Bliźnięta Fahrenheit
tytuł oryg.: | Fahrenheit twins |
autor: | Michel Faber |
przekład: | Aleksandra Ambros |
wydawnictwo: | W.A.B |
kolekcja: | Don Kichot i Sancho Pansa |
wydanie: | I, Warszawa |
data: | 8 listopada 2007 |
forma: | książka, okładka twarda |
wymiary: | 125 × 200 mm |
liczba stron: | 384 |
ISBN: | 978-83-7414351-6 |
Bliźnięta Fahrenheit to zbiór siedemnastu znakomitych opowiadań, porównywanych przez krytyków z dokonaniami Josepha Conrada, W. Somerseta Maughama czy Iana McEwana. Miłość, samotność, rozstanie, obłęd - tematy powracające w prozie Fabera - nabierają tu nowego, niebanalnego znaczenia. Poznajemy między innymi historię matki, która uśmierca swoje dziecko; geja, który na nowo przeżywa miłość do swojej córki; eleganckich starszych panów zjeżdżających z całego świata na wykład prowadzony przez piękną egzotyczną prezenterkę; pisarki tracącej kontakt z rzeczywistością oraz bliźniąt, które muszą zdecydować, co zrobić z ciałem zmarłej matki. Bliźnięta Fahrenheit, wydane po siedmiu latach od debiutanckiego tomu Some Rain Must Fall, ugruntowały pozycję autora jako jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy brytyjskich. Znany z absolutnego słuchu literackiego oraz wnikliwych portretów psychologicznych, Faber udowadnia, że potrafi korzystać z różnych konwencji literackich i nadawać swoim tekstom odmienne tonacje uczuciowe. Zbiór ukazał się również w Wielkiej Brytanii w wersji audio, z muzyką skomponowaną przez legendarnego brytyjskiego twórcę Briana Eno.
Późnym popołudniem dyktator ku swojemu zdziwieniu dowiedział się, że doktor Sampras gotowa jest zobaczyć się z nim ponownie. Powiedziała, że wypoczęła dostatecznie, a im szybciej rozpocznie się przygotowania do operacji, tym lepiej.
W złocistym świetle popołudnia dostrzegł w wyglądzie doktor Sampras subtelną różnicę. Zmieniła ubranie, umyła i uczesała włosy. Była bez fartucha i w każdym calu wyglądała na kobietę.
- Naturalnie rozumie pan - powiedziała - że każdy zabieg chirurgiczny niesie ze sobą poważne ryzyko.
- Naturalnie - odpowiedział dyktator. - Nie mniejsze dla chirurga niż dla pacjenta.
- Jednak wydaje mi się, że większe dla pacjenta - zauważyła doktor Sampras.
- Ach nie, jestem pewien, że ryzyko jest jednakowe - pozwolił sobie nie zgodzić się dyktator. - Ryzyko obejmuje nie tylko daną osobę, ale współmałżonków, dzieci... Jest to... no, uciekło mi słowo... Efekt domina.
Doktor Sampras zmęczyło stanie. Przysiadła na rogu wielkiego biurka, krzyżując długie nogi.
- Jaką pan ma grupę krwi? - spytała chłodno.
- Grupę krwi?
- Tak. A, B, B plus, 0...
- Jakie to skomplikowane - uśmiechnął się dyktator. - Mam krew mężczyzny.
- Niemniej ja muszę znać pana grupę krwi.
Dyktator wzruszył ramionami i rozłożył ręce. Taka wiedza stanowiła zbytni luksus dla kogoś, kogo jedyną troską było dobro narodu.
Dr Sampras otworzyła torbę i wyjęła jednorazową strzykawkę.
- Muszę panu pobrać próbkę krwi - powiedziała, pokazując, żeby odsłonił prawą rękę.
Spróbował przesunąć w górę rękaw marynarki, ale rękaw okazał się zbyt sztywny. Zdjął więc marynarkę i powiesił starannie na oparciu fotela. Następnie podwinął rękaw koszuli. Mimo że jego ruchy były niespieszne i dokładne, doktor Sampras zauważyła, że oddychał ciężko, wargi mu pobladły i posiniały, a nos stał się bardziej fioletowy.
Usiadłszy z powrotem, dyktator wyciągnął nad biurkiem w jej kierunku obnażone przedramię. Ujęła je ciepłymi, suchymi dłońmi, badając elastyczność pocętkowanego ciała. Założyła skórzaną opaskę i poklepała żyłę, żeby ją uwidocznić.
- Ma pani aksamitny dotyk - zauważył dyktator. - I piękne palce.
Doktor Sampras usunęła plastikową osłonę z igły.
- Tylko małe ukłucie - powiedziała.
Nazajutrz rano wynik badania krwi dyktatora był gotowy i został dostarczony. Doktor Sampras nie przypominała sobie takiej szybkości i sprawności w czasach, kiedy pracowała jako chirurg w państwowym szpitalu. Albo kraj zmodernizował się od chwili, gdy została usunięta na margines życia, albo też dla wielkiego przywódcy poruszono niebo i ziemię.
- Ma pan B plus - poinformowała go.
- Czy to rzadkie?
- Częste, bardzo częste.
- Znakomicie - rozpromienił się dyktator. - To znaczy, że szpital będzie miał spory zapas.
- W naszym kraju - powiedziała doktor Sampras - mamy spory zapas krwi wszelkiego rodzaju.
Nie patrzyła na twarz dyktatora, żeby zobaczyć jego reakcję. Spojrzała natomiast na wazon z kwiatami stojący na biurku, zaniepokojona jego obecnością. Najwyraźniej dyktator zauważył wczoraj, że uderzyła ją surowość jego gabinetu. Dzisiaj więc złagodził tę surowość kwiatami. Specjalnie dla niej.
Wazon był niebieski, opalizujący jak glazurowana i zdezynfekowana toaleta. Wystawały z niego czerwone, białe i różowe goździki. Wyglądały tak niesamowicie i nie na miejscu, że doktor Sampras zastanawiała się, czy są prawdziwe.
- Zastanawia się pani, czy są prawdziwe - zauważył dyktator.
- Tak - odpowiedziała.
- Oczywiście, że są prawdziwe - powiedział miękko. - Niech ich pani dotknie.
- Wierzę panu, panie prezydencie. - Doktor Sampras nie ruszyła się z miejsca.
- Niech ich pani dotknie.
Doktor Sampras wahała się, skręcając się wewnętrznie z obrzydzenia. Zastanawiała się, czy nie waży się w tej chwili jej przyszłość oraz przyszłość jej męża i dzieci. W obozie pracy osiągnęła taki poziom poniżenia, że lizała buty swoich oprawców, i nie tylko, ale nie potrafiła się zmusić, żeby dotknąć tych kwiatów.
- Wyjątkowo ożywiają pokój, nie uważa pani? - powiedział dyktator, nie ponawiając już prowokacji.
- Owszem - zgodziła się. - Ale czy nie szkoda ich ścinać?
Stary człowiek przymknął oczy, jakby znużony ludźmi, którzy słabo orientują się w rzeczywistości.
- Tam, skąd pochodzą, jest ich dużo - zapewnił ją.
I nagle bez ostrzeżenia nachylił się nad biurkiem, i wręczył doktor Sampras kopertę.
Gala usiłowała zachować spokój, wpatrując się w fotografie swojej rodziny. Oddychała głęboko i parę razy mrugnęła. Ręce jej nie drżały, kiedy raz po raz przerzucała zdjęcia.
Wreszcie się odezwała:
- Zdjęcia dzieci są bardzo dobre. Bardzo wyraźne. Widać, że były robione bardzo niedawno.
Fotel znów skrzypnął, kiedy zadowolony dyktator rozparł się w nim.
- Szybko rosną, co? - powiedział.
- Tak, chwała Bogu - odparła. - Ale... fotografia mojego męża nie wygląda na zrobioną ostatnio. Prawdę mówiąc, mogłaby pochodzić sprzed lat.
Rozległo się kolejne, jeszcze głośniejsze skrzypnięcie, kiedy dyktator pochylił się i położył splecione dłonie na biurku.
- Zapewniam panią, że została zrobiona niedawno.
Doktor Sampras przysunęła zdjęcie bliżej oczu i zmarszczyła brwi.
- Nie wygląda ani w połowie tak staro - oświadczyła - jak moim zdaniem powinien.
Dyktator się roześmiał.
- Ciekaw jestem, czy by mu to pochlebiło, czy też dotknęło do żywego?
- Nie wiem. Będę musiała go zapytać.
- Mam nadzieję, że będzie pani miała okazję.
- Ach tak... - powiedziała doktor Sampras z powątpiewaniem, jak gdyby tracąc zainteresowanie dla wszystkiego. - Pytanie brzmi: kiedy.
- A odpowiedź - zapewnił dyktator - brzmi: tak szybko, jak to tylko możliwe. Ucieszyłoby to serce starego człowieka, gdyby był świadkiem takiego spotkania. Prawdę mówiąc, bardzo się na to cieszę. Jestem pewien, że będzie to jedna z najdonioślejszych chwil podczas mojej rekonwalescencji.
