Ozdrowieniec: Mam wrażenie, że gram w filmie o kiepskim scenariuszu
5 maja 2020
Pan Tomasz wyszedł ze Szpitala Bródnowskiego po wykonanym teście na Covid. Kolejne zdarzenia i działania służb ukazują, jaki chaos panuje wokół walki z epidemią w Warszawie.
- Na do widzenia mam pierwszy w życiu test na Covid, ponieważ miałem kontakt z zakażonymi pracownikami. Odkładam ten problem na bok głowy, bo przecież Sanepid sam mnie znajdzie, gdyby wynik był pozytywny. Szpital zleca 14 dni kwarantanny domowej - opisuje.
Wyszedł ze szpitala zakażony Covid
- Leczę się w oparciu o porady telemedyczne w domu. Po serii nieudanych prób telefonicznego, oficjalnego potwierdzenia wyniku testu w Szpitalu Bródnowskim, poddaję się. Wysyłam tylko maila do szpitala z zapytaniem o wynik mojego testu na Covid. 9 kwietnia (!) szpital odpowiada na maila. - Dowiaduję się oficjalnie, że przeprowadzony 31 marca test dał w dniu 1 kwietnia wynik pozytywny. Minęło 8 dni odkąd wiadomo, że jestem "pozytywny". Trochę szkoda. Gdybym miał tę informację wcześniej, to wcześniej zacząłbym leczenie i może nie skończyłbym w szpitalu. A tak, to symptomy Covid brałem za dolegliwości po operacji - relacjonuje.
Kolejnego dnia pan Tomasz gorączkuje, kaszle i czasami łapię powietrze "jak rybka". Chory zostaje przyjęty do Kliniki Medycyny Infekcyjnej i Alergologii WIM na Szaserów. Tymczasem 14 kwietnia mija termin kwarantanny zleconej przez Szpital Bródnowski.
- W tym czasie nie kontaktował się ze mną Sanepid, nie kontrolowała mnie policja. Teoretycznie, gdyby przebieg choroby był łagodniejszy i nie pojechałbym do szpitala, kaszel wziąłbym za podrażnienie po intubacji, lekką gorączkę traktował jako efekt operacji, to następnego dnia mógłbym pójść na zakupy i siać Covidem - przekonuje pan Tomasz.
Chory w szpitalu, policja i tak przyjeżdża
Dopiero 15 kwietnia pod dom podjeżdża policja. - Na zlecenie Sanepidu szukają mojego numeru telefonu. Dostają numer, odjeżdżają - opowiada dalej. Kolejnego dnia telefonują z Sanepidu z informacją o pozytywnym wyniku testu na Covid.
- Dziękuję za wieści i informuję, że jestem w szpitalu. Panią najbardziej interesuje, jak tam było z tą kwarantanną, czy nie "sypnąłem" wirusem dalej. Opisuję moją pełną izolację od rodziny. Obecny pobyt w szpitalu i moje dalsze wyjaśnienia pani nie interesują, bo ma jeszcze 1000 telefonów do wykonania - opisuje pan Tomasz.
W międzyczasie w kolejnych dniach policja podjeżdża pod dom sprawdzić, czy chory pozostaje w domowej izolacji. Nie pozostaje, ponieważ nadal leży w szpitalu, ale służby zdają się tego nie pamiętać. 19 kwietnia pod dom pana Tomasza podjeżdża bus z wymalowaną kotwicą Polski Walczącej.
- To Wojska Obrony Terytorialnej mają zrobić mi test na Covid. Testu zrobić nie można, bo nie ma mnie w domu. Przecież jestem w szpitalu - wyjaśnił.
System wysyła policję na wirusa, którego nie ma
21 kwietnia - brak objawów i negatywny wynik drugiego testu na Covid powoduje, że pacjent zostaje wypisany ze szpitala. Oficjalnie stał się ozdrowieńcem. Jednak nie dla Sanepidu i pozostałych służb. Policja nadal podjeżdża pod dom pana Tomasza. Ma takie zlecenie od Sanepidu aż do 9 maja. W międzyczasie ozdrowieniec próbuje poinformować służby sanitarne, iż już jest w pełni zdrowy. Dostaje jednak mailową informację zwrotną, iż z powodu nawału pracy są opóźnienia w odpisywaniu.
- Policja przyjeżdża nadal. Z policjantami się zaprzyjaźniłem. Chyba razem mamy wrażenie, że gramy w jakimś filmie o kiepskim scenariuszu - opowiada. Jak dodaje: - System wysyła policję na wirusa i dzielnie walczy z problemami, które sam wygenerował. Mam takie wrażenie, że nie jestem jakimś szczególnym pechowcem, a moja sytuacja to obowiązujący obecnie sanepidowski standard - kończy pan Tomasz.
(DB)