Kobiety nieidealne. Baśka
autor: | Magdalena Kawka, Małgorzata Hayles |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Zakrzewo |
data: | 14 maja 2019 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 130 × 200 mm |
liczba stron: | 352 |
ISBN: | 978-83-6621731-7 |
Inne formy i wydania
e-book (epub, mobipocket) | 2019.05.12 |
książka, okładka miękka ze skrzydełkami | 2019.05.14 |
Znane bohaterki w kolejnej odsłonie. Bo nie od dziś wiadomo, że kobiety perfekcyjne są tylko perfekcyjne, za to nieidealne są po prostu fajne.
Jedna z czterech przyjaciółek, Baśka, wreszcie została mamą. Czy kobieta, która przez całe życie skupiona była wyłącznie na sobie, będzie potrafiła odnaleźć się w nowej roli? Do tej pory los obchodził się z nią łaskawie, szczędząc jej większych trosk, ale i nad nią zaczynają się zbierać czarne chmury. Przyzwyczajona do luksusów i wygodnego życia, będzie musiała bardzo się postarać, żeby przetrwać burzę.
Na szczęście, jak zawsze ma wsparcie w przyjaciółkach, które potrafią wyciągać się wzajemnie za uszy nawet z największych tarapatów.
Kolejny raz Magdalena Kawka i Małgorzata Hayles potrafiły zaintrygować i skłonić mnie do tego, bym nieustannie przerzucała kolejne kartki książki. Dałam się wciągnąć! Kolejny raz! Późne macierzyństwo to niełatwy temat, ale autorki uporały się z nim na piątkę. Opowiedziały o problemach, o których wszyscy wiedzą, ale zazwyczaj nie chcą głośno o nich mówić. Ciekawe, ile czytelniczek po przeczytaniu tej książki powie: ,,Tak, jestem Baśką". Fantastyczna robota, drogie panie!
Joanna Divina, dziennikarka radiowa, ,,Mała Czarna"
Macierzyństwo to nie moja bajka - ta uporczywa myśl znów zaczęła mnie prześladować, nie wiem który już raz. Zdaje się, że o dziewięć miesięcy za późno. Pewien rodzaj kobiet po prostu nie powinien się rozmnażać. Nie chodzi nawet o to, że jesteśmy bardziej świadome niż te wszystkie egzaltowane mamuśki albo że w przeciwieństwie do nich nie mamy instynktu macierzyńskiego; my po prostu podskórnie czujemy to, z czego one nie zdają sobie sprawy: że wydawanie na świat śmiertelnych istot jest niehumanitarne i nieuczciwe.
Próbowałam podzielić się tą odkrywczą myślą z Jackiem, ale chyba nie bardzo mnie słuchał, zajęty cmokaniem nad łóżeczkiem Hanki. Radośnie wtórowała mu pani Wiera, co chwilę nakręcając karuzelę z pozytywką; jej powtarzalne tony doprowadzały mnie do szału. Powinni to dziecko mieć ze sobą, idealnie by się dogadali.
Ptaszki, cmoki i tiutania dobiegały z dziecinnego pokoju przez prawie cały dzień, choć Hanka jego większość i tak przesypiała, nieczuła na zachwyty ojca i gosposi nad własnym istnieniem. Dawało mi to nadzieję, że mimo wszystko bardziej wdała się we mnie.
W sumie to bardzo dorosłe i odpowiedzialne posiadać w domu dziecinny pokój, ale musiałam w końcu przyznać sama przed sobą, że jego mała rezydentka nieco mnie przeraża i zdarzały się chwile, że świtała mi myśl o ucieczce na drugi koniec świata. Najlepiej do Nowej Zelandii. Szczególnie o czwartej nad ranem, kiedy po raz kolejny bezskutecznie próbowałam ją oderwać od moich nabrzmiałych i drażliwych sutków, do których potrafiła się przyssać jak najbardziej stanowcza pijawka świata.
W myślach odpierałam już gadkę przyjaciółek o powinnościach kobiety i matczynej miłości. Cóż, może niektórym kobietom przychodziło to tak naturalnie jak ciąża czy urodzenie dziecka. Najwyraźniej do nich nie należałam. Bardzo kocham swoje dziecko, tak mi się zdaje, ale nic nie poradzę, że trochę się go boję i nie umiem się odnaleźć w nowej roli. Nosiłam je w sobie przez dziewięć miesięcy, a jednak wcale go nie znam. Nawet nie wiedziałam, czy będzie chłopcem, czy dziewczynką, więc nauczyłam się zwracać do niego bezpłciowo. Mówiłam do brzucha: kochanie. Zwolennicy gender zapewne by mnie pochwalili i poradzili, żebym poczekała, aż samo wybierze sobie kulturową płeć, ale jednak jak na dłoni było widać, że to dziewczynka.
Urodziła mi się jakimś nieznanym, nieodgadnionym bytem, z poczochraną czupryną, zmarszczonym nos-kiem i zamglonymi oczami, niebieskimi jak u wszystkich noworodków. Na dodatek z żółtaczką. Gdyby nie nadzieja, że jednak w końcu się bliżej poznamy i polubimy, chyba naprawdę dałabym stąd nogę.
Tymczasem spróbowałam odzyskać dawną siebie. Po tylu miesiącach urodowej abstynencji byłam spragniona mezoterapii, botoksu, kwasu hialuronowego i nici liftingujących, ale nawet nie miałam odwagi umówić się na manicure. Społecznie aprobowany byłby co najwyżej dentysta albo ginekolog, z naciskiem na tego ostatniego. Gdzieś podskórnie (nomen omen) czułam, że przestałam przynależeć do świata medycyny estetycznej, że wręcz nie wypada mi w nim przebywać. Właśnie zostałam mamuśką i powinnam raczej martwić się o stopień chłonności pieluszek i niemowlęcą ciemieniuchę.
W akcie desperacji, żeby poprawić sobie nastrój, wyciągnęłam z szafy piaskowy sweterek z tiulową wstawką przy dekolcie, który podarował mi Jacek, kiedy pokazałam mu dwie kreski na ciążowym teście.
Sweterek był przepiękny, miał metkę bardzo znanego projektanta i był nieprzyzwoicie drogi. Jak zwykle szybko ustaliłam sama ze sobą, że kosztował dosłownie grosze, żeby nie wprowadzać w zakłopotanie moich przyjaciółek, z których chyba tylko Iza mogła sobie pozwolić na podobne ekstrawagancje. I to na dodatek w czasach, gdy jeszcze pracowała w korporacji i nie była matką na pełen etat.
Z napięciem, pełna ledwie tłumionych emocji, dotknęłam tego cudeńka. Sweterek był tak samo piękny i delikatny jak dziesięć miesięcy temu. Miałam go na sobie może ze dwa razy i jeszcze nie zdążyłam się nim nacieszyć. W ciąży się w niego nie mieściłam. Z lubością przyłożyłam policzek do mięciutkiej wełny. Przez chwilę poczułam się jak dawna Baśka. To wrażenie było orzeźwiające jak łyk najlepszego szampana. Niewiele myśląc, ściągnęłam przez głowę porozciąganą dresową bluzę, nie zawracając sobie nawet głowy rozpinaniem suwaka, i już po chwili poczułam rozkoszny, otulający dotyk dzianiny, delikatnej jak łabędzi puch.
Mój wytęskniony, komfortowy świecie - oto wróciłam!
Z ufnością zerknęłam w wielkie lustro i omal nie zemdlałam. Uroczy sweterek sterczał na moim monstrualnym biuście jak świeżo rozstawiony namiot. Na dodatek przez owo sterczenie sięgał mi zaledwie do pępka, co nie byłoby problemem dziesięć miesięcy temu, jednak dziś było dramatem. Nabrzmiałe cycki, wielki, pofałdowany brzuch i pryszczate czoło, bo w ciąży nie mogłam brać hormonów - oto portret zamożnej mieszkanki wielkiego miasta. Na dodatek nagle wydało mi się, że trochę wyłysiałam; włosy nie były już tak gęste jak kiedyś. Zamiast grubej kitki na plecach smętnie zwisał mi cienki kosmyk, który wyglądał jak zmokły zagłodzony szczur, który wgryzł mi się w kark.
W głowie słyszałam szydercze głosy moich przyjaciółek, i chociaż nie szydziły z mojego wyglądu, a jedynie z moich myśli, pogoniłam je w cholerę. Ja wam jeszcze pokażę, obiecałam mściwie.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Kobiety nieidealne. JoannaMagdalena Kawka, Małgorzata Hayles
-
[ książka, e-book ]Kobiety nieidealne. IzaMagdalena Kawka, Małgorzata Hayles
-
[ książka, e-book ]Kobiety nieidealne. MagdaMagdalena Kawka, Małgorzata Hayles
-
[ książka ]Córka powietrza. Seria Córki żywiołówDorota Gąsiorowska
-
[ książka ]Wiatr nadziei. Wydeptane ścieżki tom 2Agnieszka Stec-Kotasińska
-
[ książka ]Patrycja. Dziewczyna znikądAnna Stryjewska
-
[ książka ]W cudzych ogrodachKatarzyna Majewska-Ziemba
-
[ książka ]Rodzinne fatumAgnieszka Lewandowska-Kąkol
-
[ książka ]Nikt nie widział, nikt nie słyszałMałgorzata Warda
-
[ książka ]Mały cudKasia Półtorak
-
[ książka ]Pakiet: Dębowe Uroczysko / Wyzwania Dębowego UroczyskaJoanna Tekieli
-
[ książka ]Osada w SłonecznejMirosława Kubiak
LINKI SPONSOROWANE