Sonata miłości. Saga Różany Jar, tom 2
autor: | Magdalena Buraczewska-Świątek |
wydawnictwo: | Replika |
seria: | Saga Różany Jar |
wydanie: | Poznań |
data: | 1 lipca 2025 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 304 |
ISBN: | 978-83-6836458-3 |
Rok 1906 - czas, gdy polskie dusze rozdziera tęsknota za wolnością, a rosyjski zabór zaciska swoje kleszcze. W tej rzeczywistości Różany Jar stoi niewzruszony niczym świadek epoki, kryjąc w swoich ścianach więcej sekretów niż płatków w ogrodowych różach.
Aleksandra - nieustraszona dziedziczka majątku, w której żyłach płynie zarówno krew rosyjskiego pułkownika, jak i dumnej polskiej szlachcianki - balansuje na krawędzi dwóch światów. Czekając na powrót ukochanego Stefana, nie przeczuwa, że wkrótce jej życie rozpadnie się jak domek z kart.
Między szelestem jedwabnych sukien na gubernatorskich balach a szeptem konspiracji w zacienionych pokojach Różanego Jaru Aleksandra stopniowo odkrywa, że prawda ma wiele twarzy - każda piękniejsza i straszniejsza od poprzedniej. W świecie, gdzie miłość miesza się ze zdradą, a patriotyzm z kolaboracją, tylko jedno pozostaje pewne - by ocalić to, co najcenniejsze, trzeba być gotowym poświęcić wszystko.
Saga Różany Jar to nie tylko opowieść o walce o niepodległość - to historia ludzi, których serca biją w rytmie zakazanych uczuć i nieostrożnych deklaracji, gdzie każda decyzja odbija się echem przez pokolenia, a prawdziwa lojalność wystawiana jest na próbę w najmniej oczekiwanych momentach.
***
Ta książka uwodzi czytelnika tym, czym najbardziej lubimy być uwodzeni - sielską atmosferą ziemiańskiego dworu, skrywaną tajemnicą, miłością, dla której nie widać szans na spełnienie, i spiskową działalnością. Jej bohaterka wzrusza czytelnika determinacją w dążeniu do odkrycia dziedzictwa swojej matki - Polki i chęcią niesienia pomocy jej rodakom. Dajcie się uwieść i wzruszyć.
Serdecznie polecam! Katarzyna Maludy, autorka Sagi warszawskiej i cyklu Cień od wschodu
Ostrówek, Różany Jar, grudzień 1905 rok
W mroźny grudniowy poranek dworek w Różanym Jarze trzeszczał i pojękiwał, jakby skarżył się na przeszywające zimno docierające przez stare, nieszczelne okna. Trzeba będzie się nimi zająć - pomyślała Aleksandra. Opatulona w gruby wełniany szal, pachnący jeszcze lawendą z letnich dni, wpatrywała się w oszronione pola. Jej oddech malował na szybie ulotne wzory znikające równie szybko, jak pojawiały się wspomnienia minionych chwil.
Dziewięć miesięcy! Tyle czasu minęło od tego wietrznego, marcowego dnia, gdy wysiadła z trzęsącego się powozu z sercem pełnym obaw i walizką pękającą od marzeń o nowym życiu. Pamiętała, jak wtedy drżała - i nie tylko z zimna. A teraz? Teraz Różany Jar wrósł w jej serce niczym stary dąb, który widać było za oknem, nagi i majestatyczny w swej jeszcze jesiennej szacie. Aleksandra przymknęła oczy, pozwalając wspomnieniom przepływać przez myśli niczym wartki strumień.
Ileż się wydarzyło od tamtej wiosny! Pierwsze nieporadne próby pomocy Jagnie w kuchni, gdy zamiast ugnieść ciasto na pierogi, zafundowała sobie kąpiel w mące. Śmiech kucharki dźwięczał jej w uszach do dziś, ciepły i serdeczny jak świeżo wyciągnięty z pieca chleb. A ile wieczorów spędziła, przesiadując na czworakach, wsłuchując się w opowieści fornali! Stary Józef z twarzą pomarszczoną jak kora wiekowego dębu, uraczony gorzałką snuł historie o powstaniu styczniowym, o tym, jak jego ojciec ukrywał rannych powstańców w stodole.
