REKLAMA

Recepta na miłość

tytuł oryg.: Nits de guardia
autor: Paula Roc
przekład: Katarzyna Górska
wydawnictwo: Wydawnictwo Sine Qua Non
wydanie: Kraków
data: 30 kwietnia 2014
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 256
ISBN: 978-83-7924152-1

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka  2014.04.30

Tętniące emocjami życie barcelońskich lekarzy.

Magda przeprowadza się do Barcelony, aby uciec od dręczącego ją poczucia winy i rozpocząć nowe życie. Juan nie ma odwagi ani rzucić znienawidzonych studiów, ani wyznać Magdzie, że ją kocha. A Magda lekkomyślnie traci głowę dla mało odpowiedzialnego Roia...

Młodzi stażyści w dramatycznych okolicznościach poznają specyfikę zawodu lekarza. Są jednak rzeczy trudniejsze nawet od beznadziejnych medycznych przypadków. Powikłane relacje, rodzinne tajemnice, kryzys powołania, intrygi współpracowników i tragiczne konsekwencje zakazanego romansu...

Nigdy nie wyleczysz się z tej książki!

Fragment

Magda

,,Nowe otoczenie, nowe życie", pomyślała i przelotnie się uśmiechnęła, kiedy nagle, wysiadając z pociągu, potknęła się i runęła na ziemię z wielkim hukiem. ,,Nie ma to jak dobry początek. Może jednak przeprowadzka nie była najszczęśliwszym rozwiązaniem", stwierdził jej wewnętrzny głos, podczas gdy ona uśmiechała się z wdzięcznością do osób, które pośpieszyły jej z pomocą: przechodzącego akurat chłopaka z niechętnie spoglądającą blondynką; męczącej kobiety, która wsiadła razem z nią w Saragossie i zdążyła opowiedzieć historię życia swojego i jej trzech wnuków również studiujących w Barcelonie; gościa w średnim wieku, który prawie położył jej rękę na pośladkach... Stłumiła jęk bólu, żeby jak najszybciej zostawili ją w spokoju i zapomnieli o obowiązkach dobrych samarytan.

Zaraz po wyjściu ze stacji jej wewnętrzny głos podjął monolog: ,,Nic się nie stało, to miasto ma ci wiele do zaoferowania". Jej bagaż na szczęście wytrzymał upadek. ,,Nie do zdarcia, jak głoszą reklamy", pomyślała i zaczęła szukać wzrokiem taksówki, nie zauważając, że zamek jej walizki jest właśnie gotowy wydać swoje ostatnie tchnienie. I kiedy podniosła rękę, by zwrócić na siebie uwagę taksówkarza, bach! - wszystkie jej ubrania znalazły się na chodniku. ,,Nic się nie stało, pozbierasz je i zwyczajnie wrzucisz do bagażu", przekonywał wewnętrzny głos, mniej zdenerwowany niż ona sama.

Schyliła się i próbowała upchnąć wszystko w walizce, nie zastanawiając się nawet, czy będzie mogła ją domknąć.

- Zamek jest zepsuty...

- Słucham? - Magda podniosła wzrok i ujrzała młodego chłopaka w obcisłych dżinsach.

Na pierwszy rzut oka nie wydawał się w jej typie: wysoki, długie nogi, szerokie ramiona i wąska talia. Jednak miał coś w sobie... Może to ten lekki zarost, który podkreślał kanciastą twarz i dodawał mu uroku buntownika, lub sposób, w jaki odgarniał z czoła kosmyk włosów, nieuczesanych i bardzo ciemnych, kontrastujących z bladą cerą... Magdę drażniło, że jego oczy ukryte są za ciemnymi okularami Ray-Bana, i to, że patrzył na nią z góry. Chłopak odezwał się znowu, a w jego głębokim głosie czuć było ironię:

- Zepsuł się zamek i nie zamkniesz tej walizki...

- Poradzę sobie, dzięki - odpowiedziała sucho, zbyt zdenerwowana, aby być uprzejmą.

- Co my tu mamy? - Pochylił się nad stosem jej bielizny, zwieńczonym przez stare, okropne, cieliste majtki, które chciała zostawić w domu. - Gacie jak mojej babci.

Magda wiedziała, że takie majtasy służą tylko na wypadek wyczerpania się reszty bieliźniarskich zapasów i nigdy nie wyobrażała sobie, iż wylądują na środku ulicy w Barcelonie.

Oburzona przestała słuchać wewnętrznego głosu, który radził jej zachować spokój, i chcąc odebrać swoją własność, ruszyła na chłopaka jak zawodniczka sumo. Była to najbardziej absurdalna sytuacja, w jakiej kiedykolwiek się znalazła. Nawet żart Pedro, który w dniu egzaminów wstępnych wycisnął jej do butów pastę do zębów i cały dzień czuć było od niej miętę, wydawał jej się mniej upokarzający.

W ferworze walki Magda dostrzegła szydercze spojrzenie chłopaka rzucone zza okularów. Z uśmiechem wyższości obserwował ją rozbawiony, jakby patrzył na kota goniącego za kłębkiem włóczki. W pewnym momencie unieruchomił ją, przytrzymując jedną ręką za nadgarstek, gdy w tym czasie drugą ściągnął ray-bany. Kiedy zobaczyła jego śmiejące się szare oczy, poczuła, że ma supeł zamiast żołądka. Nie wiedziała dlaczego, ale w spojrzeniu nieznajomego dostrzegła znaną sobie przepaść. Mogła wyczytać tam wszystko to, co widywała kiedyś w oczach Bel.

- Jeśli chcesz, zawiozę cię motorem do domu, ale w zamian zatrzymam sobie te najseksowniejsze majtki, jakie widziałem w życiu - powiedział, trzymając wysoko swoją zdobycz.

- Jesteś kretynem, czy tylko udajesz? - spytała, wciąż próbując odzyskać bieliznę. - Oddaj je i zostaw mnie w spokoju. Dosyć mam zamieszania z tym bałaganem...

- Jak chcesz. I tak je sobie zatrzymam.

Puścił ją i schowawszy majtki do kieszeni, odszedł w stronę motocykla zaparkowanego na chodniku. Jego magnetyczne spojrzenie zniknęło za ciemną szybką kasku. Magda rozpoznała ten motor bezbłędnie: identyczny jak Bel, model CB-600 o dużej mocy, w sam raz dla miłośników mocnych wrażeń. Pochyliła się znowu nad mało eleganckim stosem swoich ubrań, a nieznajomy włączył silnik i podjechał do niej.

- Ja na twoim miejscu użyłbym do zamknięcia walizki tych pasków. Bez nich nie dojdziesz nawet do rogu ulicy. - Silnik zaryczał niebezpiecznie blisko jej twarzy. - A, i dzięki za majtki: podaruję je na Gwiazdkę mojej babci.

- Wynoś się! - odpowiedziała, czując ciepło oparów wydobywających się z rury wydechowej. Chłopak nacisnął pedał gazu i oddalił się szybko, zostawiając Magdę samą z jej nieszczęściem. Przez chwilę była o krok od poddania się, przyznania, że miasto jej nie zaakceptowało i najlepsze, co mogła zrobić, to wrócić do domu. To takie proste: zostawić walizkę, przejść na drugą stronę placu, kupić bilet powrotny i znowu zamknąć się w swoim pokoju, gdzie spędziła całe lato. Z tych ponurych rozważań wyrwał ją nagle dzwonek telefonu. Zamknęła oczy i powiedziała sobie w duchu: ,,Oby to była Bel". Ale to nie mogła być ona i Magda zaczęła się zastanawiać, czy podobne myśli nie były dowodem na to, że znajdowała się na granicy szaleństwa.

- Dojechałaś? Jak podróż? - usłyszała w słuchawce świszczący głos matki.

,,Nawet nie zdążyłam wsiąść do taksówki, a już do mnie dzwoni", pomyślała dziewczyna i odetchnęła głęboko, żeby nie wybuchnąć.

- Tak, jestem już na miejscu. Podróż w porządku, dzięki - odpowiedziała i z poczuciem klęski usiadła na ziemi obok walizki. - Zadzwonię z domu cioci Loli, teraz nie mogę rozmawiać. Wszystko dobrze?

- Gotujemy się tutaj z gorąca. Dzisiaj było trzydzieści stopni! A jaka pogoda w Barcelonie?

- Rześka. Morska bryza i takie tam...

- Świeci słońce?

- Tak, mamo, świeci... - Ta typowa rozmowa o niczym sprawiła, że Magda jeszcze bardziej się zdenerwowała i poczuła, że dłużej nie wytrzyma. - Mamo, idę, muszę złapać taksówkę.

- Dobrze już, dobrze. Przekaż ode mnie całusy cioci Loli.

Magda rozłączyła się, spojrzała na telefon i po policzkach spłynęły jej łzy, które powstrzymywała od dłuższego czasu. Otworzyła listę kontaktów, odszukała ,,Bel" i po chwili wahania wykasowała numer przyjaciółki. Wiedziała, że już nigdy więcej do niej nie zadzwoni, i uznała, że czas w końcu się pozbierać, zacząć żyć od nowa.

Wysiadła przy deptaku, na który taksówka miała zakaz wjazdu, i ciągnąc za sobą walizkę, spocona i na wpół żywa, dotarła w końcu do kamienicy cioci Loli. Wbrew wszelkim przewidywaniom jej bagaż wytrzymał drogę, ale była to wyłączna zasługa trzech ulubionych pasków, które po tak ogromnym wysiłku niechybnie przejdą na przedwczesną emeryturę.

Na klatce unosił się ostry zapach moczu, jak gdyby jakiś nocny pijak wybrał ją sobie na wychodek. Windy rzecz jasna ani śladu, więc dziewczyna zdobyła się na odwagę i postanowiła wnieść swoją dwudziestokilogramową walizkę po schodach, aż na trzecie piętro. Ledwo dotarła na parter, a już przypomniały jej się kazania matki, że powinna częściej chodzić na siłownię i spędzać mniej czasu zamknięta w pokoju nad książkami o encefalogramach i korze mózgowej. Nie, żeby była gruba, przeciwnie: przydałoby jej się trochę przytyć. Na szczęście oliwkowy odcień jej cery sprawiał, że pomimo wielogodzinnej lektury nie wyglądała jak typowy mól książkowy, a wręcz sprawiała wrażenie zapalonej plażowiczki. Spędziła przecież na wsi wiele weekendów, pomagając dziadkowi w ogródku, czy relaksując się z Bel i Cristem. To tylko dodało jej kolorów, które teraz podkreślały głębię jej miodowych oczu.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA