Christmasowy Dżarmark na Woli
20 grudnia 2015
Christmas to taki czas, gdy dżinglają belsy a Santa Klaus kominguje do taunu. Przynajmniej według radnej Anety Skubidy, która wytyka urzędnikom dzielnicy, że nie promują polskich tradycji świątecznych podczas wolskich imprez świątecznych.
I tu się paradoksalnie z radną częściowo zgadzam. Skoro już bowiem można kupić, zamówić czy przygotować ozdoby z "Merry Christmas" czy "Happy Holidays" (choć to ostatnie jest przesadną poprawnością polityczną), to w czasach, gdy Chiny produkują wszystko na życzenie, nie powinno być wielkim wyzwaniem zamówić kilkadziesiąt zestawów z "Wesołych Świąt" czy, żeby jeszcze bardziej utrudnić życie nieznającym polskich diakrytów "Wesołych Świąt Bożego Narodzenia" albo nawet nieustannie problematycznym "Do siego roku!" (tak, pisane oddzielnie). Są to sprawy - w skali firmy organizującej - groszowe, za to wychodząc z taką ofertą można kosić pieniądze nie tylko w dzielnicach , ale w środowiskach narodowych, prawicowych, nacjonalistycznych i patriotycznych.
Natomiast co do częstszego puszczania polskich kolęd - tu już mam mieszane uczucia. Bo o ile pastorałki Preisnera czy "Jest taki dzień" w wykonaniu Czerwonych Gitar brzmią pięknie zawsze, to nad "Bóg się rodzi", gdy w pobliżu hałasują tramwaje już bym się zastanawiał. Co oczywiście nie znaczy, że polskie pastorałki są w jakikolwiek sposób gorsze niż ich odpowiedniki z Zachodu, po prostu - są miejsca i chwile, gdy różne zachowania nie uchodzą. I gdy dookoła komercha i mamona, lepiej zachować uroczystość kolęd na domowe zacisza i kościelne przestrzenie.
Ale to moje zdanie i nie trzeba się z nim zgadzać.
Wiktor Tomoń