REKLAMA

Alicja w krainie czarów. Po drugiej stronie lustra

tytuł oryg.: LICE'S ADVENTURES IN WONDERLAND THROUGH THE LOOKING GLASS
autor: Lewis Caroll
przekład: Bogumiła Kaniewska
wydawnictwo: In Rock, Vesper
wydanie: Czerwonak
data: 15 maja 2011
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 372
ISBN: 978-83-6152462-5

Pierwszy polski przekład utworu Lewisa Carrolla ukazał się w roku 1910, czterdzieści pięć lat po wydaniu angielskiego oryginału - przez następnych sto lat pokusie przełożenia Alicji na język polski ośmiu tłumaczy, w tym tak wybitni jak Antoni Marianowicz, Maciej Słomczyński i Robert Stiller. A wszystko to dlatego, że jest to książka niezwykła: zabawnie poważna, filozoficzna jak poezja, absurdalnie logiczna, czułostkowa i kpiarska, prosta i wieloznaczna, pisana z myślą o dzieciach, lecz fascynująca i dla dorosłych. Obie części przygód Alicji można (i trzeba) czytać wielokrotnie! Oto pojawia się nowe jej tłumaczenie, odkrywające kolejne sekrety tekstu, który nigdy, do końca, odczytać się nie pozwoli. Świat stworzony przez Lewisa Carrolla, fotografika i pisarza, pastora i matematyka, wiktoriańskiego konserwatysty o duszy wiecznego dziecka pozostanie na zawsze rebusem, zagadką, tajemnicą...

Spis treści

ALICJA W KRAINIE CZARÓW

DO KRÓLICZEJ NORKI

MORZE ŁEZ

WYŚCIG ELIT I DŁUGAŚNA OPOWIEŚĆ

BILL NA POSYŁKI

DOBRE RADY PANA GĄSIENICY

ŚWINIA Z PIEPRZEM

SZALONY PODWIECZOREK

KRÓLEWSKIE POLA DO KROKIETA

HISTORIA NIBY-ŻÓŁWIA

KADRYL Z HOMARAMI

KTO UKRADŁ CIASTKA?

ZEZNANIE ALICJI

PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA

WSTĘP

LUSTRZANY DOM

OGRÓD ŻYJĄCYCH KWIATÓW

LUSTRZANE OWADY

TWIDLITU I TWIDLITAM

WEŁNA Z WODĄ

HAMPTY DAMPTY

LEW I JEDNOROŻEC

,,TO MