Sebastian Wierzbicki: Warszawą chcę zarządzać z mieszkańcami
5 listopada 2014
Rozmowa z Sebastianem Wierzbickim, kandydatem na prezydenta Warszawy.
- Dlaczego uważa Pan, że Warszawie potrzebna jest zmiana na stanowisku prezydenta? Oceniając ostatnie lata, wielu warszawiaków daje w sondażach Hannie Gronkiewicz-Waltz zielone światło.
- Tej prezydentury nie da się oceniać w kategoriach "czarne" albo "białe". Z całą pewnością Hanna Gronkiewicz-Waltz wyrwała stolicę z zapaści inwestycyjnej, do której doprowadzili jej poprzednicy. Jednocześnie cztery lata samodzielnych rządów PO w Warszawie to przede wszystkim nieustające pasmo podwyżek: czynszów, użytkowania wieczystego, cen biletów komunikacji miejskiej, opłat za przedszkola i żłobki, wodę, nieczystości i śmieci. To prywatyzacja Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej skutkująca - przed czym ostrzegaliśmy - wzrostem cen o 20%, likwidacja szkolnych stołówek, dodatków motywacyjnych dla nauczycieli, cięcia w komunikacji i ogromne opóźnienia inwestycyjne. I do tego arogancja władzy w kontaktach z mieszkańcami, która doprowadziła do referendum w sprawie odwołania pani prezydent. Dopiero w obliczu tego zagrożenia Hanna Gronkiewicz-Waltz zmieniła taktykę. Nagle okazało się, że można wprowadzić budżet partycypacyjny, można zrobić konsultacje społeczne, można zadbać o lokatorów z reprywatyzowanych kamienic.
- Na błędach człowiek uczy się najszybciej, a budżet partycypacyjny okazał się wielkim sukcesem!
- SLD już kilka lat temu proponował wprowadzenie budżetu partycypacyjnego. Hanna Gronkiewicz-Waltz zgodziła się na ten - jak sama mówiła - eksperyment dopiero pod presją. Na tyle nie wierzyła w racjonalność pomysłów ludzi, że przeznaczyła do puli budżetu partycypacyjnego zaledwie 26 mln zł. Tymczasem budżet Warszawy, po stronie wydatków, to 14 mld zł! Więc ile dała? 0,2%! A sukces akcji dotyczącej budżetu, liczba głosów mieszkańców, przeszedł wszelkie oczekiwania. Gdyby to ode mnie zależało, natychmiast zwielokrotniłbym kwotę do dyspozycji mieszkańców. To musi być co najmniej 130-140 mln zł.
- I pozostawi Pan ludziom decyzję, na co wydać takie pieniądze?
- A czemu nie? W przeciwieństwie do urzędników ludzie liczą każdy grosz. Jeżeli warszawiacy te pieniądze dostaną do dyspozycji, to zobaczą i uwierzą, że mogą zmieniać to miasto.
Zaczną się zastanawiać, jak przekształcić swoje osiedle, swoją dzielnicę, co by się przydało. Właśnie w takich okolicznościach ludzie utożsamiają się z miastem. Stają się jego obywatelami, a nie konsumentami usług miejskich.
- Każdy z kandydatów powtarza to samo: poprawimy jakość życia. To slogany, nie konkrety. Co zamierza Pan w Warszawie zmienić?
- Musimy na nowo określić priorytety rozwoju miasta i skonsultować je z mieszkańcami.
Trzeba zapewnić miejsca w żłobkach i przedszkolach dla każdego dziecka. I powinny to być miejsca bezpłatne, jak zrobił to ostatnio prezydent Matyjaszczyk w Częstochowie.
Trzeba dokonać zmian w komunikacji miejskiej, bo ona może być tania, ale pieniędzy nie należy pozyskiwać kolejnymi podwyżkami cen biletów, tylko racjonalizacją zatrudnienia w administracji ZTM oraz pozyskiwaniem dodatkowych środków z transportowej infrastruktury.
Obecnie miasto miasto rozwija się nierównomiernie, bo jego prawa część została przez rządzącą ekipę zapomniana. Uważamy, że priorytetem musi stać się rozwój budownictwa komunalnego i remonty istniejących kamienic. Nie każdego stać na kredyt w banku, ale miasto stać, żeby zapewnić mieszkanie tym, którzy tego kredytu nie dostaną. Zacząć należy od wykorzystania kilku tysięcy istniejących pustostanów i uruchomienia partnerstwa publiczno-prywatnego do wspólnego budowania lokali mieszkalnych. To powszechnie obowiązująca praktyka na całym świecie i nie mogę zrozumieć, dlaczego Warszawa z tego rozwiązania nie skorzystała!
- To przecież za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz powstało najwięcej mieszkań komunalnych w Warszawie po 1989 r...
- A ile mieszkań komunalnych ubyło z powodu reprywatyzacji? Dziś właśnie reprywatyzacja jest największym problemem Warszawy. Pilnie potrzebna jest ustawa w tej sprawie. Jej brak pokazuje niemoc Hanny Gronkiewicz-Waltz. Miasto zwraca spadkobiercom byłych właścicieli, lub co gorsza handlarzom roszczeń, tereny szkół, boiska, parki i kamienice z lokatorami. Wydaje ogromne pieniądze na odszkodowania. My natomiast uważamy, że trzeba przede wszystkim zadbać o interesy lokatorów mieszkających w budynkach zwracanych byłym właścicielom lub ich spadkobiercom. W tym jest różnica: przez pryzmat czyich interesów patrzymy na miasto.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał bw