Wywiad miesiąca
25 kwietnia 2008
Wywiad z Józefem Roszkowskim, lat 77, radnym piątą kadencję.
Co Pana skłoniło do zajęcia się działalnością samorządową?
- Zaczęło się od tego, że poszedłem na zebranie i po prostu dałem się namówić. W ogóle nie planowa-łem startować kiedykolwiek na radnego. Był to czas, kiedy w dwóch wielkich firmach zatrudniałem w su-mie około 300 osób. W związku z tym nie chciałem startować na radnego. A później, kiedy dałem się na-mówić i zostałem radnym, to po pierwszych czterech latach po prostu się wciągnąłem, czegoś człowiekowi brak jak nie pojedzie, nie wie co się dzieje. I tak cały czas, co kończy się kadencja, to daję się namówić jeszcze na jedną kadencję. Ale ta kadencja to jest już piąta i muszę podkreślić, że to jest ostatnia, defi-nitywnie ostatnia ze względu na wiek. Dobrze się czu-ję, jestem energiczny, ciągle szukam pracy, nie umiem bezczynnie siedzieć.
W jakich komisjach Pan działa?
- Jestem przewodniczącym komisji mieszkaniowej i należę do komisji samorzą-dowej.
Co w pracach tych komisji uważa Pan za najważniejsze?
- Najważniejsza jest tak zwana mieszkaniówka. Trzeba pilnować, aby ludzie, którzy kilkanaście lat czekają na mieszkania, uczciwie je dostali. Nie można kombi-nować. Zdarzają się przypadki, że ktoś został w zeszłym roku wciągnięty na listę i już w tym roku przychodzi, żeby mu przydzielić mieszkanie. Tak być nie może. To prosta ścieżka do korupcji.
Powinno się budować więcej mieszkań?
- U nas na szczęście dość dużo się buduje. Dwa budynki czekają na zasiedle-nie. Kolejne dwa są w trakcie budowy. Te cztery budynki oczywiście zostały zapla-nowane i rozpoczęto ich budowę w poprzedniej kadencji. Cztery budynki to 160 mieszkań, dzięki temu załatwi się dużo najpilniejszych potrzeb. Jestem wielkim zwolennikiem TBS-ów. Nie zgadzam się tylko z jednym, że ktoś po dwudziestu czy trzydziestu latach spłacania kredytu, gdy gmina czy miasto nie dokładało ani zło-tówki, nadal nie jest właścicielem mieszkania. To jest jakaś fikcja. Gdyby to zmie-nić, nie musielibyśmy budować tyle mieszkań komunalnych.
Co uważa Pan za najważniejsze do zrobienia w Wawrze w najbliższym czasie?
- Myślę, że tunel w Międzylesiu. Jest bardzo pilny. Mieszkańcy Starej Miłosnej naciskają, chcą mieć drogę dojazdową do miasta przez Międzylesie. Zanim się nie pobuduje tego tunelu, nie ma mowy, by puścić tu jakikolwiek ruch. Druga rzecz, to przedłużenie Wału Miedzeszyńskiego do granicy Warszawy, bo tutaj się robią korki. Cudem udało się go pociągnąć do Traktu Lubelskiego, bo pierwotnie miał się prze-cież kończyć przy Bronowskiej. Dzięki temu buduje się wokół wiele nowych osiedli. Gdyby Wał Miedzeszyński kończył się na ul. Bronowickiej, kierowcy staliby w gigan-tycznych korkach, co odstraszałoby inwestorów.
W czasie konsultacji społecznych w sprawie budowy tunelu w Międzylesiu poparł Pan zdecydo-wanie najnowszą koncepcję jego trasy?
- Tak, pomysł puszczenia tunelu bokiem a następnie na tyłach stacji benzyno-wej jest idealnym rozwiązaniem. Ułatwi też samą budowę. Prawdopodobnie nie trzeba będzie na czas budowy zamykać obecnego przejazdu. Bezwzględnie też jest potrzebne zrobienie ulicy Żegańskiej dwupasmową, inaczej po puszczeniu tędy dodatkowego ruchu od strony Starej Miłosnej Międzylesie się zakorkuje. By to zro-bić, trzeba wyburzyć całą północną stronę ulicy Żegańskiej. I bardzo dobrze. Zabu-dowa, która tu stoi nie jest zabytkowa i nie ma co jej żałować. Koszty zresztą nie będą wielkie. Właścicielem większości działek jest miasto. Dzięki temu na ten uwol-niony teren będą mogli wejść prywatni inwestorzy i dzięki temu zyskamy dodatko-wo nowe centrum Międzylesia, znacznie lepsze i ładniejsze od obecnego.
Rozmawiał Andrzej Gzyło