REKLAMA

Anioł śmierci

tytuł oryg.: Wakolda
autor: Lucia Puenzo
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 2 lipca 2014
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 288
ISBN: 978-83-7674294-6
ROK 1945. Najgroźniejsi zbrodniarze wojenni, m.in. Josef Mengele, przedostają się na tereny z których nie grozi im ekstradycja do Europy.

ROK 1960. Rodzina z dwójką dzieci przemierza Pustynię Patagońską, by objąć spadek po zmarłej krewnej. Spotykają urokliwego, dystyngowanego Niemca, który podaje się za specjalistę od genetyki i ofiarowuje pomoc w leczeniu 12-letniej Lilith, co nieodwracalnie zmieni jej życie...

Tak rozpoczyna się mrożące krew w żyłach spotkanie z potworem, który przybierając ludzką twarz, wkracza w intymny świat niczego niepodejrzewającej rodziny.

Na podstawie książki powstał film, który był:

- argentyńskim kandydatem do Oscara za rok 2013,

- zdobywcą 10 nagród Argentyńskiej Akademii Filmowej. W tym dwie statuetki trafiły do Lucíi Puenzo, za najlepszy film i reżyserię,

- brał udział w festiwalu w Cannes, w sekcji Un Certain Regard.

Fragment

1

Ten dzień miał na zawsze zmienić postrzeganie nauki . I to za sprawą mieszanki chlorku sodu i azotanu magnezu wstrzykniętej z wielką precyzją do obu gałek ocznych . Masowe sterylizacje, wiwisekcje, nieudane próby zmiany koloru skóry za pomocą podskórnych iniekcji , wszystkie dotychczasowe niepowodzenia, porażki, wszystko poszłoby w niepamięć ... gdyby tylko udało mu się zmienić kolor oczu tamtego chłopca . Nawet noc, kiedy chcąc stworzyć syjamskie bliźnięta był bliski powiązania żył dwojga rodzeństwa , zanim spostrzegł, ze gapią się na siebie jak dwie śnięte ryby... Tyle razy, oczami wyobraźni, widział siebie na konferencjach naukowych Higieny Rasowej, obok rumuńskiego bliźniaka, którego lewa tęczówka, jako jedynemu, zabarwiła się na inny kolor po wstrzyknięciu barwnika ( po tym, jak prawa uległa poparzeniu po podaniu zbyt dużej dawki). Chłopca , któremu zgolił głowę, chcąc pozbyć go pozostałości po niechlubnym pochodzeniu. Okaleczonego chłopca w ramionach oprawcy, który w imię nauki i z chęci wyrwania go bylejakości ,poddał okrutnym cierpieniom. Zanim jednak pojął, że to był tylko sen, owe wspomnienia , niczym nie zmącone obrazy z przeszłości, pozwoliły mu uwierzyć, że marzenia kiedyś się ziszczą. Wierzył, że jest w stanie genetycznie zaprogramować , stworzyć mieszkańców całego narodu. Wierzył w to, nawet jeśli to, co zostało, to okaleczone skóry, amputacje i gangreny. Nie na próżno zainwestowano w niego miliony. Zainwestowano w czystą krew i wyjątkowe geny. Wojna bowiem toczyła się właśnie między czystością a mieszanką.

Usiadł na łóżku, podekscytowany niczym dziecko tuż przed wyjściem do parku rozrywki. Rozejrzał się dookoła. Surowość pomieszczenia w którym przebywał, brak ozdób i dekoracji sprawił, iż pomyślał o swoim kruchym życiu. Był starym człowiekiem. Mężczyzną o obwisłej skórze i pozostałościach po czymś, co kiedyś było muskularną klatką piersiową. Całe jego życie przybrało szary kolor, dzień i noc następowały po sobie, nie wnosząc nic nowego a nieznośna rutyna przyprawia o mdłości . Istniał jednak cień nadziei, że coś się wydarzy, coś się zmieni. Ktoś w końcu zadzwoni i powie, że przestali go szukać, że jest wolny. Całe życie poświęcił temu, aby oczyścić świat ze szczurów, a teraz on sam - nieuchwytny tchórz , zepchnięty na margines - powoli stawał się takim szczurem.

