REKLAMA

Stefania. Szczęśliwy powrót Trędowatej

autor: Anna Rohóczanka
wydawnictwo: Czarno na białym
seria: Saga rodu Michorowskich
kolekcja: Wyższe sfery
wydanie: wydanie drugie, poprawione, Warszawa
data: 15 listopada 2013
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 135 × 205 mm
liczba stron: 256
ISBN: 978-83-6437400-5

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka, wydanie drugie, poprawione  2013.11.15

Opowieść o niszczącej sile zdrady, oszustwa, nienawiści i... triumfie miłości.

Ordynat Waldemar Michorowski po śmierci Stefanii Rudeckiej traci sens życia. Zrozpaczony rezygnuje z ordynacji i zamyka się we własnym świecie, wciąż opłakując utratę narzeczonej. Pewnego dnia w pokoju znajduje skrytkę, a w niej listy pisane przez Stefcię i tajemniczą Annę. Kim jest Anna? Jaką rolę odegrała w życiu Stefanii? Ordynat za wszelką cenę postanawia odnaleźć autorkę listów. Obsesyjne poszukiwania przynoszą rezultaty, o jakich Michorowski nawet nie marzył.

Fragment

Śniła, że jest na balu. To był tamten bal w Głębowiczach i była przebrana za damę z czasów Dyrektoriatu. W różowej sukni, czarnym kapeluszu, z wielkimi strusimi piórami. Wyglądała ślicznie i wytwornie! Bujna fala loków w kolorze starego złota spływała jej na plecy. Waldemar trzymał ją w ramionach i płynęli po sali. Czuła się bezgranicznie szczęśliwa...

To jednak nie był tamten bal, bo przecież na jej palcu już lśnił zaręczynowy pierścionek. Tak, wkrótce miał się odbyć ich ślub i bal był pierwszym po pamiętnym wyjściu do opery wspólnym ich wystąpieniem w nowej roli narzeczonych. Paliły ją niemal zawistne spojrzenia upokorzonych wyborem Waldemara arystokratek. Czuła oczy nienawistne, coraz bardziej otaczający ją wzrok wzgardy. Czy zniesie to wszystko, czy pokona kiedykolwiek opór tej wyniosłej klasy, do której za sprawą miłości wtargnęła z impetem, jakiego się nie spodziewano? Zwykle bowiem takie romanse nie kończyły się w kościele, a jeśli nawet dochodziło już do związku, to nie było w nim tyle ostentacji. Siejąca zgorszenie para wyjeżdżała za granicę, gdzie ślub brała raczej po kryjomu i albo zostawała już tam na stałe, albo wracała po wielu latach, gdy skandal dawno przycichł, a towarzystwo zajęte było innymi sensacjami i aferami.

Nie o tym jednak w tej chwili śniła, to dopowiadała sobie wiele miesięcy później, na jawie, bo teraz -- nadal we śnie -- rozglądała się za Waldemarem. Ukochany nagle zniknął, ją otoczyły pięknie ubrane, ale krzywo uśmiechnięte damy, wśród nich hrabianka Barska, która jako jedyna nie próbowała nawet udawać, że się uśmiecha. Niepokój ścisnął jej serce. Znane od dawna twarze zaczęły się przemieniać w sępie dzioby, a upierścienione ręce -- w pazury. Tylko twarz hrabianki nie uległa przerażającej przemianie, za to wykrzywiła się złośliwie.

Sępy rzuciły się na nią i zaczęły zrywać z niej sukienkę. Ręka hrabianki wyciągnęła się w stronę zaręczynowego pierścionka z brylantem, schwyciła go i zaczęła ściągać z palca.

-- Nie, tylko nie pierścionek -- chciała krzyknąć, ale głos odmówił posłuszeństwa. Szamotały się obie pośród damskiego kręgu, który zaciskał się wokół niej coraz bardziej dławiącą obręczą. Czuła już na sobie przyśpieszone?oddechy wszystkich wielkich pań z towarzystwa, stopniowo zamieniających się w nienawistne, żądne krwi zwierzęta gotowe rozerwać ją na strzępy, byleby tylko opuściła jak najprędzej ich stado. Już, już dosięgały szyi, gardła, ust i oczu, gdy z oddali usłyszała podniesiony głos Waldemara:

-- A cóż to się tam u was dzieje, drogie panie?

Krąg dam rozstąpił się tak nagle, jak się zawiązał, a ona, na wpół zemdlona, wpadła w wyciągnięte, powstrzymujące ją przed upadkiem ręce ordynata.

...Obudziła się przerażona i zlana potem. Odruchowo podniosła dłoń do oczu. Pierścionek zniknął. Nie, to musi być sen. Gdzie w ogóle jest? Dlaczego tak tu ciemno? Oczy i głowa bolą. Z trudem może skupić myśli. To nie jest przecież jej panieński pokój w domu rodziców... Zaraz... ten dziwny ciasny pokoik z maleńkim zakratowanym okienkiem jest jej skądś znany...

Anna...

Tak, przyjechała do Anny. Chciała się z nią widzieć jeszcze przed ślubem.

Właściwie wezwała ją przełożona. Napisała, że jest źle. Anna zdaje się tracić zmysły, często nie wie, kim jest. Mówi o ślubie i narzeczonym.

Biedne dziecko -- pisała zakonnica -- tak bardzo tęskni za światem.

Tęskni za światem? Anna nigdy przed nią z tym się nie zdradziła. A przecież były sobie bliskie. Już jako małe dziewczynki przyrzekały, że nic ich nie rozdzieli.

Po raz pierwszy pozwolono jej wtedy wejść do celi Anny. Podczas wcześniejszych wizyt siedziały zwykle w rozmównicy lub spacerowały po ogrodzie. Dobrze, że nikt nie mógł słyszeć, jak świeckie były ich rozmowy. Anna wypytywała o wszystko, jej jednej mogła zwierzyć się z nadziei i niepokojów targających sercem.

Boże, jak się Anna ucieszyła, gdy usłyszała, że rodzina Waldemara, zmuszona przez niego, wyraziła wreszcie zgodę na ślub! Z jakim zachwytem czytała list babki Waldemara do rodziców.

Wtedy, gdy weszła do celi, Anna siedziała przy oknie, a słońce rozświetlało wspaniałe włosy. Dawno już nie widziała jej z odkrytą głową. Wyglądała ślicznie i pogodnie. Była taka jak zawsze. Tylko w oczach miała dziwny, trudny do określenia wyraz. Złośliwość i radość jednocześnie. Nie, to musiało się przewidzieć. Anna jest przecież taka dobra...

Piły ziołową herbatę, którą przełożona przysłała Annie na wzmocnienie. Potem... Dziewczyna wzdrygnęła się. Co było potem? Dlaczego leży tu, na łóżku Anny?

Sięgnęła ręką do czoła i dotknęła kompresu.

Czyżby zemdlała? Ale gdzie jest Anna?

-- Anno -- wyszeptała.

W odpowiedzi coś poruszyło się w kącie celi. Jakaś postać zbliżyła się do łóżka. Postać w habicie. Ale to nie była Anna, lecz nieznana starsza zakonnica.

-- Potrzebujesz czegoś, moje dziecko? -- spytała cichym, łagodnym głosem. -- Może podać wody? Jak to dobrze, że nareszcie oprzytomniałaś. Matka przełożona i wszystkie siostry bardzo się o ciebie martwiły. Codziennie modlą się w twojej intencji -- z serdecznym uśmiechem ciągnęła staruszka.

-- Anna! Gdzie jest Anna?

-- O kogo pytasz moje dziecko? Nie było tu żadnej Anny.

-- Ach, tak? Myślałam o siostrze Małgorzacie! Gdzie ona jest?

Zakonnica patrzyła na nią w milczeniu. W oczach odmalował się niepokój, a potem żal i współczucie. Zdjęła ciepły już kompres i delikatnie położyła rękę na jej czole.

-- Oprzytomnij, dziecko! Rozejrzyj się. Nie poznajesz swojej celi? A mnie? Przecież byłam dla ciebie jak matka... Siostra Anzelma. Nie pamiętasz?

Głos starej zakonnicy się dziwnie załamał, wargi poczęły szybko drgać, tak jakby za chwilę miała wybuchnąć cichym szlochem. Widać było, że jest bardzo przerażona i swoim prostym umysłem nie może pojąć, co też się stało.

Dziewczyna tymczasem patrzyła na nią coraz bardziej zdziwiona i na jej twarzy również zaczęło malować się przerażenie. Dopiero teraz zobaczyła, że ma na sobie szary habit. Dotknęła szyi. Perły -- pierwszy podarunek Waldemara -- zniknęły. W całym ciele poczuła dziwną słabość, myśli szaleńczo zawirowały, a potem ogarnął ją mrok. Nie słyszała już dzwonka, którym przerażona siostra Anzelma próbował wezwać kogoś na pomoc...

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe