Burmistrz: Skandalem jest niezaplanowanie szkoły na Chrzanowie
9 grudnia 2015
Rozmowa z burmistrzem Bemowa Markiem Lipińskim.
- Od dwóch miesięcy jest Pan burmistrzem Bemowa, wcześniej pełnił Pan funkcję pełnomocnika Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jak się zarządza dzielnicą w czasie największego kryzysu demokracji w warszawskim samorządzie i jak Pan się czuje w tej roli?
- Zacznę może od tego, że prawdopodobnie losy Bemowa i odwołanego niedawno zarządu potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby burmistrz Krzysztof Zygrzak na "dzień dobry" nie wyrzucił nas z ratusza i nie prowadził polityki konfrontacji, agresji i oskarżeń. Wiadomo było już zaraz po wyborach, że sytuacja na Bemowie będzie trudna do zaakceptowania dla pani prezydent, ale władze dzielnicy zamiast szukać porozumienia prowadziły medialną wojnę z Hanną Gronkiewicz-Waltz. To było zupełnie niepotrzebne. Po zmianie zarządu niewątpliwie mamy większy komfort pracy.
- Jednak w radzie dzielnicy wciąż nie zapadły rozstrzygnięcia. Przed wyborami parlamentarnymi mówiło się, że wszyscy czekają na ich wynik. Na co teraz radni czekają?
- Trudno powiedzieć. Zapewne każda ze stron konfliktu chce pozyskać Prawo i Sprawiedliwość do ewentualnych rozmów na temat współpracy.
- Bemowo będzie zarządzane bez udziału rady dzielnicy?
- Nie jest to moim celem, choć nie ukrywam, że w związku z tym, że bardzo długo przewodniczący Jarosław Dąbrowski nie zwoływał ostatnio sesji, to wiele spraw nie zostało przez radnych zaopiniowanych i decyzje podejmowała Rada Warszawy na wniosek zarządu. Nie jest to komfortowa sytuacja zarówno dla mnie, jak i samej rady.
- Dla mieszkańców Bemowa jest Pan nową postacią, ale w samorządzie pracuje Pan od dawna. Proszę się przedstawić.
- Z samorządem warszawskim związany jestem od 24 lat. Na Bemowie mieszkałem kilka lat niedaleko pl. Kasztelańskiego. W poprzedniej kadencji byłem wiceburmistrzem Bielan, a jeszcze wcześniej wiceburmistrzem Woli. Działałem więc po sąsiedzku, wielokrotnie mając kontakty z władzami Bemowa, tak więc problemy tej dzielnicy są mi w dużym stopniu znane, choć oczywiście wiele mnie zaskoczyło.
- Na przykład?
- Może tym razem nie będę mówił o nieprawidłowościach w samym urzędzie, bo o tym wszyscy od dawna wiedzą i jest to temat postępowania wyjaśniającego wielu organów ścigania z prokuraturą i CBA na czele. Pracując jeszcze jako pełnomocnik, a obecnie burmistrz zauważyłem brak perspektywicznego myślenia w wielu dziedzinach dotyczących naszej dzielnicy. Skandalem jest niezaplanowanie budowy szkoły na Chrzanowie. Dawno temu należało wskazać obszar, na którym placówka powinna powstać. Przecież zarząd dzielnicy doskonale wiedział, ile warunków zabudowy i pozwoleń wydaje deweloperom i gdzie. Jeśli w tym rejonie nie mamy działki miejskiej, to kilka lat temu powinna być kupiona od prywatnych właścicieli. Byłoby taniej, dziś będzie nas to sporo kosztowało.
- Zamierza Pan kupić działkę pod budowę szkoły?
- Raczej nie mamy innego wyjścia. Tak wielki obszar z nową zabudową, gdzie w niemal każdym mieszkaniu będą w najbliższej przyszłości mieszkać dzieci, nie może pozostać bez szkoły. Mam nadzieję, że przekonam władze miasta. Od strony formalnej zrobimy to tak, że wskażemy obszar, który nas interesuje i określimy, jakiej wielkości musi być nieruchomość. Będą mogli się zgłaszać właściciele działek spełniających kryteria albo np. kilku właścicieli sąsiednich nieruchomości, których suma powierzchni będzie odpowiednia. Szczegóły nie są jeszcze opracowane, ale postępowanie będzie transparentne i zrozumiałe dla wszystkich chętnych.
- Co jeszcze zaskoczyło Pana na Bemowie?
- Sporo spraw, na przykład zupełny brak koncepcji rozwoju Bemowskiego Centrum Kultury. Władze dzielnicy od wielu lat zdawały sobie sprawę, że Art-Bem nie może funkcjonować w tymczasowym miejscu w szkole na Górczewskiej i nie zrobiły absolutnie nic, aby zbudować nową siedzibę albo przenieść placówkę gdzie indziej. Blokowanie pomieszczeń w szkole, w sytuacji gdy w całej dzielnicy od dawna brakuje miejsca na lekcje, jest niedopuszczalne. Także sam Art-Bem nie może rozwinąć skrzydeł w ograniczonej, bardzo małej przestrzeni. Zresztą wydawanie pieniędzy przez dyrektora BCK na np. adaptację pomieszczeń w tymczasowej siedzibie jest dyskusyjne i może być uznane za nie do końca gospodarne rozwiązanie. Takie funkcjonowanie na dłuższą metę nie ma sensu. A brak jakiejkolwiek koncepcji budowy nowej siedziby spowodował, że w sytuacji braku miejsc do nauki, musieliśmy znaleźć w trybie pilnym rozwiązanie doraźne. Dlatego podjęliśmy decyzję o przeniesieniu BCK w nowe miejsce, na terenie Fortu Bema. Nie mniej jednak Bemowo potrzebuje również filii ośrodka w centralnej części dzielnicy, w której znalazłaby się przestrzeń na innego rodzaju działalność kulturalno-edukacyjną. Kiedyś takim miejscem była Karuzela na Osiedlu Przyjaźń.
- Ma Pan jakiś pomysł dla Osiedla Przyjaźń?
- To kolejna sprawa, do której moi poprzednicy nie przywiązywali wagi. Teren ten ma olbrzymi potencjał, zupełnie obecnie nie wykorzystywany. Trzeba postarać się o przejęcie tego terenu przez m.st. Warszawa. Obecnie właścicielem jest Skarb Państwa. Po komunalizacji powinna nastąpić rewitalizacja tego obszaru. Szkoda, że zaniedbano właśnie sprawę Karuzeli i innych miejsc, które mogłyby być wizytówką Bemowa i tętnić życiem. Będę starał się to zmienić. Osiedle potrzebuje wsparcia finansowego, by przywrócić mu dawną świetność. Bez środków na rewitalizację nie da sobie rady.
Rozmawiał Krzysztof Katner