Nie, życie nie może się do tego sprowadzać - pomyślał.

Kiedy dostał sygnał, że trafili na jego trop, nie wahał się ani sekundy: zamroził próbki bakterii nad którymi pracował od kilku miesięcy, wyszedł z laboratorium, wstąpił do banku , opróżnił swoje konto i wyjechał z miasta. Pieniędzy nigdy mu nie zabraknie. To, co pozostało z rodzinnej fortuny oraz wkład odwiecznego mentora , profesora Von Verschuer, dyrektora berlińskiego Instytutu Antropologii miały mu zapewnić finansowy spokój . To on zdobywał dotacje na badania w zamian za przywilej bycia pierwszym , który pozna wyniki eksperymentów swojego asystenta . Nie on jeden, jednak, wspierał go finansowo . Sporo było anonimowych darczyńców, gorących zwolenników jego ,,twórczości": wspierali go na odległość, pisali listy, w których dawali wyraz swemu zachwytowi, nazywając go mesjaszem.

Na jednej ze stacji benzynowych kupił prowiant , mapę Argentyny a potem zadzwonił do swojej żony. Nie zdradził jej celu podróży. Powiedział jedynie, że będzie poza domem jakiś czas oraz poprosił, aby na kilka tygodni przeniosła się do domu zaprzyjaźnionego małżeństwa. Nie dopuścił jej do głosu. Po dziesięciogodzinnej podróży , zatrzymał się w przydrożnym motelu , gdzieś na przedmieściach Chacharramendi . Tak naprawdę miejsce to nie miało ani swojego przedmieścia ani centrum. Zaczynało i kończyło się tu i teraz. Wyszedł z pokoju dopiero po zmroku. Choć mówił płynnie po hiszpańsku, wyciągnął słownik i notes, w którym zapisywał słówka z kursu korespondencyjnego. Jak każdy ocalały , wiedział, że należy zacierać za sobą ślady. Mimo, że był naukowcem, myślał jak żołnierz : to, czym się zajmował wyrobiło w nim iście wojskową dyscyplinę. Codziennie , bez wyjątku, ćwiczył i odrabiał zadania pisemne.

- Jestem farmaceutą - powtórzył trzy razy, za każdym razem starając się poprawić wymowę. - To, co lubię najbardziej to słu... słu... chać muzyki operowej z moim synem.

Kłamał, nawet wówczas, kiedy był sam. Nawet nie pamiętał , jak wygląda jego syn. Na jedynej fotografii jaką posiadał, jego pierworodny miał niewiele lat i nie miał najmniejszego pojęcia jakiej pasji ojciec poświęcił całe swoje życie. Pasji zabijania.

Z zamyślenia wyrwał go krzyk dziewczynki . Podszedł do okna i odsunął żółtawe zasłony. Zobaczył grupkę dziewcząt, które bawiły się przy głównej drodze. Dwie z nich kręciły linką, zataczając koła , coraz szybciej i szybciej, jednocześnie powtarzając coś, co brzmiało jak mantra . Były ciemnoskóre. Na pewno były dziećmi mieszanych par. Wszystkie, poza jedną...Gdyby nie wzrost, byłaby perfekcyjnym okazem ( blond włosy, jasna skóra, niebieskie oczy). Choć była niska jak na swój wiek, normalnej długości kończyny wykluczały karłowatość, a ich wielkość nie pozwalała zaliczyć jej do liliputów. Dziewczynka ta stanowiła zaprzeczenie tego, czemu z takim zapałem oddawał się całe życie - zagadnieniu karłowatości, pojmowanej jako stan anormalny . Miała geny aryjskie, jednak nie zatraciła cech zwierzęcych. Byłaby idealna , gdyby nie ta jedna jedyna cecha, tak trudna do zaakceptowania.

Kiedy przeciwniczka dała za wygraną, ta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej. Ku jego zdziwieniu, w głosie nie dało się dostrzec jakiejkolwiek ułomności : posiadała wyjątkową skalę głosu. Skacząc coraz wyżej i coraz szybciej, można było odnieść wrażenie, że obce jest jej uczucie strachu .

Tamtej nocy widział jak siedziała na chodniku i grała w sztole z koleżankami mulatkami . Właściwie to ona jedyna podrzucała maleńkie woreczki z materiału wypełnione ryżem , zbierała pozostałe i szybko łapała je tą samą ręką. Przygwizdując pod nosem ostatnią arię Toski ,, Adiós a la vida" zatrzymał się i zaczął się jej przyglądać : jej motoryczność i refleks były wyjątkowe , ponadprzeciętne. Każdy ruch był dowodem na ogromną sprawność i duży temperament . Wszystko było jasne. Mulatki były stamtąd, blondynka była przyjezdna; cyrkowa laleczka, która zauroczyła pozostałe dając pokaz zręczności i refleksu.

- Lilith, kolacja gotowa!

- Nie jestem głodna!

- Nie pytam czy jesteś głodna! Mówię, że masz przyjść na kolację!

To był jej brat, nastoletni chłopak o takiej samej blond czuprynie. Stał w drzwiach motelu i wydawał się cudownie bezczelny . Bez wątpienia byli rodzeństwem , choć aparycja owego południowoamerykańskiego adonisa była nieskazitelna. W tamtej chwili wiele by dał by poznać ich dziadków albo rodziców . Naszkicowałby drzewo genealogiczne i znalazł winowajcę odchylenia , które doprowadziło do skażenia rasy.

- Jakiś problem, proszę Pana?

Odwrócił się i zobaczył właściciela motelu, stojącego na werandzie z papierosem w ustach, który mu się przyglądał . Za wyjątkiem rodzeństwa o blond włosach, pozostali mieszkańcy wioski poruszali się na zwolnionych obrotach , uśpieni żarem pustyni.

Na palcach jednej ręki można było zliczyć tych , którzy owego popołudnia postanowili wystawić krzesła na werandę i w oczekiwaniu na zmierzch popijali swoją codzienną matę.

- Jeśli ma Pan ochotę coś przekąsić, tu niedaleko jest gospoda.

- A dokładnie, gdzie?

- Na prawo, dwie przecznice stąd... łatwo tam dotrzeć.

- Otwarta?

- Cały czas.

Kątem oka zauważył, jak dziewczynka, kołysząc biodrami idzie w jego kierunku, zgrabnie podrzucając woreczek z ryżem . Poruszała się z gracją typową dla tancerek, nieświadoma swoich ograniczeń. Nigdy wcześniej nie odczuwał podobnego zachwytu nad tak niedoskonałym ciałem. Było w nim coś bezwstydnego, nieokrzesanego. Przechodziła w odległości metra i kiedy była najbliżej, odwróciła głowę i wyciągnęła w jego kierunku język.

-Ta buzia - pomyślał.

Było w niej coś wyjątkowo brzydkiego . Nienaturalnie duże usta, królicze zęby, wszystko jakieś takie wilgotne, zimne. Od wielu lat, nic tak niedoskonałego nie wywołało w nim podobnego poruszenia. Przelatujący w powietrzu woreczek zmusił go do spojrzenia w bok. Już miał iść za nią, kiedy kolejne pytanie zatrzymało go w pół kroku.

- Jutro jedzie Pan dalej?

Potwierdził, wodząc wzrokiem za dwiema blond postaciami, które oddalały się i ginęły w mroku. Dwie groteskowe postaci, które wyszły z tego samego brzucha.

- Niech Pan zaczeka jeden dzień. Nadchodzi duża woda.

- Woda... tutaj?

- Jeśli Pan mi nie wierzy, proszę popytać wśród ludzi.

Tamtego wieczoru z nikim nie rozmawiał. Piętnaście minut później pochłaniał w skupieniu talerz mdłej soczewicy siedząc przy stoliku w kącie lokalu. Ku jego wielkiemu rozczarowaniu, ślad po blond rodzeństwie zaginął. Osobniki przechodzące i gdakające obok niego były czymś, czego nie widział od miesięcy , choć metysaż w argentyńskiej stolicy przybrał już rozmiar trudny do cofnięcia. Bez względu na to, jak dużo mówiłoby się o konieczności wprowadzenia czystki genetycznej. To właśnie powiedział Generałowi podczas jednej z imprez na którą został zaproszony:

- Chce Pan coś zrobić dla swojej ojczyzny? Proszę zabronić mieszania ras.

Słowa odebrano jako żart, który wywołał salwę śmiechu. Nic jednak nie mogło go powstrzymać. Wierzył, że są tacy, którzy mają wystarczająco dużo odwagi. Niech będzie błogosławiona wiara tych ,którzy mają odwagę zmieniać oblicze świata, podążając za swoimi przekonaniami- pomyślał, jednak nie odważył się cytować Drieu la Rochelle w obecności Generała, który wznosił kieliszek na powitanie nowo przybyłych. Zaciskając usta wymamrotał jedynie: Nie jest łatwo dźwigać brzemię bycia reprezentantem największej i najczystszej z ras. Już dawno nie bazgrał w swoim notatniku i nie zapisywał cytatów. Owej nocy, rozglądając się dookoła stwierdził, że na świecie jest mnóstwo miejsc, gdzie jego przekonania nie spotykają się ze zrozumieniem. Czy kontynent ten nie widzi, że metysaż przyniósł więcej szkód, niż pożytku? Czy nie rozumie, że często jest już za późno żeby cofnąć zmiany, że skażenie rasy jest nieodwracalne? Dlaczego w szkołach mówi się o klasach, nigdy o rasach... i nie tłumaczy się, że to dwa różne pojęcia?

Przed ósmą był już w łóżku.

Myśl, że może już nie zobaczyć rodzeństwa o blond włosach nie pozwoliła mu długo zasnąć. Chwycił więc w ręce notatnik i zaczął szkicować ich sylwetki. Rysował z pamięci, pewną ręką. Wyobrażał sobie strukturę kostną, wielkość organów, ich żuchwy, wizualizował przepływ krwi. Jednocześnie zdawał sobie sprawę , że nie uda mu się przeprowadzić na nich badań porównawczych . Dla kogoś przyzwyczajonego do tego, że ma wszystko, czego chce, myśl, że już nigdy do tego nie wróci była nie do zniesienia. Już prawie dziesięć lat mieszkał w tym odległym zakątku świata i nie raz przyłapał się na tym, że myśli po hiszpańsku. Przybył z Genui z jednym kompletem ubrań i teczką, w której trzymał coś wyjątkowo cennego: trzy grube notatniki, w których zebrał zapiski ostatnich lat dotyczące eksperymentów na ludziach , szkiełka z próbkami krwi i inne. Ciekawość urzędnika celnego zaspokoił w dwóch słowach wypowiedzianych po niemiecku :

- Zapiski biologiczne .

- Dotyczące czego?

- Eksperymentów na zwierzętach.

Zatrzymali go i wezwali miejscowego weterynarza, któremu potem opowiedział ze wszystkimi szczegółami o eksperymentach przeprowadzanych na krowach, w celu uzyskania ciąży bliźniaczych. Pominął fakt, że w Instytucie Naukowym Dahlem pracowali nad tym, aby kobiety systematycznie rodziły bliźnięta, tak aby ekspansja rasy aryjskiej zyskała na sile. W chwili największego optymizmu, przysiągłby, że długość ciąży można skrócić do stu trzydziestu pięciu dni. Pasja z jaką opowiadał , przekonała weterynarza co do zalet, jakie niesie ze sobą badanie dwóch identycznych osobników . Po latach badań porównawczych nad bliźniaczymi cielakami, używając jednego jako materiału porównawczego, dowiedział się które cechy i wady są przekazywane genetycznie a które warunkuje środowisko. Argentyna okazała się idealnym miejscem do zgłębiania wiedzy i przeprowadzania eksperymentów. Tak dobrym, że istniała szansa, że uda mu się zwiększyć liczbę ciąży mnogich, przyspieszając rozmnażanie bydła. Przytłoczony nadmiarem informacji weterynarz - który ledwo mówił po niemiecku - pozwolił mu przejść przez kontrolę celną nie odebrawszy mu próbek. Zamieszanie tam panujące było na tyle duże, że nikt nie chciał zajmować się lekarzem podróżującym z paszportem Czerwonego Krzyża.

- Będzie się Pan tu dobrze bawił - powiedział po niemiecku inny urzędnik stemplując paszport - Chodzi mi o te krowy, oczywiście.

- Sporo ich jest?

- Miliony.

-Aż tyle?

- To prawda, że mogą urodzić dwa cielaki?

- Wszystko jest możliwe.

- W takim razie, można by zapewnić jedzenie dla każdego.

Uśmiechnął się i poszedł przed siebie, torując sobie drogę pośród licznych przybyłych. Zakwaterował się w hotelu w Palermo i obiecał sobie, że nie będzie więcej opowiadać o swoim życiu. Tak jak jego byli koledzy, którzy w dyskretny sposób zapominali wspomnieć o nim podczas swych procesów... Jaki sens miało przywoływanie jego nazwiska, po tym wszystkim, po tym, jak uznano go za martwego? Sam zatroszczył się o swoje zniknięcie, nigdy nie stracił czujności i o mało nie zrezygnował z kontaktu ze swoim synem przez dziesięć lat. Tego jedynego dnia kiedy go widział, zanim wyruszył na banicję za ocean, przedstawił się jako wujek Fritz, który ot tak postanowił go odprowadzić ze szkoły do domu. Nigdy później nie wysłał ani jednego listu, ani jednej kartki. Wiedział, że warunkiem przeżycia jest samodyscyplina. Po kilku miesiącach przeniósł się do wynajmowanego pokoju w domu Olivos i korespondencyjnie rozwiódł się z matką swojego dziecka, która odmówiła towarzyszenia mu za granicę. Była jedną z wielu osób z najbliższego otoczenia, które odkrywszy prawdę o jego osiągnięciach, nazwały je okrucieństwem.

Pozbywszy się balastu, wolny, poczuł, że nie ma po co wracać.

Żaden inny kraj nie przyjąłby kogoś takiego jak on tak serdecznie. W przeciągu dwóch lat nawiązał bliski kontakt z firmą farmaceutyczną, kupił dwupiętrowy dom w Vicente López, ożenił się z wdową po swoim bracie i tym samym podwoił milionowy majątek . Co więcej, pozwolił sobie na wpisanie prawdziwego nazwiska do książki telefonicznej . Nie musiał poddawać się operacjom plastycznym ani zmieniać danych osobowych, co było tak powszechne w przypadku innych.

Jednak nadzieja na nowe życie nie trwała długo: przy każdym spotkaniu informowali go, że wywiadowcy trafili na jego ślad. Setki razy pytał siebie, jak będzie żył po porażce. Ci, którzy przeżyli , ukrywali się w różnych zakątkach planety, ścigani jak przestępcy. Czuł na szyi sznur, który tak wiele razy zaciskał się na szyjach innych. Tych, na których polowano jak na dzikiego zwierza, porywanych w środku nocy, sądzonych i skazywanych po drugiej stronie oceanu aby w końcu zostać straconym. Najgorsze jednak było to, że nikt, zupełnie nikt nie stanął w ich obronie... Zostali sami.

Przysiągł, że on tak nie skończy.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe