Kasowa blokada miasta
30 października 2003
Po raz kolejny taksówkarze z całego kraju zjechali do Warszawy. Po raz kolejny protestują przeciw obowiązkowi montowania w samochodach kas fiskalnych, czego żąda od nich resort finansów.
Ciągną do stolicy
Każda grupa zawodowa czy społeczna, która oficjalną drogą nie może dogadać się z władzami, próbuje załatwiać swoje sprawy przyjeżdżając do Warszawy i prowadząc "negocjacje" na ulicach. Tak bywa z pielęgniarkami, rolnikami, górnikami i taksówkarzami. Te sporo-rozmowy bardzo różnie się kończą, wszystkie jednak utrudniają codzienne życie miasta. Dłużej trwa dojazd do pracy i z pracy, bo potężne korki i objazdy skutecznie blokują normalne funkcjonowanie stołecznej komunikacji. Ludzie mają prawo protestować, ale czy zawsze musi się to odbywać kosztem warszawiaków? Wiadomo przecież, że najłatwiej jest sparaliżować życie miasta blokując jego centrum, a tak jest w przypadku właściwie wszystkich akcji protestacyjnych. Mimo to warszawiacy w miarę spokojnie przyjmują protesty. Trochę się do nich przyzwyczaili, a ponadto widzą, że niektórych spraw inaczej nie daje się załatwić.Uparci i konsekwentni
Taksówkarze w swych staraniach o "złamanie" resortu finansów są wyjątkowo konsekwentni. Już dwa razy minister przesunął termin wprowadzenia obowiązku montowania w taksówkach kas fiskalnych. Najnowsza data to 1 stycznia 2004 roku i od niego ministerstwo nie zamierza odejść. Mimo to kierowcy nie ustają w proteście. Liczą na to, że znów uda im się załatwić swoją sprawę. Tym razem przyjechali w sile 2000 tysięcy, choć zapowiadali, że będzie ich pięć razy więcej. Czyżby pozostali przestali wierzyć, że można jeszcze wywalczyć kolejne ustępstwo ze strony ministra finansów? Być może tak, bo co prawda jeszcze niewielka część taksówkarzy - zaledwie około 1000 na ponad 130 tys. uprawiających ten zawód w Polsce zainstalowała kasy fiskalne - jednak tacy już są.Do kolejnego protestu zachęciła kierowców zapowiedź ministra finansów, który co prawda nie zgodził się na przesunięcie terminu wprowadzenia obowiązku ewidencjonowania obrotów, ale obiecał zbadać "możliwość wykorzystania dotychczas stosowanych urządzeń (taksometrów) do ewidencji pracy i stosowania innych urządzeń fiskalnych (kas fiskalnych) ewidencji obrotów". Teraz minister o żadnym badaniu sprawy nie chce słyszeć.
Ministrowi pod nosem
W czasie obecnego protestu - który jest nielegalny, bo władze Warszawy nie wyraziły na niego zgody - kierowcy biorąc to pod uwagę pierwszego dnia parkowali pod gmachem resortu finansów, a wielu z nich wykupiło karty WaParku. Z tego samego powodu wielu z nich jeździło nie łamiąc przepisów, wolno posuwając się prawym pasem Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, grupkami wokół gmachu ministerstwa. Nieprzejezdne były w związku z tym m.in. Świętokrzyska, rondo ONZ, pl. Bankowy, Królewska, Al. "Solidarności" i Krakowskie Przedmieście. Policjanci obstawili wszystkie skrzyżowania w centrum, co okazało się niepotrzebne, bo nauczeni doświadczeniem warszawiacy zrezygnowali z jazdy samochodami w tym rejonie miasta. Po południu taksówkarze zdecydowali się na opuszczenie aut, zablokowali skrzyżowanie Nowego Światu i Świętokrzyskiej. Policja próbowała negocjacji. Taksówkarze wezwani do opuszczenia jezdni, po jakimś czasie ustąpili. Drugiego dnia, gdy niczego nie osiągnęli, właściwie sparaliżowali ruch w centrum miasta. Policjanci robili im zdjęcia, sprawy - jak zapowiedział rzecznik prasowy Stołecznej Komendy Policji - zostaną skierowane do sądu grodzkiego.Po co kasy?
Jak wyjaśnia resort finansów, obowiązek stosowania kas fiskalnych wynika z faktu, że usługi przewozu taksówkami zostały objęte podatkiem VAT w wysokości 3,5 lub 7 procent. Dzięki temu budżet ma się wzbogacić o blisko 100 mln zł rocznie. Jednak taksówkarze twierdzą, że instalowanie kas jest zbędne, ponieważ obroty można równie dobrze ewidencjonować korzystając z używanych obecnie przez nich taksometrów. Buntują się także z tego względu, że kupno kasy i odpowiedniego taksometru wiąże się z wydatkiem blisko 2 tys. zł, a wielu kierowców na to po prostu nie stać. Taksówkarzy nie przekonują też argumenty ministerstwa, że ponad połowę ceny kasy fiskus im zwróci.Za wiele niejasności
Przepisy dotyczące kas wzbudzają kontrowersje nie od dziś. Przed trzema laty resort finansów nieoczekiwanie przełożył termin wejścia w życie rozporządzenia, które określało nowe kryteria techniczne dla kas. Jak się potem okazało, skorzystałby na nim jeden z producentów - firma kierowana przez byłego pracownika ministerstwa. Potem dwa razy resort przesuwał obowiązek wprowadzenia kas do taksówek. Tuż przed ostatnią taką decyzją zawieszono w pełnieniu obowiązków trzech ważnych urzędników departamentu podatków pośrednich, którzy zajmowali się kasami. Jak tłumaczono w ministerstwie finansów, pojawiły się wątpliwości, czy postępowania w sprawach dotyczących wprowadzania kas rejestrujących było przeprowadzone bezstronnie i rzetelnie.Wszystko to sprawia, że trudno jednoznacznie ocenić protest taksówkarzy. Wahania ministra, cofanie rozporządzeń, sprawiają, że widzą oni możliwość kolejnej zmiany na swoją korzyść. Na całej historii cierpią warszawiacy, bo to przede wszystkim w naszym mieście trwają protesty. Nie można się jednak dziwić, że nie bardzo potępiamy zachowania taksówkarzy, wiedząc, że nie mają oni żadnych podstaw, by obdarzyć władze zaufaniem i ustalenia traktować poważnie.
Katarzyna Motylińska