REKLAMA

Błędne siostry

autor: Renata L. Górska
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 10 października 2017
forma: książka
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 512
ISBN: 978-83-7674656-2

Inne formy i wydania

książka  2017.10.10

Życie jest niczym podróż pociągiem. Należy liczyć się z objazdami, postojami, przesiadkami, a nawet z kraksami. Nie na wszystko mamy wpływ i dopóki tego nie zaakceptujemy, nie zaznamy wewnętrznego spokoju.

Karola to młoda Polka od wielu lat mieszkająca za granicą. Wydaje się wieść tam szczęśliwe, uporządkowane życie, jednak od dawna cierpi na silne bóle migrenowe, które są niezwykle uciążliwą dolegliwością. Lekarz zaleca kobiecie tymczasowy powrót do ojczyzny, gdyż być może znajomy klimat poprawi jej samopoczucie. Nieoczekiwanie koleżanka z pracy udostępnia jej swój domek w Karkonoszach, położony wśród urokliwych gór i lasów z dala od hałaśliwej cywilizacji. Kobieta przystaje na tę propozycję, bierze półroczny urlop i przyjeżdża na ustronne odludzie.

Lekki, subtelny styl oraz przepiękna polszczyzna kształtują książkę w sposób iście artystyczny. Poszczególne wątki umiejętnie wiążą się ze sobą, tworząc spójną całość, a delikatne napięcie towarzyszy nam od samego początku aż do finałowego zakończenia, działając pobudzająco na wyobraźnię. Wpleciona w fabułę legenda o błędnych siostrach roztacza swoistą mgiełkę mistycyzmu, potęgując nasze doznania.

Szczerze i serdecznie polecam.

Krystyna Meszka, autorka bloga: cyrysia.blogspot.com

Fragment

Wstęp

Można na pozór iść, lecz dreptać tylko w miejscu, można jak skorpion ze strachu przed bólem zabić się własnym jadem. Jakkolwiek wydaje się to dziwne, czasem dopiero cofając się będziemy zdolni ruszyć do przodu. Być może odkryjemy nawet, że choć w cieniu prawdy kryją się lęki, przez jej światło na powrót wnika w nas nadzieja.

Pojawiając się po latach w ojczyźnie, byłam daleka od takich re­fleksji. To miał być dłuższy wypoczynek, na który zgodziłam się nie całkiem dobrowolnie. Przyświecał temu cel, który po czasie, wobec siły innych wydarzeń, okazał się drugorzędny. Nastawiłam się, że będę w znanym mi tylko z nazwy, karkonoskim uzdrowisku, a zamieszkałam na odludziu. W starym domu na górskiej polanie, odziedziczonym przez Reginę.

Moja jedyna rodaczka w firmie nakłaniała mnie:

- Przynajmniej go zobacz! Jeżeli uznasz, że to nie dla ciebie, znaj­dziesz sobie inną kwaterę, po sezonie nie ma problemu!

- No, nie wiem... W grę wchodziłoby nawet kilka miesięcy pobytu!

- To bez znaczenia, dom stoi pusty. I najpewniej aż do lata ni­kogo w nim nie będzie!

- Naprawdę mogłabym...? - Powoli przekonywałam się do jej pomysłu.

- Karola, nie krępuj się! Nawet lepiej, żeby ktoś tam pomieszkał i doglądał domu. Co prawda, stoi na uboczu, ale to uroczy zakątek! Oczywiście, możesz zabrać kogoś ze sobą...

- Tim odpada - weszłam jej w słowo. - Musi pracować, a zresztą nieraz dał mi do zrozumienia, że Polska go nie interesuje.

- To może jakaś koleżanka? - podsunęła.

Jej sugestia uświadomiła mi, że nie znam nikogo, z kim chciała­bym tam pojechać. Konsekwencja życia, jakie prowadziłam od lat; nie brakowało znajomych, lecz nie było przyjaciół.

- Zastanowię się, daj mi, proszę, trochę czasu! - wykręciłam się, zarazem zapewniając Reginę, że doceniam jej propozycję.

W gruncie rzeczy, chyba już wtedy podjęłam decyzję - czułam nietypowy dla siebie dreszczyk podniecenia. Niemniej rozbudzone emocje potem jeszcze nieraz zmieniały koloryt. Podniecona wizją samotnej wyprawy przygasałam na myśl, że trzeba będzie powie­dzieć o niej Timowi. Wyrozumiałość nie była jego silną stroną.

To spowodowało, że wyjechałam z wyrzutami sumienia oraz z naiwnym przeświadczeniem, że przemieszczam się tylko geogra­ficznie. Tymczasem przyszło mi się zmierzyć z powrotem innego rodzaju, którego wcale nie pragnęłam. Przewrotny los rzucił mnie w miejsce nieodpowiednie ku temu, wręcz niebezpieczne. Do domu na polanie. A jednak właśnie tam, ścierając się z duchami przeszło­ści - własnymi i obcymi - odzyskałam klarowność widzenia. Z wy­soka widać więcej.

* * *

Panorama z okien domu na stoku rozciągała się po daleki ho­ryzont. Przy idealnej pogodzie można było dostrzec zabudowania po drugiej stronie doliny. Natomiast pobliskie pagórki nierzadko zasnuwała mgła, pełznąca po łąkach, sponad których wybijały się wapniaki przy szlaku. Skałki te zwano Błędnymi Siostrami.

Czasem biel otulała całą polanę, wnikała nawet między drzewa lasu. Mgła pojawiała się tu często i także z tego powodu miejsce budziło grozę. Okoliczni mieszkańcy uważali je za siedlisko niezwy­kłych zjawisk.

Zła sława przylgnęła do polany tak dawno, że nikt nie umiał po­wiedzieć, co i kiedy stało się tego powodem. W starych przekazach można było doszukać się wzmianek o widzianych tam zjawach, ta­jemniczych znakach na trawie lub śniegu, nietypowym zachowaniu zwierząt. Z lat, gdy obszar był dostępny jedynie dla wojska, prze­

niknęła informacja o wzmożonej radioaktywności terenu i anoma­liach magnetycznych. Bywało, że turyści przybyli do schroniska pod szczytem narzekali na zawroty głowy, jakich doświadczali, idąc przez polanę. Inne skargi dotyczyły nagłej awarii sprzętu elektronicznego, zwłaszcza aparatów fotograficznych. Tutejsi ludzie, jeśli nie musieli, nie chodzili tamtędy. Stosownie do generacji określenia dotyczące polany oscylowały pomiędzy przekleństwem a negatywną energią, i na dowód przytaczano przypadki zdarzających się tutaj nieszczęść. Naturalnie, sceptycy na wszystko mieli wyjaśnienie i wyśmiewali po­głoski o miejscu, rzekomo obłożonym klątwą. Dziwnym jednak tra­fem, gdy na nowo znakowano okoliczne szlaki górskie, drodze przez polanę dostał się kolor czarny.

Tym bardziej zastanawiało, że ktoś się tutaj osiedlił. Stary dom przetrwał pomimo pożarów, zawieruch wojennych i zmieniających się właścicieli. Zbudowany na odludziu, jak przystało na samotnika, nieufnie wystawiał się na pokaz i skrywał swoje sekrety za obstawą drzew. Z lotu ptaka sprawiał wrażenie gniazda porzuconego na polanie. Turyści najczęściej nie mieli pojęcia o jego istnieniu. Prze­mierzali polanę zamaszystym łukiem, prawie nigdy nie zbaczając ze szlaku. Dom wybijał się ponad rosnące wokół świerki jedynie da­chem, który mniej bystrym oczom zlewał się z ciemną ścianą lasu. Czasami tylko dym z komina zdradzał obecność życia w tym miej­scu, a po zmroku, światła w oknach.

Opowiadano o domu osobliwe historie, nierzadko ubarwione lub nawet całkiem zmyślone, przy czym zawsze z jednoznaczną puentą: lepiej trzymać się od niego z dala. Potwierdzonym faktem była tra­giczna śmierć ostatnich nabywców domu, jak też ich poprzednika. Ci pierwsi zginęli, co prawda, w kraksie samochodowej, lecz upie­rano się, że ciąży nad tym jakieś fatum. Wcześniejszy właściciel tylko krótko nacieszył się domem, gdyż podczas naprawy dachu spadł tak pechowo, że skręcił kark. Wypadki zdarzyły się także innym by­walcom domu. Zaczynali tu chorować, łamali kończyny bądź czuli nieuzasadniony niepokój.

Kto wie, czy nie było to wynikiem wpływu polany, ponieważ i na niej dochodziło do dziwnych przypadków. Na przykład zdarzyło się kiedyś, że myśliwi nieumyślnie kogoś postrzelili, byli też jacyś za­marznięci turyści. Ludzie błądzili tam często we mgle i śnieżycy, gdy nie wiedzieć czemu schodzili z szerokiego traktu. Nawet leśniczy,

znający polanę doskonale, kiedyś kompletnie stracił tam orientację i zasłabł.

Dom zbudowano pod koniec XIX wieku. Dwukrotnie się palił. Pierwszy pożar nie wyrządził dużych szkód. W połowie lat trzydzie­stych dom palił się po raz drugi i wówczas spłonął prawie doszczęt­nie. Ruiną zajęto się dopiero po drugiej wojnie światowej, odbudo­wując budynek dla stacjonującego w tej strefie wojska. U progu lat sześćdziesiątych teren udostępniono cywilom i dom przeszedł pod pieczę władz lokalnych. Nie znajdując zastosowania dla ustronnej posiadłości z trudnym dojazdem, zapominano o niej i stopniowo podupadała. Wreszcie wystawiono ją na sprzedaż.

Właściciele zmieniali się co kilka lat, każdy przybywał z pomy­słami, po czym szybko je zarzucał. Dopiero ostatni nabywcy dopro­wadzili dom do porządku, a nawet go rozbudowali. Starsi państwo Witomscy, rodzice mojej znajomej, chcieli osiąść w nim na stałe, do tego jednak nie doszło. Ich spadkobiercy bywali w nim rzadko, to­też dom przeważnie był niezamieszkały. Niekiedy wabił amatorów cudzego mienia, lecz odkąd jeden z nich poważnie tam się zranił, o mało się nie wykrwawiając, już nawet i oni omijali polanę.

Kto i dlaczego postawił tutaj dom pozostało tajemnicą. W owych latach były to tereny niemieckie, co uwidaczniało się w architekturze powstałych wtedy budowli. Domostwo nie miało jednolitego stylu. Tak z zewnątrz, jak i w środku znalazłoby się ślady wielokrotnych przeróbek z użyciem takich materiałów, jakie akurat były dostępne. Stało na solidnej, kamiennej podbudówce, najstarszej i jedynej nienaruszonej części, obejmującej najniższy poziom. Do budowy wyższego piętra użyto belek z ciemnego drewna, przy czym konstrukcja balkonu musiała powstać w in­nym okresie, gdyż była z drewna zabejcowanego na ciepły brąz. Najnowszy wydawał się dach z dobudowanym pod nim drugim piętrem. Budynek na zboczu, z perspektywy polany miał trzy po­ziomy, natomiast gdy patrzyło się na niego z przeciwnej strony, mogło się zdawać, iż kondygnacje są tylko dwie.

Za ogrodem przy domu rosły drzewa, przeważnie choiny, tworząc mały zagajnik. Posiadłość otaczało ogrodzenie ze starej, metalowej siatki, lecz od frontu dostawiono nowy, drewniany płot z furtką. Dochodziła do niej wąska droga z wyróżniającymi się pasami bitej ziemi na szerokość kół samochodu, używana chyba nieczęsto, gdyż pośrodku porastały ją trawa i chwasty. Zaniedbany ogród i obejście wskazywało, iż od dawna nikt tutaj nie przebywał. Dowodziła tego także poluzowana okiennica w oknie na piętrze, która przy wietrze uderzała o ścianę.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break