nie tyle bulwersującymi, głośnymi wydarzeniami, co zwyczajnymi okruchami każdego dnia.

Oto świat wykreowany przez autorkę emanuje poezją i to ona zapiera dech w piersiach. Nie sposób się jej oprzeć.

Marta Mizuro,

Fragment

Siedzieli teraz znowu na małym posterunku przy High Street i grzali sobie ręce nad kubkami z herbatą.

- Nie dało się jej zidentyfikować - powiedział Carstairs. - Metki przy jej garderobie pochodziły z firm Swan i Edgar oraz Marks i Sparks. Sądząc po jakości jej ubrań, nie robiła zakupów w Liberty's. Na moje oko to jakaś ekspedientka. Aha, nosiła dużo ozdób. A jedyną rzeczą, na podstawie której da się wywnioskować, skąd pochodziła, jest to.

Carstairs wyciągnął z kieszeni małą kopertę i wysypał jej zawartość na biurko.

- Sierżant pomagający mi w pracy wręczył mi tę rzecz, zanim wyjechaliśmy z lasu. Jest to dzienny bilet powrotny do Londynu, który znaleziono pod podszewką jej płaszcza. Najpewniej dostał się tam przez dziurę w kieszeni.

Jury spojrzał na wyraźnie widoczną datę. Czwarty września. Bilet był sprzed dwóch dni.

- A więc nie mieszkała gdzieś tutaj.

- Wygląda na to, że nie. Nie możemy tego jednak absolutnie wykluczyć.

Carstairs powiedział to takim tonem, jakby nie chciał tak do końca wypuścić dziewczyny z rąk.

- Przypuśćmy na chwilę, że była tutejsza... - włączył się Wiggins, trzymając kubek przy twarzy i wdychając parę. - Jednak jako osoba stąd nie poszłaby raczej przez las. O tej porze. Po zmroku. I na dodatek tak ubrana.

Carstairs spojrzał na Wigginsa tak, jakby ten był kupą nieupranych skarpet, ale nie miał wyjścia, musiał się z nim zgodzić.

- Panna Craigie, ta, która ją znalazła, twierdzi, że musiała przechodzić koło tamtego miejsca, kiedy wieczorem spacerowała po lesie.

- O której godzinie? - zapytał Peter Gere.

- Nie jest tego pewna. O dziewiątej, może wpół do dziesiątej, a może nawet o dziesiątej. W każdym razie po zmroku.

- A po co ona kręciła się po lesie o tej porze? - zapytał Wiggins, wręczając Gere'owi swój kubek i spodziewając się, że posterunkowy doleje mu herbaty.

- Obserwowała sowy - odrzekł Peter Gere. - Panna Craigie stoi na czele tutejszego Towarzystwa Obserwatorów Ptaków. Twierdzi, że ten las to cudowne miejsce... wilgotne i bagniste...

- To jej obserwowanie ptaków wygląda mi na ponurą rozrywkę - powiedział Wiggins, otulając się ciaśniej kurtką; mały grzejnik stojący na posterunku najwidoczniej go nie zadowalał. - No i jest oczywiste, że była w tamtym miejscu, w czasie gdy popełniono morderstwo, panie nadinspektorze - zwrócił się do Jury'ego.

Gere roześmiał się.

- No cóż, muszę przyznać, że jest wystarczająco silna, żeby popełnić coś takiego... Z tym tylko że... No nie, pan z pewnością nie myśli, że to zrobił ktoś z miejscowych?

Gere, bardzo zmartwiony, zmarszczył brwi i zaczął napychać fajkę.

- Być może nie, być może tak - powiedział Carstairs. - Jednak prawda jest taka, że mieliście tu już swoje kłopoty. Co z tym? - Sięgnął do kieszeni, wyjął z niej pakiet w szarej kopercie i rzucił go na stół. - Proszę spojrzeć, panie nadinspektorze - dodał z enigmatycznym uśmiechem świadczącym o tym, że nie może się doczekać, kiedy ktoś ze Scotland Yardu rzuci na tę rzecz okiem.

Koperta była najzwyklejsza pod słońcem. Wysłano ją z Hertfield na pocztę w Littlebourne. Jury ją otworzył i wyjął z niej pakiet związanych gumką listów. Po czym obejrzał je pobieżnie.

- Napisane kredkami?

- Ciekawe, prawda? Kredki są trudniejsze do analizy niż tusz czy pismo maszynowe. Jak dotąd, nic jeszcze w tej sprawie nie wykryto.

Jury sięgnął po pierwszy list, napisany zieloną kredką i zaadresowany do panny Polly Praed w Sunnybank Cottage.

- Wyglądałoby z tego - zauważył po przeczytaniu listu - że panna Praed snuła intrygi, nie wychodząc nawet z domu. A poza tym alkohol. Narkotyki.

Jury odłożył list i wziął drugi, napisany kredką pomarańczową i zaadresowany do Ramony Wey.

- No cóż, widzę, że nie są zbyt długie.

- I niezbyt wredne, z wyjątkiem dwóch: do Augusty Craigie i do doktora Riddleya. Kredką jest trudno wiele napisać.

List do Augusty Craigie był fioletowy.

- Cóż, panna Craigie intensywnie romansuje. Jest tu mowa o trzech różnych mężczyznach. Ubranych i rozebranych.

Peter Gere uśmiechnął się.

- Gdyby pan znał Augustę... To siostra Ernestine... No więc gdyby pan ją znał, wiedziałby pan, że to nieprawdopodobne. Sądzę, że ona była raczej z tego listu dumna. Zastanawialiśmy się nawet, czy to nie ona napisała je wszystkie. I jeden z nich wysłała do siebie.

- Takie rzeczy się zdarzają - powiedział Jury. - Ale chęć otrzymania takiego listu to niezbyt poważny motyw do napisania pozostałych. Autorzy wrednych anonimów czerpią poczucie mocy z kontrolowania życia innych ludzi, podobnie jak podglądacze albo ci, co telefonują do kobiet, żeby szokować je obscenicznymi tekstami. - Jury sięgnął po następny list. - Widzę, Peter, że i pan był jednym z adresatów.

Posterunkowy Gere zaczerwienił się i poskrobał fajką w szyję.

- Ten zaadresowany do mnie jest raczej nudny. Napisany szarą kredką, na co moje życie osobiste zapewne zasługuje. Jest w nim mowa o jakichś szwindlach, których się dopuściłem, pracując jako funkcjonariusz służby ochrony londyńskiego metra.

Carstairs, słysząc to, cmoknął językiem z żartobliwą dezaprobatą, po czym oznajmił:

- Ten do Riddleya jest niezły. Riddley to miejscowy medyk. Młody facet i atrakcyjny. List jest niebieski.

Carstairs podał go Jury'emu, a ten przeczytał zaraz szczegółowy opis tego, co doktor Riddley robił z Ramoną Wey.

- Czy ona jest aż tak seksowna? - zapytał.

- Jest całkiem niczego sobie - odpowiedział Peter - ale przypomina górę lodową. Prowadzi w Hertfield sklep z antykami.

Na poszczególnych kopertach nie było adresów, tylko nazwiska adresatów. Wszystkie listy zostały wpakowane do jednej dużej szarej koperty i wysłane na miejscową pocztę.

- Do czyich rąk dotarł cały pakiet? - zapytał Jury.

- Do rąk pani Pennystevens, która oczywiście uznała tę przesyłkę za bardzo dziwną. Oddawała jednak listy adresatom, kiedy ci zjawiali się w jej sklepiku po chleb albo znaczki. Przypuszczała, że w kopertach są zaproszenia na jakieś przyjęcie.

- Hm, na przyjęcie - skomentował to Wiggins, który przeglądając listy, nabierał kolorów.

- Takie zwykłe kredki są do dostania w sklepach papierniczych. Można je też znaleźć w każdym domu, w którym są dzieci.

- A także w takich, w których ich nie ma - powiedział Peter Gere, po czym otworzył boczną szufladę biurka i wyjął z niej ogryzki kredek oraz parę książeczek do kolorowania, które rzucił na stół. - Te rzeczy nie są moje - oznajmił. - Należą do pewnej małej dziewczynki, która namiętnie koloruje. Ma na imię Emily. Zostawia te swoje książeczki i kredki gdzie popadnie. Te znalazłem na parapecie.

Jury przeczytał ponownie list do Augusty Craigie i pokręcił głową.

- Te listy nie brzmią prawdziwie.

- To znaczy? - zapytał Carstairs.

- To znaczy, że ja w nie nie wierzę. - Jury rzucił listy na stół. - Przypominają jakąś zabawę. Nie wyglądają na pisane na poważnie.

- Proszę mi wierzyć, panie nadinspektorze, że miejscowi ludzie biorą je jak najpoważniej - zapewnił Peter.

Carstairs spojrzał na zegarek i odstawił filiżankę z kawą, która już wystygła.

- Muszę wracać na posterunek w Hertfield - powiedział. - W razie, gdybym mógł w czymś pomóc, proszę się do mnie natychmiast zwracać, panie nadinspektorze. Jeżeli pan chce, to możemy tu niezwłocznie sprowadzić posiłki. Tylko myślałem, że skoro Hertfield jest tak blisko...

- Wszystko jest w porządku. Niech pańscy ludzie nadal przeszukują las.

Carstairs kiwnął głową, podniósł dwa palce do czapki, salutując żartobliwie i powiedział:

- Dzięki za kawę, Peter. Widzę, że wciąż parzysz ją ze stalowych wiórów.

Po czym uśmiechnął się i wyszedł.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe