Kraj rad?
9 listopada 2006
- Gdzie można obejrzeć największe osobliwości stolicy? - pyta turysta. - Chwilowo nigdzie. Kadencja radnych właśnie dobiegła końca - odpowiedział sarkastyczny warszawiak.
Samorząd symbolizuje poczucie więzi między ludźmi żyjącymi na pewnym terenie i ma realizować ich zbieżne interesy. Wyrasta z systemu dawnej wspólnoty sąsiedzkiej. Dawniej gminy wiejskie zajmowały się utrzymaniem szkół powszech-nych, opieką nad ubogimi i miejscowymi drogami. Miasta koncentrowały się na utrzymaniu urządzeń komunalnych, czyli wodociągów, kanalizacji, ulic, oświetlenia, zieleni, czystości itp. Powiaty zaś zajmowały się drogami, zdrowiem publicznym i w pewnym zakresie rolnictwem. Władza państwowa zawsze przekazywała "w dół" za mało uprawnień i pieniędzy, co hamowało samodzielność lokalnych społeczności. Państwo przypominało Szkota, który gratulując swemu synowi osiągnięcia pełno-letności uprzedza go: "Od teraz na zasadzie równouprawnienia dzielić będziesz prawa i obowiązki. A więc, po pierwsze, zapłacisz ostatnią ratę za swój dziecinny wózek."
Po II wojnie, w roku 1950, rady narodowe, uznawane w Polsce Ludowej za or-ganizacje wyższego rzędu, wchłonęły stojące niżej na drabinie wpływów samorządy lokalne. Na znaczeniu zyskał za to samorząd robotniczy. Nowa władza dobrała so-bie reprezentację w sposób "klasowy" (dobrała sobie, bo wybory wygrywali nie ci, co głosowali, ale ci, co liczyli głosy). W 1948 r. połowa radnych posiadała tylko wykształcenie podstawowe. Podobno to ich klasowej czujności Warszawa zawdzię-cza brak szerokich ulic. Przedstawiciele ludu pracującego miast i wsi oświadczyli planistom: obywatele nie będą wzorem kapitalistycznej burżuazji wozić się samo-chodami, ale z dumą korzystać ze zdobyczy komunikacji miejskiej. Szeroka ulica wystarczy w Śródmieściu - do defilowania.
Reaktywowany w 1990 roku samorząd terytorialny przyczynił się do dyna-micznego rozwoju Warszawy. Ale były i nadużycia, które postanowiono, niestety, uleczyć poprzez ograniczenie demokracji i samodzielności gmin oraz centralizację władzy.
Miasto moje, a w nim...
Wyjątkowa nieufność prezydenta Kaczyńskiego wobec inwestorów przeszła do legendy. Przypominał w tym pewnego Szkota podróżującego z Anglikiem w jednym przedziale. W pewnej chwili Anglik częstując go cygarem prosi o ogień. Na co Szkot: "Tak sobie właśnie pomyślałem, że pan mi tego cygara bezinteresownie nie dał".Podobne klimaty panowały w ratuszu. Władze skierowały do prokuratury liczne (nieuzasadnione, jak się okazało) donosy wobec członków byłej ekipy, jednocześ-nie wymieniając doświadczone kadry na własne, a tropienie przekrętów zaowoco-wało strachem przed podejmowaniem decyzji przez urzędników. Miasto zatrzymało się w rozwoju. Brak zaufania okazywany był też zarządom demokratycznie wybra-nym przez rady dzielnic, o ile nie było w nich ludzi PiS-u.
Wyjątki robiono dla znajomych braci Kaczyńskich. Pan R. Krauze nie miał żadnych kłopotów z wybudowaniem "Miasteczka Wilanów". Więcej nawet - ma tam powstać supermarket, choć Lech Kaczyński walcząc o fotel prezydenta Warszawy mówił, że kategorycznie nie zgodzi się na budowanie takich obiektów w stolicy.
Otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego jest to faktycznie jedyna zakoń-czona w ostatnim czteroleciu inwestycja - oddano je po częściowej modernizacji istniejącego budynku. Ten sukces tak rozochocił radnych, że przyjęli zapis o utwo-rzeniu w Warszawie Muzeum Powstania Listopadowego, wyrazili zgodę na pows-tanie muzeum warszawskiej Pragi. Na ostatniej sesji "klepnęli" Instytut Kresowy i dali tej placówce 100 tys. zł na początek. Niestety, to co zrobiono w hołdzie dla przeszłości warszawiaków wygląda lepiej, niż wszystkie te rzeczy razem, które uczyniono dla ich przyszłości.
Prezydent i jego komisarze zapewne chcieliby coś wybudować. Na przykład stadion narodowy. Zabudowa placu Defilad miała się rozpocząć dwa lata temu. Ale, jak na złość, uchwalono, głównie głosami radnych PiS, wadliwy prawnie plan zagos-podarowania tego terenu. A co do mostu - ponoć zarząd miasta naradzał się w tej sprawie. "Most?" - zasugerował ktoś. "Ależ, co za pomysł! Przecież most już jest, i to chyba niejeden".
Metro to także inwestycja po przejściach. Urzędnicy ratusza spóźnili się z przy-gotowaniem wniosku o unijne dotacje, stracono część środków, a stacje oddawano z dużym opóźnieniem. Druga nitka metra pozostaje nadal na papierze. Problemy z budową bielańskiego odcinka nie psują jednak nastrojów szefom Metra Warszaw-skiego. Latem zrobili sobie tam grilla na 1200 osób z karuzelami i Kasią Klich śpie-wającą "do kotleta". A jesienią nawet pojawił się premier i w miejscu spektaku-larnej klapy pisowskiej ekipy zachwalał Kazimierza Marcinkiewicza.
Czteroletnia kadencja samorządu w wykonaniu PiS to systematyczne zadłuża-nie się. Kredyty wzięto nie na konkretne inwestycje, ale, jak się okazało, na wy-datki administracyjne, bo o 100 mln zł wzrosły koszty administracji. Hojnie nagra-dzano urzędników, w większości osoby zaufane i będące członkami partii rządzącej. "No, no, dostałeś pięciocyfrową nagrodę. Od kiedy na taką premię tyrasz?" - pyta znajomy urzędnika magistrackiego. "No, właściwie to zacznę coś tam od jutra".
Tempo budowy Trasy Siekierkowskiej - to przez trzy pierwsze lata kadencji około jeden kilometr rocznie. Obwodnice i łącznik południowy z przyszłą autostradą A2 to tematy nierozwiązane, by przed wyborami nie konfliktować się z elektoratem. Przez cztery lata odkładano kupno tramwajów, a przetargi na autobusy ciągną się bez końca. Od września część dziennych linii znika z ulic już o godz. 21, w samym centrum na autobus czeka się nawet pół godziny! Korki... I tak na aktualności zyskał dowcip z końca lat siedemdziesiątych, a więc z czasów "późnego Gierka". Otóż na placu Konstytucji wysiada gość z autobusu i wzdycha: "Dzięki Ci Boże! Jeszcze tylko kilometr i najcięższy kawałek drogi będę mieć za sobą!" Przechodzień zagaduje: "A dokąd pan jedzie?" - "Do Afryki" - odpowiada gość.
Ale były też sukcesy
Podobno wzrosło bezpieczeństwo mieszkańców. System monitoringu powiększył się o... dwie uliczne kamery. Lech Kaczyński, któremu ludzie w mrozy skarżyli się na ziąb w autobusach, mierzył temperaturę w przegubowcu. I wkrótce potem przyszło ocieplenie.Powołano koordynatora ds. ścieżek rowerowych w urzędzie miasta, który m.in. kontrolował będzie Zarząd Dróg Miejskich (?).
Przed kwaterą główną PiS w Warszawie drogowcy położyli asfalt i wymienili chodniki, całość za ponad 1 mln zł. Akurat obok budynku, gdzie znajduje się biuro poselskie Jarosława Kaczyńskiego i komitet wyborczy partii, w sąsiedztwie biura europosła PiS Michała Kamińskiego. I choć ten 300-metrowy odcinek ul. Nowo-grodzkiej nie pełni istotnej roli komunikacyjnej, to tutaj pojawiło się 40 robotników, koparki i ciężarówki. A dopraszający się o remont znacznie bardziej ruchliwej ul. Białobrzeskiej, którą kursuje przecież komunikacja miejska, dowiedzieli się, że zgody na tę inwestycję nie wyraża rada Warszawy.
Radni są nieco rozgoryczeni słysząc gorzkie słowa o zmarnowanej kadencji, marudzenie o nowe domy, drogi, mosty. Przypominają w swym naiwnym zdzi-wieniu męża, który nie rozumiał decyzji żony o rozwodzie. "Jesteśmy 8 lat po ślu-bie, a mój mąż ani razu nie spełnił jeszcze swego małżeńskiego obowiązku". Sędzia pyta: "A co pan ma do powiedzenia w tej sprawie?" Na to mąż: "Nie miałem poję-cia, Wysoki Sądzie, że jej się tak strasznie śpieszy".
Dość popisowych numerów
Samorząd terytorialny to dość nowa instytucja i wielu osobom jeszcze miesza się znaczenie tego pojęcia. Radni bijący pianę na sesjach (czyli, excusez le mot, go-dzinami pieprzący) samorząd mylili z samogwałtem, inni przez skojarzenie z samopałem strzelali fajerwerkami pomysłów. Ktoś tam silną ręką usiłował okiełznać demokrację lokalną sądząc, że samorząd to samodzierżawie. Nad wszystkim uno-siło się samozadowolenie. I tylko wielu zwykłych ludzi, nie mogących doprosić się swych praw, zbyt często czuło, że ten samorząd przypomina samosąd.Agnieszka Kuncewicz