Aktywiści na skraju bankructwa. "Prosimy o pomoc"
9 kwietnia 2019
Jeden wyrok zmienia wszystko. Miasto Jest Nasze musi skupić się na szukaniu pieniędzy.
Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, na czele którego stoi Jan Mencwel, to najbardziej znana w Warszawie organizacja zrzeszająca tzw. miejskich aktywistów. W październikowych wyborach do rady miasta MJN zdobył 5,7% głosów, co nie przełożyło się na żaden mandat. Niespodziewanie pomocną dłoń wyciągnął jednak prezydent Rafał Trzaskowski, który stworzył dla swojej kontrkandydatki Justyny Glusman specjalne stanowisko "dyrektorki-koordynatorki" d/s zrównoważonego rozwoju, mianując ją de facto piątym wiceprezydentem. W ten sposób aktywiści zyskali upragniony wpływ na funkcjonowanie Warszawy.
Przegrali proces
9 kwietnia los przestał się uśmiechać do MJN. Starania o zwężenie Górczewskiej czy wpisywanie zrujnowanych kamienic do rejestru zabytków muszą chwilowo ustąpić miejsca prozie życia. Aktywistom brakuje pieniędzy.
- Przegraliśmy w sądzie apelacyjnym proces wytoczony nam przez biznesmena i byłego charge d'affaires ambasady Gambii w Rosji, Roberta Szustkowskiego, jedną z osób umieszczonych na naszej Mapie Reprywatyzacji z 2016 roku - donosi MJN. - Musimy zapłacić prawie 25 tys. zł. Sąd zażądał od nas zwrotu kosztów sądowych i zadośćuczynienia dla pana Szustkowskiego. Musimy też wykupić przeprosiny w ogólnopolskim dzienniku. To kwota, której nie jesteśmy w stanie sami udźwignąć i która stawia nas na krawędzi bankructwa.
"Dla dobra Warszawy"
Jak zapowiadają aktywiści, wyrok jest już prawomocny i zamierzają go wykonać. Jeśli nie uda się zebrać pieniędzy, MJN może nawet zakończyć działalność.
- Dlaczego prosimy o pomoc? Jesteśmy organizacją społeczną utrzymującą się ze składek członkowskich i darowizn. Za pracę dla dobra Warszawy nikt z nas nie pobiera ani złotówki wynagrodzenia. Będziemy prosić o pomoc rzecznika praw obywatelskich. Zamierzamy też wnosić o kasację do Sądu Najwyższego oraz odwoływać się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
(dg)