Białołęcki żołnierz niezłomny
29 lutego 2016
Idąc główną aleją tarchomińskiego cmentarza i mijając kwatery żołnierzy AK przy jej końcu znajdziemy grób majora Mariana Kozłowskiego, zawsze okryty biało-czerwoną szarfą. I niewiele osób poza rodziną jest świadomych, że ten nagrobek kryje szczątki wysokiego rangą oficera Podziemia Niepodległościowego, walczącego najpierw z Niemcami a później kierującego walką "Wyklętych" po 1945 roku.
Przedsiębiorczy ojciec
Urodził się 21 listopada 1915 roku w miejscowości Siemień w ziemi łomżyńskiej. Ojciec Izydor i matka Stefania ("de domo" Kowalewska) wywodzili się z rodzin ziemiańskich. Izydor Kozłowski był człowiekiem wykształconym i sprawnie zarządzał swoimi majątkami ziemskimi. W powiecie łomżyńskim nie było tego zbyt wiele, ponieważ główne dobra ziemskie należące do Kozłowskiego były zlokalizowane pod Wołkowyskiem (dzisiejsza Białoruś) w czterech dużych majątkach. A było tego naprawdę dużo! Na ponad 1000 hektarowych areałach rolnych Izydor Kozłowski prowadził uprawę ziemi oraz hodowlę koni rasowych na dość dużą skalę. Większość koni w chwili wybuchu II wojny światowej oddał na potrzeby Wojska Polskiego. W latach 20. - już po odzyskaniu niepodległości przez Polskę - rodzina zamieszkała nawet w Janowie pod Wołkowyskiem, aby stąd jej głowa mogła lepiej zarządzać dobrami.
Oprócz wiedzy i talentów rolniczo-menedżerskich (jak byśmy to dziś określili), Izydor Kozłowski był człowiekiem o szerokich horyzontach, uczynnym i zawsze pomocnym dla wszystkich sąsiadów, niezależnie od majątku i statusu materialnego. Z przekazu rodzinnego utkwiła mi w pamięci informacja, że nigdy nie odmówił prośbie, aby być ojcem chrzestnym. Niezależnie od tego, kto prosił: ziemianin czy też niezbyt zamożny chłop. Miał także zwyczaj wspierać nie tylko poradą, ale także materialnie zdolnych i pragnących się uczyć chrześniaków. Mimo że sam posiadał pięciu synów - Antoniego, Mariana, Bolesława, Józefa, Izydora, których kształcił i córkę Stanisławę.
Harcerz poliglota
Z perspektywy dzisiejszego czytelnika wydawać się może, że była to jakaś bajecznie bogata rodzina o problemach i dylematach rodem ze współczesnych tasiemcowych telenowel egzotycznych produkcji.
Nic bardziej mylnego. Ród Kozłowskich posiadał wielowiekową tradycję udziału swoich przodków we wszystkich wojnach i "potrzebach" I Rzeczypospolitej i powstaniach narodowych. Gorący patriotyzm i przywiązanie do tradycyjnych wartości rodzice zafundowali swoim dzieciom. Plus wszechstronne wykształcenie. W dzieciństwie Marian i rodzeństwo pobierali wszechstronną naukę w domu, docelowo zdając egzaminy ukończenia Szkoły Powszechnej przed Komisją Egzaminacyjną. Na tym etapie edukacją zajmowały się dwie zatrudnione guwernantki, które oprócz podstawowych przedmiotów nauczały dzieci języków obcych. Młody Marian musiał posiadać talenty językoznawcze, ponieważ - wyprzedzając nieco czas - jako dorosły człowiek operował biegle czterema językami: niemieckim, francuskim, rosyjskim i łaciną. Potrafił się także porozumiewać w języku białoruskim.
Na studiach uczył się jeszcze jednego języka, ale... po kolei. W okresie nauki w szkołach średnich rodzina Kozłowskich powróciła w rodzinne strony i osiadła w Kałęczynie niedaleko Łomży. Marian podobnie jak rodzeństwo uczęszczał najpierw do Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki a później do Liceum pod patronatem tegoż bohatera w Łomży.
Podobnie jak bracia zaangażowany był w działalność harcerską, gdzie w końcu został komendantem Hufca ZHP w Łomży po Czesławie Zielińskim. Z tamtych czasów do końca życia zapamiętał różne biwaki i obozy harcerskie, które rozwijały tężyznę fizyczną i umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach. No i pozostały w Jego pamięci wspomnienia... Szczególnie tych pobytów nad pięknymi wileńskimi jeziorami...
Jeszcze będąc uczniem Liceum, bo w roku 1934, ukończył kurs Obrony Przeciwlotniczo-Gazowej w Łomży. 21 czerwca 1935 roku odebrał świadectwo maturalne i naturalną koleją rzeczy pod koniec września 1935 roku rozpoczął roczną zasadniczą służbę wojskową, w ramach której ukończył Dywizyjny Kurs Podchorążych w Zambrowie ze stopniem oficerskim w stopniu podporucznika piechoty z pierwszeństwem (1.01.1937r.).
Edukację przerwała wojna
Po zakończeniu przygody z wojskiem (jesień 1936r.), Marian dostał się do Instytutu Naukowo-Badawczego Europy Wschodniej Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie. W owym czasie był to najlepszy ośrodek badawczo-analityczny w tej części Europy. Była to swoista "kuźnia kadr" dla dyplomacji i wywiadu (Oddział II, słynna "dwójka" Sztabu Generalnego WP) Rzeczypospolitej. W swoich badaniach Instytut zajmował się nie tylko Związkiem Sowieckim ale również państwami nadbałtyckimi i niektórymi krajami azjatyckimi. Z przekazu rodzinnego wiem, iż wykładowcą i egzaminatorem Mariana z zakresu ekonomii politycznej był prof. Stanisław Świaniewicz - późniejszy jeniec sowiecki i jedyny żyjący ocalony z transportu przeznaczonego do egzekucji w lesie katyńskim; autor wstrząsających wspomnień "W cieniu Katynia". W trakcie studiów Marian uczył się - o czym należy wspomnieć - języka tureckiego! Jego nauczycielem był Jego Excelencja Hadża Seraja Chan Szapszał. Chociaż ukończył studia (miał coś co określilibyśmy dziś mianem "absolutorium"), to jednak zabrakło czasu na obronę pracy dyplomowej. Wybuchła wojna. Aby zakończyć wątek studencki, dodać należy, że w tym samym Instytucie edukację pobierał starszy brat Antoni i młodszy Bolesław.
Konspiracja
Warto poruszyć albo może nadmienić o kwestii przedwojennych poglądów politycznych naszego bohatera. Podobnie jak ojciec i rodzeństwo, Marian był zwolennikiem i członkiem Stronnictwa Narodowego, które przed 1939 rokiem w powiecie łomżyńskim i na Podlasiu sprawowało swoisty "rząd dusz". Pozwoli to zrozumieć wybory dokonywane przez Mariana i Jego braci.
Od początku okupacji, gdy Polska padła pod ciosami obu okupantów, cała rodzina Kozłowskich włączyła się w tajną działalność niepodległościową, co zresztą w świetle powyższego opisu nikogo nie powinno dziwić... Niestety trudno jest w chwili obecnej uchwycić moment ich przystąpienia do konspiracji. Niewątpliwie początki sięgają okresu okupacji sowieckiej (do 22 czerwca 1941r.). Ale jaka była to organizacja i gdzie właściwie bracia Kozłowscy wstąpili do konspiracji, tego w tej chwili nie wiemy. Przekaz rodzinny wskazuje na ślad wileński i udział w tajnym Ruchu Oporu "Szczerbiec". Być może jest to zniekształcone echo zawiązywania na Wileńszczyźnie konspiracji przez przedwojennych oficerów i podoficerów pułków wileńskich (tzw. "konspiracja pułkowa"). Wydaje się także - w nawiązaniu do kryptonimu, że konspiracja ta musiała być tworzona w oparciu o przedwojennych sympatyków i członków Stronnictwa Narodowego.
Na pewno pod koniec I okupacji sowieckiej (wiosna 1941 roku) rodzina Kozłowskich musiała być zaangażowana w tajną działalność. Świadczy o tym przypadek aresztowanego i osadzonego w więzieniu łomżyńskim Antoniego, który dokonał śmiałej ucieczki w czerwcu 1941 roku. Z całą pewnością w 1942 roku Kozłowscy pozostają "spiritus movens" założenia i rozwoju łomżyńskiej Narodowej Organizacji Wojskowej - kilkudziesięciotysięcznej ogólnopolskiej organizacji wojskowej wywodzącej się z szeregów Stronnictwa Narodowego. Antoni pod pseudonimem "Biały" pełnił funkcję Komendanta Powiatu Łomżyńskiego NOW. Jego bracia Marian ("Lech", "Przemysław"), Bolesław ("Grot") byli jednymi z najbliższych współpracowników brata, pełniąc odpowiedzialne funkcje w strukturach organizacji. Do NOW należał również Józef noszący trochę przekorny pseudonim "Mały" mimo, że był dwumetrowym młodzieńcem! Dwór w Kałęczynie stanowił jeden z ważniejszych ośrodków organizacyjnych konspiracji. Tutaj mieściło się archiwum organizacji zarządzane przez Izydora - seniora i - co trzeba podkreślić - tak dobrze ukryte na strychu dworu, że tylko on wiedział gdzie się znajduje. W stodole była dobrze zamaskowana skrytka, w której leczono i ukrywano partyzantów. Tym zajmowali się głównie Izydor i Stefania Kozłowscy wraz z córką Stanisławą (późniejszą żoną Henryka Dębowskiego).
Specjaliści od "odbijania"
Rok 1943 w dziejach polskiej konspiracji niepodległościowej to czas "wychodzenia w pole" pierwszych niewielkich oddziałów partyzanckich. Dla braci Kozłowskich to również okres, w którym podjęli ważne - poprzedzone pewnie długimi rozmowami i dylematami, może nawet sporami - decyzje. Na przełomie lata i wczesnej jesieni 1943 roku "Biały" wraz z braćmi i setkami swoich podkomendnych przechodzi do Narodowych Sił Zbrojnych konspiracyjnej ogólnopolskiej organizacji, która powstaje we wrześniu 1942 roku jako wyraz protestu przeciwko umowie scaleniowej zawartej przez Komendę Główną NOW z Armią Krajową. NSZ na przełomie 1943-44 roku osiągnęły 70-100 tysięcy zaprzysiężonych, stając się czołową (obok AK) siłą polskiego podziemia.
Antoni Kozłowski mianowany do stopnia kapitana, był dowódcą powiatu łomżyńskiego a od 17 maja 1944 r. Inspektorem Obwodu "A" w białostockich strukturach NSZ. Powiat łomżyński był najsilniejszą strukturą w Okręgu Białostockim NSZ. W kwietniu 1944 roku było to ponad 1460 zaprzysiężonych żołnierzy zgrupowanych w sześciu batalionach.
W 1943 roku na ziemi łomżyńskiej zostały utworzone dwa niewielkie oddziały Akcji Specjalnej (AS) NSZ - odpowiednika oddziałów akowskiego "Kedywu", czyli doborowych jednostek specjalnych prowadzących walkę zbrojną z okupantem. Jednym kierował kpt. "Biały", drugim kpt. "Lech" - Marian Kozłowski.
Wkrótce bracia Kozłowscy zasłynęli jako "specjaliści" od odbijania aresztowanych i więźniów. Jedną z pierwszych tego rodzaju akcji urządzili pod Cydzynem w 1943r., gdzie z łap niemieckich żandarmów odbili 30 aresztowanych AK-owców. Tego rodzaju akcje kontynuowali w roku następnym, gdy w brawurowej akcji niedaleko miejscowości Cieloszki tym razem uwolnili aresztowanych NSZ-ców przewożonych pociągiem kolejki wąskotorowej. Najsłynniejsza z ich akcji to uwolnienie 400 Polaków więzionych w Łomży - zakończona sukcesem bez jednego wystrzału i żadnych akcji odwetowych ze strony okupanta! To bodaj najbardziej niezwykła akcja polskiego podziemia w trakcie II wojny światowej, godna ekranizacji w wykonaniu najlepszych reżyserów kina sensacyjno-wojennego. Ale może tylko dlatego, że dokonał jej NSZ pozostaje nieznaną...
Nie jesteśmy w stanie odtworzyć wszystkich akcji oddziałów "Białego" i "Lecha", " Przemysława". Może dlatego, że w NSZ istniał zakaz ujawniania (np. na łamach podziemnej prasy) akcji bojowych i dywersyjno-sabotażowych wykonanych przez członków tej organizacji. Ta część podziemia stała na stanowisku nieszafowania w bezmyślny sposób polską krwią. Dla nich priorytetem było ocalenie substancji narodowej. W swoich działaniach zawsze brali pod uwagę możliwość odwetu na ludności cywilnej ze strony okupanta. I tego starali się przestrzegać. Jak napisał kiedyś pewien publicysta: ich nieformalną dewizą było hasło: "Walczyć!? Tak, ale z głową!..."
Skazani na niebyt
W okresie powojennym przez ponad pół wieku nad podziemiem narodowym nie prowadzono żadnych poważnych badań historycznych. Bo i też historia w PRL nie była nauką tylko uzupełnieniem ideologii marksistowskiej i zwykłej propagandy. Historia tysięcy, dziesiątków tysięcy ludzi została zaszufladkowana przez cenzurę, a oni sami jako uczestnicy "niesłusznego" i "reakcyjnego" podziemia skazani na niebyt i zapomnienie, bez prawa głosu i przekazania komukolwiek swojej relacji. Inwigilowani byli przez długie lata jako "reakcjoniści" i "bandyci". Ci, którzy nie zginęli i przetrwali okres najcięższego terroru, do 1956 roku byli zmuszeni do milczenia. Z obawy przed ponownymi represjami; w trosce o najbliższych.
Kolejne tragedie
Dlatego dziś nie dość, że nie istnieje możliwość odtworzenia dziejów i bojów oddziału kpt. "Lecha ", to nie znamy także w pełni składu osobowego. Ze szczątkowych relacji wiemy, że żołnierzem oddziału był "Newada" - Jerzy Karwowski i "Wicher" - Szczepan Sawicki, ,,Mały" (brat Mariana Kozłowskiego), ,,Orzeł", ,,Ryży", ,,Stal" . A inni? To niestety "biała plama"... 15 grudnia 1943 roku podczas przeprawy przez Biebrzę, w okolicach Burzenina, dochodzi do starć z oddziałami niemieckimi. "Lech" został ciężko ranny po raz pierwszy. 16 grudnia 1943 roku otrzymuje awans do stopnia majora. W tym czasie w okolicach Borkowa podczas starcia z Niemcami zginął pierwszy z braci, Józef znany bardziej pod pseudonimem "Mały". Ale był to dopiero pierwszy etap tragedii.
1 listopada 1943 roku w Kałęczynie został aresztowany przez ekspedycję gestapo Izydor Kozłowski wraz z najmłodszym synem Izydorem - juniorem. Przez Majdanek obaj trafili do Oświęcimia. Głowa rodziny została zamordowana 17 maja 1944 roku na oczach syna podczas pokazowej egzekucji. Izydor junior ps. ,,Idek" jesienią 1944 roku uciekł - przy pomocy więźniów - z transportu kolejowego do obozu koncentracyjnego w Buchenwald. Woli życia starczyło mu na tyle, aby dowlec się do rodziny i skonać na rękach siostry Stanisławy... Przedtem jednak zdołał opowiedzieć siostrze przejścia swoje i ojca w obozie koncentracyjnym. Matki w tym czasie nie było w domu, ponieważ wyszła w poszukiwaniu możliwości zdobycia jakiejś żywności. Cierpiały głód. Weszła do domu dosłownie tuż po śmierci syna. Rozpacz niewyobrażalna...
Ale zanim ojciec i najmłodszy brat zginęli, w dzień po ich aresztowaniu, Marian z bratem Antonim, obawiając się szczegółowej rewizji i nie wiedząc dokładnie, gdzie ojciec ukrył archiwum, zdecydowali o własnoręcznym spaleniu domu! Nawet po wielu latach spisując fragmenty swoich wspomnień powracał do tego traumatycznego doświadczenia: (...) Wędrując po Polsce nigdzie nie czułem się u siebie, bo spalił się mój dom... Jeszcze po upływie tak wielu lat odżywa obraz huczącej pożogi i obraz ten wiruje w pamięci w ciągu całej powojennej mojej tułaczki(...)".
Miarę nieszczęść dopełnił czerwiec 1944 roku. 23 czerwca w trakcie partyzanckiej bitwy w Czerwonym Borze zginął kpt. "Biały" - Antoni Kozłowski, skutecznie atakując i osłaniając odwrót łomżyńskiego zgrupowania AK. Gdyby nie śmiały atak jego oddziału prawdopodobnie nikt z 300-osobowego zgrupowania by nie przeżył...
Ta tragiczna wiadomość dotarła do "Lecha", który dochodził do zdrowia po kolejnej ranie postrzałowej, którą odniósł 13 kwietnia podczas walk z niemiecką żandarmerią w okolicy Stawisk.
Okupacja sowiecka
W pierwszych miesiącach 1945 roku, kpt. Bolesław Kozłowski - "Grot" w ścisłej współpracy z bratem Marianem zreorganizował struktury organizacyjne dostosowując je do warunków nowej okupacji: sowieckiej. Latem 1945 roku stan zaprzysiężonych żołnierzy NSZ wynosił 2750 osób. We wrześniu 1945 roku łomżyńskie NSZ weszły w skład nowej organizacji wojskowej - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW). "Grot" został awansowany do stopnia kapitana i objął stanowisko dowódcy Wydziału II (wywiad) i Wydziału V (propaganda) Komendy Okręgu XV (białostockiego). Jednocześnie został mianowany na stanowisko zastępcy Komendanta Okręgu Białostockiego NZW.
Marian oprócz pseudonimu "Lech", "Przemysław" używający także innych "Dąbrowa", "Opoka" w październiku 1945roku został mianowany dowódcą Okręgu Olsztyn NZW o kryptonimie "Bałtyk".
Był to wyjątkowo trudny teren, gdzie ze względu na migrację ludności i zamieszkiwanie Niemców nie istniały sprzyjające okoliczności, ze względu na brak oparcia w miejscowej ludności do stworzenia tak silnych struktur konspiracyjnych i oddziałów zbrojnych jak na Białostocczyźnie lub płn. Mazowszu. Organizacja stworzona przez mjr "Dąbrowę" była raczej strukturą kadrową bardziej ukierunkowaną na działania wywiadowcze; lokowania członków NZW w szeroko rozumianych strukturach administracji i władzy oraz w celu oddziaływania propagandowego. Tworzona "siatka" konspiracyjna na terenie olsztyńskiego miała za zadanie pomoc oddziałom z łomżyńskiego i północnego Mazowsza, które w obliczu zmasowanych obław i pacyfikacji terenu przez KBW i UB były zmuszone do okresowego wycofania się ze swoich macierzystych terenów. Rolę oddziału do zadań specjalnych - Pogotowia Akcji Specjalnej - z dużym powodzeniem wypełniał oddział por. "Newady" - Jerzego Karwowskiego.
Mimo oporu NZW i innych formacji podziemia niepodległościowego, dla większości nie ulegało wątpliwości, że nie ma większych szans na zwycięstwo. Nie zanosiło się na III wojnę światową a władza komunistyczna pod nadzorem Józefa Stalina czuła się coraz bardziej pewnie. Bezczelne sfałszowanie wyborów i brak jakiejkolwiek reakcji "wolnego świata" uświadomił boleśnie tysiącom żołnierzy i oficerów nadal walczących w podziemiu, że nadszedł kres walki. Dla większości ówczesnego społeczeństwa polskiego sfałszowanie wyborów '47 roku było brutalnym końcem złudzeń... W miesiąc później (22 lutego) Sejm zdominowany przez komunistów uchwalił ustawę amnestyjną.
Pomimo wahań i rozterek wewnętrznych tak Bolesław jak Marian zdecydowali się na skorzystanie z amnestii i ujawnienie się, by umożliwić swoim podkomendnym podejmowanie własnych decyzji w tej kwestii. Marian Kozłowski dostał urzędowy zakaz pobytu w powiecie łomżyńskim. Był to szczególnie trudny okres w życiu jego i niedawno poślubionej żony Marii. Inwigilowany przez UB, wzywany na przesłuchania do siedzib "organów Polski Ludowej", musiał zachowywać cały czas czujność umysłu. Dodatkowym czynnikiem stresującym był fakt powiększania się rodziny i konieczności jej utrzymania, ale jak, skoro były nieprzerwanie problemy z pracą... A w dodatku ta ciągła niepewność: kiedy przyjdą?...
Wróg postępu i demokracji
Dla takich jak on nie było "pomiłuj". Dla władzy komunistycznej byli przecież kimś i czymś najgorszym - głównym wrogiem "obozu postępu i demokracji". Z czasem nasilają się coraz dłużej trwające areszty i pobyty w więzieniach. Najdłuższy trwa ponad półtora roku. Major "Dąbrowa" był więziony w Rawiczu (jednej z głównych komunistycznych katowni o wyjątkowo złej sławie), Lidzbarku Warmińskim, a stamtąd przewożony dalej - z więzienia do więzienia, by zaginął po nim ślad. Doświadcza bicia, pobytów w karcerach, zdzierania paznokci i innych tortur. W pewnym momencie żona Maria nawet nie wiedziała, w którym więzieniu przebywa. Po ogromnych staraniach ze strony żony, mającej wsparcie rodziny i przyjaciół, mjr Marian Kozłowski zostaje wypuszczony na wolność. Prawdopodobnie gdyby nie te działania nie wyszedłby z tego żywy. Już sam jego widok po uwolnieniu był przerażający: szkielet człowieka, taki sam jak Ci, którym udało się przeżyć hitlerowskie obozy!
Przez wiele następnych lat rodzina pędziła, jak to wspominają córki, "tułaczy żywot". Marian Kozłowski, który podejmował pracę w różnych zawodach, by utrzymać rodzinę - żonę i cztery córki - wiele razy był przenoszony w różne części Polski. Z Zalesia (pow. Pisz) do Szprotawy na Dolnym Śląsku itp. ponieważ otrzymywał z miejscowej Komendy Powiatowej MO nakaz opuszczenia w określonym terminie danego terenu! Dlaczego? Z zachowanych dokumentów uzasadnienie prawie zawsze było takie same: "Zbytnia zażyłość z ludnością na tym terenie co grozi zorganizowaniem wrogiej działalności". Pod koniec 1962 roku rodzina Kozłowskich przeprowadziła się do Galewic w Wielkopolsce, do rodziny Marii. Poprzedzone było to tajemniczym przypadkiem upozorowania przez tzw. "nieznanych sprawców" nieszczęśliwego wypadku motocyklowego. Jego ofiarą miał być Marian Kozłowski a narzędziem metalowa linka umocowana w poprzek leśnej drogi. Fachowo zawieszona na wysokości szyi...
Przystań na Majorki
Przez większość życia ich rodzina mieszkała w Wielkopolsce. Marian Kozłowski zajmował się różnymi zajęciami zawodowymi. Ostatnie kilkanaście lat pracował jako nauczyciel a po zawale serca jako szkolny bibliotekarz. Musiał jednak ponownie zdawać maturę, ponieważ przedwojennej mu nie uznano. W 1983 roku, będąc już na emeryturze, małżeństwo Kozłowskich postanowiło przenieść się do Warszawy, aby być bliżej córek. Środków finansowych starczyło na zakup niewielkiego domu na Białołęce przy ulicy Majorki. Rok wcześniej pochował w Łomży jedynego żyjącego brata - Bolesława ps. ,,Grot". Wydarzenie to musiało być dla niego szczególne - do dnia dzisiejszego w zbiorach rodziny zachował się wzruszający wiersz "Pamięci brata Bolesława".
W ostatnich latach życia napisał 30-stronicowe fragmenty wspomnień. Rzecz ciekawa: nigdy nie podawał nazwisk, jedynie pseudonimy. Prawdopodobnie utrzymywał kontakty z byłymi podkomendnymi, ale bardzo dyskretne i z dużą dozą ostrożności. Przez całe życie był inwigilowany. Ostatni zapis na jego temat pochodzi z 1985 roku. Często określany był w materiałach bezpieki jako: (...) Bardzo niebezpieczny(...)" To znaczy, że tak On, jak i Jego brat Bolesław ps. ,,Grot", nie dał się nigdy nawrócić na komunistyczną wiarę...
Major Marian Kozłowski - "Lech", "Dąbrowa", "Przemysław", "Opoka" swój ostatni żołnierski marsz rozpoczął wieczorem 6 listopada 1986 roku. I pewnie na końcu drogi tej Odwiecznej Tajemnicy spotkał "Białego", "Małego", "Grota", ,,Idka", i wielu, wielu innych...
Cztery lata później zmarła jego żona Maria z domu Gaj/Gajewska. Pochowana również we wspólnym grobowcu rodzinnym na tymże cmentarzu w Tarchominie.
Robert Radzik
Za pomoc w przygotowaniu powyższego tekstu i wielogodzinne rozmowy chciałbym złożyć serdeczne podziękowania córkom majora Mariana Kozłowskiego: pani Elżbiecie Tarczałowskiej- Kozłowskiej oraz pani Krystynie Kozłowskiej.
Poniżej wiersz córki mjr. Kozłowskiego poświęcony pamięci Jej Ojca i wszystkich wyklętych.
- Mojemu Ojcu -
biegną liście
szepcze wiatr
szczęk bagnetów
i huk dział
wszystko miesza się
wiruje
wszystko kłębi się
szaleje
a pod ziemią
w samym środku
ktoś zamyślił się
zadumał
i zapomniał
że to o Nim
te wspomnienia
i szum drzew
jak proporce
tak rozbrzmiewa
i już trąbki tylko brak
i głęboko
jeszcze drgnęło
choć na chwilę
jeden raz
Twoje Serce
żeby zasnąć znów
na wieki
czy na wieki
nie
na jakiś tylko czas.
Maria-Krystyna Kozłowska