- Panienka nie uwierzy, ale ten dwór to prawdziwa skarbnica tajemnic - mawiał, mrużąc oko. - Każdy kamień, każda deska ma swoją historię.
A potem było to nieustanne zrzędzenie Natalii!
- Saszeńka, czy ty widzisz ten kurz? A te muchy? I jak można mieszkać bez porządnego samowara!
Aleksandra uśmiechnęła się mimowolnie, wspominając, jak z czasem narzekania kuzynki stawały się coraz bardziej teatralne, jakby ta sama nie wierzyła już w swoje słowa.
Był też ten paraliżujący strach, gdy do wsi zajechały czarne, lakierowane powozy carskich urzędników. Pamiętała, jak Adam pobladł, a Stefan zniknął na kilka dni. Cała wieś zamarła wtedy w przerażającym oczekiwaniu, a Aleksandra po raz pierwszy poczuła ciężar odpowiedzialności za tych ludzi.
A jakże mogła zapomnieć o tych dniach spędzonych w polu! Dłonie pokryte pęcherzami, plecy zdrętwiałe od schylania się nad rzędami ziemniaków, ale i duma, gdy pierwszy raz udało jej się napełnić cały kosz. I ten błysk w oku starego Walentego, gdy mruknął:
- Z panienki to jednak jest robotna dziewucha.
A potem były te długie rozmowy z Adamem, gdy objaśniał jej zawiłości zarządzania majątkiem. To od niego nauczyła się, że dwór i wieś to jeden organizm, że dobro jednego zależy od drugiego.
- Tu nie chodzi tylko o plony i zyski - mawiał, patrząc w dal. - Tu chodzi o ludzi, o ich życie, o przyszłość tej ziemi.
I jeszcze jej nieśmiałe próby nauczania dzieci w wiejskiej szkole. Ich iskrzące się oczy, gdy składały litery w słowa, i ta niekłamana radość z czytania pierwszych zdań w książce O krasnoludkach i sierotce Marysi.
No i Zosia, wierna Zosia, zawsze gotowa do pomocy i zwierzeń. Ile wieczorów spędziły, siedząc na progu kuchni, łuskając groch i plotkując o wiejskich sprawach? To od niej nauczyła się, że prawdziwe życie toczy się nie w salonach, ale w tych cichych, wieczornych rozmowach. Letnie popołudnia spędzone z młodą służącą na zbieraniu ziół, których nazw wcześniej nie znała, a które teraz mogła wyrecytować jak pacierz.
Każda rozmowa otwierała przed Aleksandrą nowe drzwi do historii Różanego Jaru. Z każdym dniem coraz bardziej czuła się częścią tej opowieści, która trwała tu od pokoleń. Już nie była obcą, petersburską panienką - stała się strażniczką pamięci tego miejsca, kolejnym ogniwem w łańcuchu historii i życia. Życia, które choć tak różne od tego w Petersburgu, stało się jej własnym, prawdziwym, wypełnionym po brzegi radością, strachem, pracą i... miłością.
Ale najżywsze było wspomnienie tego wyjątkowego wieczoru, gdy wracała z kościoła, w którym modliła się tak żarliwie, by udało się uwolnić Stefana, by wrócił cały i zdrowy. I on wrócił. Ujrzała go siedzącego za fortepianem. Pamiętała, jakby to było wczoraj, zwłaszcza jego oczy płonące żarem patriotyzmu i jego palce tańczące po klawiszach jak iskry po suchym drewnie. Melodia, którą wspólnie stworzyli, uzupełniona o nowe nuty, była jak zaklęcie - budziła w sercach tęsknotę za wolnością, o której nie śmieli głośno mówić.
- Zagraj nam wolność - szepnęła wtedy, a on spojrzał na nią wzrokiem pełnym zrozumienia i determinacji. I zagrał. O, jak zagrał! Każda nuta była niczym okrzyk buntu, każdy akord niczym wezwanie do walki. Czuła wtedy, jak muzyka przenika ją do szpiku kości, jak budzi w niej uczucia, o których istnieniu nie miała pojęcia.
A Adam... Adam stał wtedy w drzwiach z twarzą pełną emocji, których Aleksandra nie potrafiła odczytać. Duma? Strach? A może coś jeszcze innego? To wspomnienie wciąż nie dawało jej spokoju. Jego zachowanie w ostatnich dniach było co najmniej dziwne. Wydawał się rozdarty, jakby dźwigał na barkach ciężar, którego nie mógł z nikim dzielić. Aleksandra próbowała z nim rozmawiać, ale za każdym razem zbywał ją wymijającymi odpowiedziami.
Myśli Aleksandry powędrowały do Stefana. Gdzie teraz był? Co robił? Choć Adam zdołał wyciągnąć go z Cytadeli, wciąż nie miała pojęcia, jak tego dokonał. Mogła się jedynie domyślać, że musiał użyć swoich wpływów, może nawet przekupić strażników lub zdobyć jakieś fałszywe dokumenty. Adam wspomniał jedynie, że prosił Stefana, by nie pojawiał się w Różanym Jarze przez jakiś czas - dla bezpieczeństwa ich wszystkich. Docierały do niej też plotki przekazywane przez Zosię, że Stefan nie zaprzestał swojej działalności, jakby na przekór wszystkiemu, co przeszedł. Obiecał, że wkrótce da o sobie znać, ale minęły już dwa tygodnie, a ona wciąż nie otrzymała żadnej wiadomości.
A jakby tego było mało, to... to dziś coś było nie tak. Cisza w dworku była zbyt głęboka, zbyt ciężka. Brakowało znajomych odgłosów - skrzypienia podłóg pod krokami Adama, cichego
nucenia Zosi w kuchni, nawet narzekania Natalii na wiejskie niewygody. Ta cisza była jak gruba warstwa śniegu - tłumiła wszystko, nawet nadzieję.
Nagle, jakby w odpowiedzi na jej myśli, gdzieś w głębi domu skrzypnęły drzwi. Aleksandra drgnęła wyrwana z zadumy. Serce zabiło jej mocniej, a w głowie zakołatała myśl: Adam?
Odwróciła się gwałtownie od okna, gotowa ruszyć na poszukiwanie źródła dźwięku. Zeszła po schodach i zajrzała do salonu. Jej wzrok padł na fortepian w rogu pokoju, niemego świadka tylu emocji. Zagram jeszcze - pomyślała z nagłą determinacją. Zagram tak, że mury tego starego dworu zadrżą, a nasza melodia wolności dotrze aż do Petersburga!
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Melodia wolności. Saga Różany Jar, tom 1Magdalena Buraczewska-Świątek
-
[ książka ]Pod gwiazdami ParyżaKarolina Schutzer
-
[ książka ]Byłam asystentką szejkaAnna Kolasińska-Szemraj
-
[ książka ]After. Płomień pod moją skórą (barwione brzegi)Anna Todd
-
[ książka ]Nasza wielka letnia ucieczkaMałgorzata Lis
-
[ książka ]W duszy ułanaMagdalena Stykała
-
[ książka, e-book ]Zakazana arabska miłośćMarcin Margielewski
-
[ książka ]Wszędzie, tylko nie tuWeronika Wierzchowska
-
[ książka ]Kartka ze szwajcarskim adresemMaria Ulatowska, Jacek Skowroński
-
[ książka ]Obce miastoEwa Salwin
-
[ książka ]Między końcem a początkiemJojo Moyes
-
[ książka, e-book ]Powiedz życiu tak, LiliAnna H. Niemczynow
LINKI SPONSOROWANE
Najnowsze informacje na Tu Stolica
Misz@masz
Artykuły sponsorowane
REKLAMA
REKLAMA
Kup bilet
Znajdź swoje wakacje
Polecamy w naszym pasażu
REKLAMA