REKLAMA

Mięso

autor: Dominika Dymińska
wydawnictwo: Wydawnictwo Krytyki Politycznej
kolekcja: Seria Literacka
wydanie: 1, Warszawa
data: 17 sierpnia 2012
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 184
ISBN: 978-83-6246767-9

Debiut zwiastujący nowy talent.

Sławomir Shuty

Ta dziewczynka nie mówi wszystkiego swojej mamie. Ani nikomu. Jak wiele dziewczynek, które wiedzą za wiele. ,,Niektóre słowa nie przechodzą przez gardło". Czasem jednak przechodzą do netu.|

Pan z netu jest pedofilem.|

Penis chłopca z netu pachnie proszkiem do prania.

Potem dziewczynka ma bulimię i słowa z gardła przedostają się w książkę. Jeszcze potem dziewczynka dojrzewa i ma wielu chłopaków, niektórzy są sławni. Niektórzy wręcz przeciwnie.

Proza Dominiki Dymińskiej uwodzi stylem Herty Müller i klimatem Aglai Veteranyi. Pisana świeżą, odkrywczą polszczyzną jest dziewczyńska, poetycka i intrygująca.

Neurotyczna potrzeba miłości przyprawia mnie o mdłości. Nienawidzę młodzieżowych powieści, dojrzewania, wrażliwych poetek i książek pisanych w pierwszej osobie, która nazywa się tak jak autorka. Nienawidzę siebie za to, że 40 lat temu ta książka by mi się podobała. Ba, uznałabym ją za genialną. Nienawidzę, ale czytam i nie mogę przestać. Bo to jest bardzo dobra książka!

Kinga Dunin

Fragment

Mama przekonuje się, że w cierpieniu kluczowa jest regularność i pulsowanie, obecność uporczywa jak śmiech dziecka w czasach, gdy wciąż mogą przyjść jeszcze gorsze plagi. Jeszcze mniej zasłużone. Kiedy Konrad odchodził, nic o tym nie wiedział. Teraz, kiedy odszedł, matka ma na twarzy koniec świata. Ma na twarzy całą erę atomową. Konrad zabrał z domu wszystkie swoje rzeczy. Zostawił wszystkie stare i zepsute. Powietrze zostawił lekkie, a pościel czystą. Konrad żyje tak, jakby miał żyć wiecznie. Jakby miał wiecznie tylko o tym myśleć. Mama poszła do psychiatry i do psychologa, dostała leki, po miesiącu terapii przypominała człowieka bardziej niż kiedykolwiek. Do domu wracało życie. Życie po śmierci i po rozwodzie. Życie po życiu. [...]

Zanim mama i Konrad się rozwiedli, przyszedł do domu pozew. Konrad wysłał go listem poleconym. Listonosz zostawił w skrzynce awizo, bo nie chciało mu się dzwonić do furtki. Oni zwykle tak robią. Zupełnie jakby gdzieś im się spieszyło. Jakby dzięki temu mogli szybciej przestać być listonoszami. Jakby w ogóle dało się przestać być tym, kim się po prostu jest. Jednak w przypadku takiej przesyłki przyjemniej byłoby mieć poczucie, że się ją otrzymało, a nie, że trzeba pofatygować się na pocztę, żeby ją dobrowolnie odebrać. Jeśli w ogóle można tu mówić o przyjemności.

Pozew miał czternaście stron. Nie licząc tytułowej. Tak, pozew rozwodowy ma stronę tytułową. Prawdopodobnie po to, żeby nie pomylić go z żadnym innym pismem. Pozew, który wysłał matce Konrad, można by na przykład pomylić z nakazem aresztowania. Albo z wezwaniem do zapłaty. Ale takie pisma zwykle nie mają czternastu stron. W pozwie matka występowała jako Pozwana, a Konrad jako Powód. Zupełnie jakby nigdy nie mówili do siebie po imieniu. W pozwie Konrad napisał, że matka rzucała w niego przedmiotami. W pozwie było napisane, że Pozwana p o s u w a ł a się do rzucania w Powoda przedmiotami. Nie wiem, czy posuwała się do tego, ale rzeczywiście czasem czymś rzucała. Talerzami, książkami albo telefonem. Nie używała przy tym siły. To była kobieca przemoc, czyli bezsilność. Rzucała tymi przedmiotami z czułością. Nie tak, żeby zabić. O tym Konrad w pozwie nie wspomniał. Ale nieważne. Kiedy pozew przyszedł do domu, byłyśmy z mamą na tyle zdrowe, że mogłyśmy się razem z niego śmiać. [...]

Jadę taksówką, rozmawiam z kierowcą. Ma bluzę z kołnierzem ze sztucznego futra i butelkę żurawinowego jogurtu przy sobie. Jogurt pomaga przetrwać noc, mówi, ale nie pomaga przetrwać dnia, wie pani, przez większość czasu jestem smutny, a przez resztę czasu jestem smutny i wkurwiony. Wie pani, co ja robię w życiu oprócz stania w korkach, no nic, to jest cała treść, stanie w korkach i powolne poruszanie się w korkach, ruch uliczny, światła, pijane nastolatki w butach na obcasach dłuższych od ich własnych nóg, sezonowe przeboje w radiu, wie pani, ja nie żyję, nie mam szans, ja radzę sobie z życiem. I zarabiam na chleb, w dodatku nie na swój. [...]

W sylwestra poznaję całkiem fajnego chłopaka. Nazywa się Robert. Nawet mi się podoba. Chociaż nie do końca. Ale w sumie jest w porządku. Jest też dość nachalny. Postanawiam dać mu szansę. Sama nie robię nic, szansa polega na tym, że pozwalam mu na to, czego chce. Pozwalam mu przyjechać pod mój dom i zabrać mnie na randkę. Słucham jego nerwowych opowieści i pozwalam mu słuchać moich. Piję kupione przez niego drinki i palę papierosy. Powoli kiełkują we mnie ciepłe uczucia. Cieszę się z tego, bo zapomniałam już o uczuciach, przez długi czas miałam do czynienia tylko z pożądaniem. Postanawiam definitywnie zakończyć mój romans z żonatym trzydziestolatkiem. Wydaje mi się, że będę w normalnym związku. Zdrowym. Z chłopakiem, którego lubią moi rodzice. Z chłopakiem, który przynosi mi kwiaty, dzwoni bez przerwy, jest odrobinę irytujący i bywa żenujący.

Jednego wieczoru zapraszam go do siebie. Zakładam najlepszą bieliznę i cała jestem piękna. Idziemy do łóżka i jestem zupełnie załamana. Czuję się, jakbym była w filmie, wszystko, co robię, jest kłamstwem. Wszystko, nawet czułość. Im śmielej on mnie dotyka, tym bardziej robi mi się go żal. Przytulam się, żeby nie widział moich pustych oczu. On mówi, kocham cię. Mówi, wiem, że to głupie, znamy się tak krótko, ale naprawdę, Dominika. Uśmiecham się, szukam w sobie jakiejś empatii, właściwie nie wiem po co. W temacie miłości nie mam nic do powiedzenia.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe