Katastrofa w stołecznych klubach sportowych
22 maja 2012
Źle się dzieje w sporcie warszawskim. Kluby pracujące z młodzieżą nie mają za co jej szkolić. Biuro Sportu i Rekreacji m.st. Warszawy dopiero teraz rozpisało konkurs, w ramach którego klubom będą przyznawane pieniądze. - Nie mamy z czego żyć - żalą się potrzebujący. - To jedyna droga. Do podziału mamy 9,3 mln zł - twierdzi Janusz Samel, wicedyrektor biura. Jedyna? Urzędnicy zawsze mają dla siebie usprawiedliwienie.
Bez pośrednika
10 lat temu ówczesne Biuro Sportu i Rekreacji uznało, że nie chce bawić się w biurokrację. Jako pośrednika pomiędzy Biurem a klubami utworzono Warszawsko-Mazowiecką Federację Sportu. Ten twór zajmował się rozdysponowywaniem funduszy przyznawanych przez miasto. Kluby nie były zadowolone, bo Federacja pobierała ośmioprocentowy haracz, były jednak plusy tego rozwiązania.
- Nie musieliśmy przejmować się opłacaniem hal, bo Federacja z przyznawanych dla nas pieniędzy tym się zajmowała. Teraz Federacji nie ma i nie wiadomo, ile należy się Ośrodkowi Sportu i Rekreacji za wynajęcie obiektu - mówi Janusz Kołakowski z MKS Polonia.
Gdzie są dwa miliony?
W-MFS już nie ma, bo Biuro Sportu rozwiązało z nią umowę po przegranym przez nią procesie sądowym. 10 lat temu Federacja organizowała młodzieżowy obóz w Zamościu, podczas którego młody młociarz dostał od innej zawodniczki metalową kulą w głowę i został sparaliżowany. Złożył pozew do sądu i w tym roku ostatecznie go wygrał.
Federacja dostała od miasta w pierwszej transzy 2 mln zł do rozdysponowania wśród klubów młodzieżowych, ale jednocześnie sąd zasądził dla Michała Kłysa ponad 1 mln zł odszkodowania. Po doliczeniu odsetek okazało się, że suma wzrosła prawie dwukrotnie. Kluby czekały na pieniądze, których już nie dostaną.
- Zatrudniamy dziesięciu trenerów, którzy od stycznia nie dostają pensji. Przy przyznawaniu pieniędzy z tytułu konkursów istnieją różne ograniczenia, jak wysokość kwoty, którą można przeznaczyć na opłacenie kadry szkoleniowej. Chcielibyśmy wyjątkowo zapłacić więcej, żeby wyrównać choć częściowo straty. Nasze preliminarze zostały przyjęte przez Federację, a teraz nie ma tych pieniędzy - mówi Luiza Bałdowska z UKS Żoliborz.
Pieniądze są, ale wiszą
- Pieniądze są, ale wiszą. Ze względów prawnych nie możemy po prostu wyciągnąć ich z kieszeni i dać klubom. Jesteśmy zmuszeni rozpisać konkurs. Ogłosiliśmy go 2 maja, termin
Kluby są zbulwersowane, że Biuro Sportu nie poczuwa się do odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. - Miasto zerwało umowę, bo władze uważają, że ten proces to nie ich wina. Nie ma ono prawnej możliwości płacenia klubom, ponieważ nie było organizatorem wcześniejszego konkursu. W Federacji były zrzeszone 193 kluby. Nie wszystkie korzystały ze wszystkich programów, więc Biuro Sportu dostanie teraz 140 zgłoszeń. Ciekawe, jak w ciągu dwóch tygodni zamierza poradzić sobie z obsługą wszystkich? Sytuacja zresztą jest chora od początku roku, bo pani prezydent za późno rozpisała konkurs, wobec czego styczeń przeszedł klubom "za friko". Miasto rozpisuje konkursy, których wyniki są ważne od daty podpisania umowy. Umowy nie obowiązują wstecz, więc prawdopodobnie wiele klubów za pierwsze półrocze 2012 nie dostanie złotówki - ocenia Kołakowski, prezes MKS Polonia.
Co teraz?
- Jest wyjście dodatkowe, do którego nie potrzeba konkursu. Jeżeli fundusze należne za zdobyte punkty nie przekraczają 10 tys. zł i klub złoży deklarację, że wykorzysta je w terminie nie dłuższym niż 90 dni, może wystąpić z wnioskiem o "mały grant". Z takim wnioskiem nie można jednak wystąpić częściej niż dwa razy w roku. Niemniej, te wnioski też są wliczone do puli 9,3 mln zł. Poza tym idziemy klubom maksymalnie na rękę. Przy składaniu wniosków konkursowych muszą wykazać się tylko pięcioprocentowym wkładem własnym, resztę pokryje miasto - obiecuje Samel.
- Tylko co mamy zrobić teraz? Niedługo czekają nas mistrzostwa Polski juniorów. Po raz pierwszy w historii może zabraknąć przedstawicieli stolicy. To byłby wstyd - uważa Piotr Kania, prezes Mazowieckiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki.
- Skąd ten wkład własny, skoro nie dostaniemy pieniędzy za pół roku? Poza tym okres dwóch tygodni jest za krótki, by spełnić wymagania - mówią jednym głosem przedstawiciele stołecznych klubów.
- Można próbować dochodzić roszczeń na drodze sądowej w stosunku do Federacji, ale wiem, że dla klubów to trudne. Zdaję sobie sprawę, że wiele z nich nie podpisało z nią umów, a więc takie próby mijają się z celem. Zapewniam jednak, że dołożymy wszelkich starań i mimo że zgłoszeń jest mnóstwo, wszystkim pomożemy - zapewnia Renata Popek, dyrektorka Biura Sportu i Rekreacji, ale w warszawskim środowisku sportowym mało kto wierzy w jej zapewnienia.
- Miasto samo powołało Federację Sportu. To jego organizacja, a teraz nie poczuwa się do winy. Coś tu jest nie tak - dodaje Janusz Kołakowski.
Maciej Weber