Bezdomny staruszek czeka na pomoc
12 maja 2017
Losy osób bezdomnych są zazwyczaj smutne, nie inaczej jest z 74-letnim panem Bolesławem, który już od ponad trzech lat mieszka w opuszczonej altance działkowej przy torach na legionowskim Bukowcu. Czy ktoś jest w stanie mu pomóc, czy prędzej doczekamy się tragicznego finału tej smutnej historii?
74-letni pan Bolesław od trzech lat jest osobą bezdomną i mieszka w niedużej altance ogródka działkowego za ekranami PKP przy ul. Handlowej. Wcześniej mieszkał w jednym z bloków SML-W przy ul. Warszawskiej w Legionowie, ale ze względu na zaległości w opłatach czynszowych został eksmitowany. Ponoć ma dzieci, które mieszkają w Warszawie, ale od jakiegoś czasu nie utrzymują ze sobą kontaktu, dlatego nie może liczyć na ich pomoc. Jak przyznał "oni mają swoje życie". - Pewnego dnia, jak wróciłem do mieszkania, to zastałem wymieniony zamek w drzwiach. Wpuścili mnie pracownicy remontowi i pozwolili zabrać osobiste rzeczy. Był wieczór i nie chciałem wyjść, więc mnie złapali pod jedną i drugą rękę, za nogi i wyrzucili za drzwi, jak psa - wspomina ze łzami w oczach swoją eksmisję na bruk. Z legionowskiego Ośrodka Pomocy Społecznej otrzymuje co miesięczny zasiłek stały w kwocie 604 zł. Pieniądze ledwo wystarczają mu na codzienne przeżycie, a co dopiero wykupienie niezbędnych leków.
Nie chce na Kozłówkę
W altance panują spartańskie warunki. Jest zimno i ciemno - nawet jedyne okno zostało zabite deskami i przykryte ogromną płachtą, żeby było cieplej. Pomieszczenie bardziej przypomina ziemiankę niż domek, w którym można mieszkać. Przed dwoma laty znajomy - właściciel złomowiska - załatwił bezdomnemu piecyk i dostarczył do altanki worek potrzebnego węgla. Pomógł też załatwić w OPS-ie stały zasiłek. Chciał też umieścić schorowanego 74-latka w jakimś domu pomocy społecznej. Straż miejska proponowała przeprowadzkę do noclegowni dla bezdomnych.
- Pan Bolesław różni się od innych osób korzystających z noclegowni na Kozłówce. Jest cichy, spokojny, skromny, nie pije alkoholu. Wylądował na ulicy tylko dlatego, że nie radził sobie finansowo. Na Kozłówce spędził dwie noce, ale on tam nie pasuje. Dokuczali mu i on się tam nie czuje dobrze. Jednocześnie nie jest osobą ubezwłasnowolnioną, więc nie można umieścić go tam na siłę. Ale pewne jest, że potrzebuje pomocy - tłumaczył swego czasu pan Marek, właściciel złomowiska.
Czeka na mieszkanie
Jak twierdzi pan Bolesław, wciąż liczy na pomoc ze strony Urzędu Miasta, gdyż właśnie tam złożył pisemny wniosek o przydział mieszkania. - Wniosek o przydział mieszkania został złożony w listopadzie 2015 r. i był to jedyny dokument, który wpłynął do Referatu Lokalowego. Wnioskodawca został poinformowany, że powinien dostarczyć do Referatu Lokalowego wyrok sądowy orzekający eksmisję z lokalu położonego przy ul. Warszawskiej w Legionowie. Do dnia dzisiejszego nie dostarczył żądanego wyroku i nie odpowiedział na pismo - wyjaśnia Tamara Mytkowska, rzecznik prasowy ratusza. Zatem wygląda na to, że sprawa utknęła w miejscu. Tamara Mytkowska przekonuje, że pan Bogusław nie wyraża zgody na umieszczenie go w domu pomocy społecznej, ani w schronisku dla bezdomnych mężczyzn.
Boi się odcięcia od świata
Pan Bolesław obawia się zamknięcia na kłódkę jednej z bram, które prowadzą na ogródki działkowe. Jeśli tak by się stało, zostałby kompletnie odcięty od świata. Jak sam twierdzi, stara się nie narzekać na swój los, choć żyje niezwykle skromnie. - Ośrodek Pomocy Społecznej powiadomił pisemnie służby policji i straży miejskiej z prośbą o sprawdzenie zagrożenia pożarowego oraz bezpieczeństwa - poinformowała Anna Brzezińska , dyrektor OPS w Legionowie. Jak twierdzi pan Bolesław, w ostatnim sezonie zimowym nikt do niego nie zaglądał, więc równie dobrze mógłby zamarznąć i nikt by tego nie zauważył.
Dariusz Burczyński