REKLAMA

Wilczy brat

tytuł oryg.: Wolf Brother
autor: Michelle Paver
przekład: Tomasz Piwowarczyk
wydawnictwo: W.A.B
kolekcja: Kroniki Pradawnego Mroku
wydanie: I, Warszawa
data: 8 września 2005
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 360
ISBN: 978-83-7414117-8

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami, I  2005.09.08

Powieść Michelle Paver Wilczy brat otwiera sześciotomową sagę Kronik Pradawnego Mroku, cykl oryginalnych, opowieści fantasy, rozgrywających się sześć tysięcy lat temu, w epoce kamiennej. Bohaterem sagi jest dwunastoletni chłopiec imieniem Torak, syn maga. Jego plemię, tak jak wszyscy ludzie na Ziemi, zamieszkuje mroczny, niekończący się las, toczy nieustanny bój o przetrwanie w tym niegościnnym świecie, pełnym tajemnic i potężnej, wszechobecnej magii. Kiedy z ciemnych mocy rodzi się okrutny, siejący zniszczenie demon w skórze olbrzymiego niedźwiedzia, nie ma siły, która mogłaby stawić mu opór. Ojciec Toraka, śmiertelnie ranny w starciu z bestią, powierza synowi misję odnalezienia mitycznej góry, jedynej nadziei na ratunek dla świata. Torak wraz z młodym wilczkiem wyrusza w długą i niebezpieczną podróż.

Więcej na stronach:

Fragment

Kiedy cała czwórka pokonywała przerzuconą nad rzeką drewnianą kładkę, Torak patrzył na w wodę przepływającą w dole i zastanawiał się, czy skoczyć. Miał związane ręce, utonąłby. No i nie mógł zostawić Wilka.

Jakieś dziesięć kroków dalej w dół rzeki, pomiędzy drzewami jaśniała polana. Torak poczuł woń sosnowego dymu i świeżej krwi. Zobaczył cztery obszerne, kryte skórą renifera szałasy, niepodobne do żadnych, jakie dotąd widział. Dostrzegł też przerażającą liczbę ludzi: wszyscy byli pochłonięci pracą, i - jak dotąd - nieświadomi jego obecności. Strach sprawił, że Torak widział każdy szczegół z niespotykaną wyrazistością. Dwóch mężczyzn zdejmowało skórę z knura zawieszonego na drzewie, które rosło na brzegu rzeki. Rozpłatali już podbrzusze zwierzęciu, a teraz, schowawszy noże do pochew, zdzierali skórę gołymi rękoma, aby jej nie podrzeć. Byli nadzy od pasa w górę, na spodniach nosili ochraniacze z rybiej skóry. Wyglądali na przerażająco silnych, ich muskularne ramiona pokrywała plątanina żył. Krew zwierzęcia płynęła powoli do skopka z kory brzozowej. Dwie dziewczyny odziane w tuniki płukały na płyciźnie wnętrzności knura i chichotały. Nieopodal troje małych dzieci pieczołowicie stawiało babki z piasku, wtykając w nie skrzydełka nasion jawora. Dwie smukłe, obciągnięte skórą łódki leżały wyciągnięte ponad poziom wody. Piasek wokół nich mienił się od rybich łusek. Kilka dużych psów węszyło za resztkami.

Na środku polany, przy wiecznym ogniu - płonącym stosie drewna sosnowego, na matach wyplecionych z wierzbowych witek siedziała grupa kobiet pogrążonych w cichej rozmowie. Łupały orzechy laskowe i przebierały jagody jałowca w koszu. Żadna z kobiet nie była podobna do Horda czy Renn i Torak zastanawiał się przez chwilę, czy oni również, tak jak on, stracili rodziców.

Kawałek dalej stara kobieta przytwierdzała groty do strzał. Ostre jak igła płatki krzemienia nakładała na drzewce, przyklejając je pastą z żywicy sosnowej i pszczelego wosku. Okrągły, kościany amulet ze żłobieniami w kształcie spirali, który nosiła na piersi, pozwolił Torakowi zgadnąć, że kobieta jest Czarownikiem klanu. Tata opowiadał mu o Czarownikach: ludziach, którzy potrafią leczyć choroby, dowiedzieć się we śnie, gdzie szukać zwierzyny, przepowiadać pogodę. Stara kobieta wyglądała na taką, co potrafi robić rzeczy o wiele niebezpieczniejsze.

Nad skórzanym garnkiem zawieszonym nad ogniem pochylała się ładna dziewczyna. Rozdwojonym patykiem wrzucała do środka węgle rozżarzone do czerwoności. Jej włosy falowały pod wpływem buchającej z naczynia pary. Aromat gotowanego mięsa sprawił, że Torak przełknął ślinę.

Obok dziewczyny klęczał starszy od niej mężczyzna, oprawiając dwa zające. Jego włosy i broda były rudobrunatne, podobnie jak u Horda, lecz na tym kończyło się wszelkie podobieństwo. Uderzająco opanowaną twarz o nieruchomych rysach znamionowała siła, która przywodziła Torakowi na myśl rzeźbiony piaskowiec. Zapach strawy umknął z jego pamięci. Nikt mu nie musiał mówić, że to właśnie ten mężczyzna dzierży tutaj władzę.

Oslak rozwiązał ręce Toraka i pchnął go w kierunku polany. Psy doskoczyły do niego, ujadając wściekle. Stara kobieta klasnęła. Szczekanie ucichło, zastąpiły je pojedyncze warknięcia. Wszystkie oczy zwrócone były na Toraka. Wszystkie, nie licząc oczu mężczyzny przy ognisku, który nadal spokojnie sprawiał zające. Kiedy skończył, wytarł dłonie o piasek i podniósłszy się, czekał w milczeniu, aż się zbliżą.

Urodziwa dziewczyna zerknęła na Horda i uśmiechnęła się nieśmiało.

- Zostawiłam dla ciebie trochę bulionu - powiedziała.

Torak odgadł, że albo jest kobietą Horda, albo chce nią zostać.

Renn odwróciła się i obrzuciła Horda znaczącym spojrzeniem.

- Dyrati zostawiła dla ciebie trochę bulionu - powiedziała kpiąco.

Siostra, bez dwóch zdań, pomyślał Torak.

Hord zignorował obie i zaczął rozmawiać z mężczyzną przy ogniu. W krótkich słowach zrelacjonował, co się zdarzyło. Torak zauważył, że Hord przedstawił rzecz tak, jakby to on, a nie Oslak, schwytał ,,złodzieja". Oslak nie zwrócił na to uwagi, natomiast Renn spojrzała na brata cierpko.

Tymczasem psy zwietrzyły Wilka. Z odsłoniętymi zębami zaczęły podchodzić do Renn.

- Precz! - rozkazała.

Usłuchały.

Renn zanurkowała do najbliższego szałasu i pojawiła się za chwilę znowu, niosąc zwój liny wyplatanej z łyka. Jednym końcem obwiązała torbę z Wilkiem w środku, drugi przerzuciła przez gałąź dębu i podciągnęła torbę w górę - znacznie wyżej, niż mogły doskoczyć psy.

I ja, uświadomił sobie Torak. Nawet gdyby pojawiła się teraz okazja ucieczki, nie mógłby z niej skorzystać. Nie mógł uciec bez Wilka.

Renn podchwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się złośliwie.

Spojrzał na nią spode łba. Było mu niedobrze ze strachu.

Hord skończył opowiadać. Mężczyzna, który stał przy ogniu, skinął głową i czekał. Oslak popchnął Toraka w jego kierunku. Mężczyzna wwiercił się weń spojrzeniem błękitnych oczu. Nie mrugnął ani razu. Jego oczy wydawały się nadzwyczaj żywe na tle nieruchomej twarzy. Torak nie mógł w nie patrzeć długo - choć jeszcze trudniej było mu odwrócić wzrok.

- Jak się nazywasz? - odezwał się mężczyzna. Mówił cicho, co w jakiś sposób było bardziej przerażające.

Torak oblizał wargi.

- Torak. A ty? - zapytał, chociaż i tak znał odpowiedź.

Odpowiedział Hord.

- To Fin-Kedinn. Wódz klanu Kruka. A ty, nieszczęsny karzełku, powinieneś nauczyć się szacunku...

Fin-Kedinn uciszył Horda spojrzeniem i odwrócił się do Toraka.

- Do jakiego klanu należysz?

Torak potarł brodę.

- Do klanu Wilka.

- Cóż za niespodzianka! - zauważyła Renn, a kilka osób się roześmiało.

Jednakże nie Fin-Kedinn. Nie spuszczał płonących, błękitnych oczu z Toraka.

- Co robisz w tej części Lasu?

- Szedłem na północ - powiedział Torak.

- Mówiłem mu, że ta część Lasu należy teraz do nas - wtrącił pospiesznie Hord.

- Skąd miałem to wiedzieć? - powiedział Torak. - Nie byłem na zgromadzeniu klanów.

- Dlaczego? - zapytał Fin-Kedinn.

Torak nie odpowiedział.

Wódz Klanu Kruka przewiercił go spojrzeniem.

- Gdzie są ludzie z twojego klanu?

- Nie wiem - odpowiedział szczerze Torak. - Nie żyjemy razem. Żyję... żyłem... z ojcem.

- Gdzie on jest?

- Nie żyje. Zabił go... niedźwiedź.

Wśród przysłuchujących się rozmowie rozszedł się syk. Niektórzy obejrzeli się nerwowo za siebie, inni dotknęli skór zwierząt klanowych lub uczynili dłonią gest, który miał odegnać złe moce. Stara kobieta zostawiła strzały i ruszyła ku nim.

Na twarzy Fin-Kedinna nie malowały się żadne emocje.

- Kim był twój ojciec?

Torak przełknął ślinę. Wiedział - musiał to również wiedzieć Fin-Kedinn - że nie wolno wymawiać imienia martwej osoby przez pięć lat od jej śmierci. Można jedynie wymieniać imiona jej rodziców. Tata prawie nigdy nie wspominał o swojej rodzinie, ale Torak znał imiona jego rodziców, i wiedział, skąd pochodzili oboje. Matka Taty należała do klanu Foki, a ojciec do klanu Wilka. Torak wymienił ich.

Rozpoznanie jest jednym z uczuć, które najtrudniej ukryć. Nie udało się to nawet Fin-Kedinnowi.

Znał Tatę, pomyślał Torak w osłupieniu. Ale skąd? Tata nigdy o nim nie wspominał, podobnie jak o klanie Kruka. Co to znaczy?

Fin Kedinn przesunął powoli kciukiem po dolnej wardze. Nie sposób było powiedzieć, czy ojciec Toraka był jego najlepszym przyjacielem, czy raczej śmiertelnym wrogiem.

Wreszcie przemówił.

- Rozdzielcie pomiędzy wszystkich rzeczy chłopaka - powiedział Oslakowi. - A potem zabierzcie go w dół rzeki i zabijcie.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy