Córka Fanny Hill
autor: | Janet Cherrie |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Zakrzewo |
data: | 25 kwietnia 2017 |
forma: | książka, okładka miękka |
wymiary: | 130 × 200 mm |
liczba stron: | 320 |
ISBN: | 978-83-7674591-6 |
Powieść inspirowana książką Pamiętniki Fanny Hill,
opowiada o losach córki jednej z najsłynniejszych literackich kurtyzan.
Po przedwczesnej śmierci rodziców pięcioletnia Laura Hill trafia pod opiekę stryja swojego ojca. Ten zapewnia jej doskonałe wykształcenie, które uzupełnia niezwykłą urodę dziewczyny, umożliwiając jej, pomimo bardzo skromnego majątku, udany start w życie.
Pewnego dnia dorosła już Laura otrzymuje zaproszenie od swojego dalekiego kuzyna, który zaproponował, aby uczyła jego syna rachunków. W majątku krewniaka Laura zostaje wciągnięta w świat rządzący się własnymi prawami, pełen układów i miłosnych gier, gdzie pomaga kuzynowi w zdobyciu koncesji Kompanii Wschodnioindyjskiej na handel z Indiami. Cel ten osiąga bynajmniej nie rozmowami...
1
Muszę przyznać, że z pewnymi obawami wybierałam się w tę podróż i minęło trochę czasu, zanim podjęłam decyzję. Doszłam jednak do wniosku, że po śmierci stryjecznego dziadka, którego dla wygody nazywałam stryjem, nic mnie tu nie trzyma. Opiekowałam się nim, aż biedaczysko wydał ostatnie tchnienie, a potem jeszcze wiele dni go opłakiwałam, ale przecież trzeba żyć dalej. On by tego chciał. Bez wątpienia, gdybym wciąż się zamartwiała, ofuknąłby mnie stamtąd, gdzie się znajdował. A mogłam iść o zakład, że trafił do nieba, o ile takowe istnieje, jako że zawsze był człowiekiem życzliwym, prawie nigdy się nie unosił i nie słyszałam też, żeby bez powodu o kimś źle mówił. Nie chcąc się narażać na reprymendę nieboszczyka - a święcie wierzę, że z duszami, bez względu na to, gdzie się znajdują, można nawiązać kontakt - spakowałam wszystkie swoje rzeczy - zajęły pięć kufrów, z czego tylko w dwóch były niezbędne stroje, pozostałe trzy zaś zawierały uczone księgi i różnorodne aparaty - i zostawiłam Liverpool, by ruszyć do majątku dalekiego kuzyna. Nie żal mi było Liverpoolu, choć miasto to miało swój urok. Do jego portu zawijały statki, które odwiedzały najdalsze zakątki świata. Nierzadko przywoziły różnorodne dziwy natury, a muszę przyznać, że bardzo interesowały mnie wszelakie nauki przyrodnicze, jak również alchemia i zjawiska nadprzyrodzone. Dzięki stryjowi odebrałam gruntowne matematyczne wykształcenie, ale o tym zdążę jeszcze opowiedzieć.
Kuzyn napisał do mnie nieoczekiwanie po latach milczenia, co mnie trochę zaskoczyło i przywołało wspomnienia z wczesnej młodości. George był ode mnie piętnaście lat starszy i pamiętam, jak z początku nie chciał się ze mną bawić, gdy miałam trzy latka i przyjeżdżałam z mamą na wieś do jego rodziców. Później jednak zabierał mnie często na długie spacery i pokazywał las, okoliczne wzgórza i wiejskie zagrody. Dzięki niemu poznawałam przyrodę i to on pierwszy pokazał mi gniazdo sikorki, lisią norę czy borsuczą jamę. To z nim brałam do rąk różne owady, co z początku nierzadko wymagało przezwyciężenia pewnych wewnętrznych oporów. Zawsze chciałam usłyszeć pohukiwanie sowy, ale o tej porze mama kładła mnie już spać, poza tym po całym dniu wrażeń byłam taka śpiąca, że zasypiałam, gdy jeszcze żadna sowa nawet nie pomyślała o pobudce.
Pamiętam, jak okoliczni chłopi kłaniali się nam i pozdrawiali George'a, gdy zabierał mnie na spacer, a ja byłam wtedy taka dumna, że okazują nam tyle szacunku. Później kuzyn ożenił się z bardzo sympatyczną kobietą.
Z pewną nostalgią wspominam tamte lata, lecz nie ukrywam, że nurtowała mnie ciekawość, jak też kuzyn wygląda obecnie. Jako że ja w tym roku skończyłam lat dwadzieścia trzy, on powinien mieć trzydzieści osiem. Po śmierci mojej mamy nie odwiedzaliśmy już majątku rodziców kuzyna i tylko sporadycznie do mych uszu docierały wieści z Farlow's Mills.
Muszę wyjaśnić, że moja matka, sławetna Francis Hill, piękna kobieta i mecenaska nauki, przywoziła mnie do rodziny mego ojca na lato. Sama w stosunkowo młodym wieku dostała w spadku olbrzymi majątek po staruszku, którego wspominała z rozrzewnieniem, a dla którego była całym światem. Stała się jedną z najbogatszych kobiet w Londynie, a może nawet najbogatszą. Złośliwe języki szeptały, że matka przed każdym chętnie rozkładała nogi, lecz nie ma w tym ani krzty prawdy. Ona tylko przez całe życie szukała miłości i znalazła ją stosunkowo szybko, by wkrótce stracić, a potem znów odzyskać. Tą miłością był mój ojciec - Charles. Czteroletnia rozłąka wcale nie zagasiła żaru uczucia, którym się darzyli. Gdy się ponownie spotkali, płomień ich miłości rozgorzał na nowo, a ja byłam jego owocem. Kiedy przyszłam na świat, matka miała lat trzydzieści cztery, a ojciec, z tego, co słyszałam później, zdążył już przetracić część majątku. Reszta poszła na chybione inwestycje i mecenat nad wszelakiej maści uczonymi. Nosiłam nazwisko matki, bo ono wówczas coś w Londynie znaczyło. Ale nie wybiegajmy w przyszłość. Jako dziecko plątałam się wśród dorosłych, którzy co wtorek przychodzili do nas na obiad i rozprawiali o rzeczach zupełnie mnie nieinteresujących. Bywał u nas sam Isaac Newton, wtenczas od niedawna nadzorca mennicy. Przychodzili także Hooke, Halley i Locke, tak więc często miałam okazję przysłuchiwać się sporom, z których niewiele rozumiałam, ale pamiętam, że zawsze bardzo mnie bawiło, gdy wujaszek Isaac zaperzał się na samą wzmiankę o panu Leibnizu albo gdy Hooke był odmiennego zdania niż on. Sir Isaaca nazywałam wujaszkiem, choć rzecz jasna nie było między nami żadnego pokrewieństwa. Wujaszkami była też reszta tych wielkich uczonych. Wielu ubiegało się o ten zaszczytny tytuł, jako że byłam maskotką owego towarzystwa najtęższych umysłów Anglii, a kto wie, czy i nie całego cywilizowanego świata, lecz nie każdemu go nadawałam. Najpóźniej chyba Newtona zaczęłam tak nazywać, gdyż zawsze był bardzo poważny i stronił od zabaw i żartów, ale zmiękłam, gdy kiedyś przyniósł mi skonstruowaną przez siebie mechaniczną zabawkę - karetę z końmi, która po nakręceniu kluczykiem sunęła po podłodze, czemu towarzyszyło rzucanie głowami przez zaprzężone do niej rumaki. Zrobił to zapewne za radą swojej siostrzenicy, a mojej ulubionej cioci - Catherine. W każdym razie od tamtej pory, gdy tylko sir Isaac przychodził do nas z wizytą, od razu sadowiłam mu się na kolanach, a on, biedaczysko, nie bardzo wiedział, co ma ze mną począć, albowiem nigdy nie miał do czynienia z dziećmi.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Ciemne słońceEric-Emmanuel Schmitt
-
[ książka ]Ciche cuda, Moc słabościAnna H. Niemczynow
-
[ książka, audiobook, e-book ]Dirty DianaJen Besser, Shana Feste
-
[ e-book ]AlteracjaKingsley Amis
-
[ e-book ]11%Maren Uthaug
-
[ książka, e-book ]Wojna i pokój t. I i IILew Tołstoj
-
[ książka, audiobook, e-book ]LalkaBolesław Prus
-
[ książka, e-book ]Ptaki AmerykiLorrie Moore
-
[ książka, audiobook, e-book ]Historia pszczółMaja Lunde
-
[ książka ]Pies przy moim stoleClaudie Hunzinger
-
[ książka, audiobook ]Posag dla PolkiManuela Gretkowska
-
[ audiobook ]Po drugiej stronie życiaCandy Malaria
LINKI SPONSOROWANE