Tabletowy bojkot na Targówku
13 marca 2014
41 tysięcy złotych, jakie wydał urząd dzielnicy na tablety dla radnych, okazuje się pieniędzmi wydanymi sobie a muzom. Urządzenia do szkół nie trafią, radni też ich nie chcą - i tylko burmistrz Sławomir Antonik wydaje się być zadowolony.
Jeszcze przed sesją 11 marca radni Platformy wydali oświadczenie, w którym protestują przeciwko nieprzemyślanym wydatkom burmistrza Antonika. Dzięki "tabletowej awanturze" Targówek znów jest bohaterem wszystkich mediów. Oto czym zajmują się urzędnicy za nasze pieniądze. - Naszym zdaniem jest to marnotrawienie publicznych pieniędzy, które mogłyby zostać wydane w bardziej racjonalny sposób. Jesteśmy oburzeni arogancją obecnej władzy, która podjęła decyzję bez zgody rady i za plecami radnych - piszą.
Już wiadomo, ile kosztowały tablety. Żeby jednak okazać nieco miłosierdzia burmistrzowi, krótkie przesłanie do radnych - skoro już zostało wywalone 41 tysięcy, w tym czternaście na licencje, czy nie powinno się jednak spożytkować tych pieniędzy? Mleko się wylało, ale jeśli się go nie sprzątnie, zacznie śmierdzieć. A smród sfermentowanego mleka ma dwie wady - jest uciążliwy i trudny do wywabienia. Wiadomo, że burmistrz tych pieniędzy do kasy dzielnicy nie zwróci, bo w Polsce odpowiedzialności finansowej za działania urzędnicze nie ma - więc może pozostaje korzystanie z przenośnych ekranów i domaganie się, by stosy papierów były wycofywane, skoro jest już dla nich erzac.
Wiktor Tomoń