Gala polizała wargi. Gorączkowo przełykała ślinę. Po chwili jej wysiłki odniosły skutek i udało jej się zapanować nad sobą, na razie.
- Wciąż musi pan stracić trochę na wadze - westchnęła.
Ku jej zdumieniu dyktator zerwał się i zaczął energicznie pracować rękami, jak gdyby biegł w maratonie. Jego nogi, ukryte za biurkiem, poruszały się słabo, jeśli w ogóle.
- Widzi pani! - przekomarzał się wesoło i bez tchu. - Już zacząłem!
Tydzień później rankiem, w dniu operacji, doktor Sampras i dyktator spotkali się jeszcze raz w jego gabinecie. Sylwetka i wygląd dyktatora nie zmieniły się ani na jotę, niemniej dyktator domagał się pochwał ze względu na stratę kilograma czy dwóch. Doktor Sampras pochwaliła go z powagą. Nie było sensu denerwować go z powodu jego sadła, ostateczną rozgrywkę zostawiała dla spraw, które miały podstawowe znaczenie.
- Nie możemy mieć ludzi z karabinami w sali operacyjnej - oświadczyła, kiedy ustalali plan na popołudnie.
- Będą stali daleko z tyłu - przekonywał dyktator. - Prawie nie zauważy pani ich obecności.
Gala przymknęła oczy i zacisnęła wargi. W jej mózgu albo na siatkówce płonął negatyw kwiatów oblanych słońcem. Dzisiaj były to czerwone róże, o wiele za dużo upchanych w wazonie czerwonych róż o łodygach brzydkich i postrzępionych w miejscach, gdzie oderwano kolce.
- Jedna drobina kurzu z karabinu - powiedziała - zawiera miliony zarazków, więcej niż nadto, żeby zaatakowały pana ciało niczym plaga. Klamra żołnierskiego pasa może zabić, i to nie tylko w sposób przyjęty w naszym kraju.
- Czy pani myśli, że tego nie wiem? - obruszył się dyktator. - Posiadam stopień akademicki w tej dziedzinie. Chciałem powiedzieć, że moi ludzie mogą panią obserwować zza szyby. To będzie pouczające. Oni też pewnego dnia mogą zostać zmuszeni do dokonania zabiegu chirurgicznego.
Gala Sampras popatrzyła staremu człowiekowi prosto w oczy.
- Mam nadzieję, że nie dostali instrukcji, żeby mnie zastrzelić, gdyby im się wydawało, że zamierzam wyrządzić panu jakąś krzywdę - powiedziała spokojnie i rozsądnie. - W końcu zrobię panu dziurę w klatce piersiowej, otworzę pana jak neseser i zatrzymam pana serce. Wiedzą, jak mniemam, że tak ma być?
Jeśli dyktatora obleciał strach, nie okazał tego.
- Oni będą obserwować pani... delikatność - powiedział - pani dokładność, pani głębokie skupienie, pani... finezję. Widzi pani, słyszeli, że przystępując do pracy, czyni to pani z miłością, jakby na stole leżało pani rodzone dziecko. - Tłustą ręką musnął powietrze między nimi, zakreślając krzywą w kształcie półksiężyca, główki niemowlęcia, nagiej piersi kobiecej. - I oczywiście - ciągnął - będą czuwać do końca, żeby zobaczyć, jak się budzę.
Po raz pierwszy Gala dopuściła do siebie myśl, że mimo jej umiejętności istnieje, statystycznie rzecz biorąc, możliwość, iż ślepy los zadecyduje o rezultacie.
- Panie prezydencie - zaczęła błagalnie - rozumie pan chyba, że taką operację wykonuje się rzadko i zwykle na znacznie młodszych pacjentach.
Dyktator zaśmiał się i machnął ręką w stronę swojego portretu.
- Bądźmy optymistami! - huknął. - W końcu ten kraj został zbudowany na optymizmie.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmiDavid Foster Wallace
-
[ książka ]Dziesiąty grudnia. OpowiadaniaGeorge Saunders
-
[ książka ]Pierwszy człowiekAlbert Camus
-
[ książka ]SpotkanieMilan Kundera
-
[ książka ]Umrzeć na wiosnęRalf Rothmann
-
[ książka ]Księga Dziwnych Nowych RzeczyMichel Faber
-
[ książka ]UległośćMichel Houellebecq
-
[ książka ]Cząstki elementarneMichel Houellebecq
-
[ książka ]Poszerzenie pola walkiMichel Houellebecq
-
[ książka ]PlatformaMichel Houellebecq
-
[ książka ]Mapa i terytoriumMichel Houellebecq
-
[ książka ]Mozliwość wyspyMichel Houellebecq
LINKI SPONSOROWANE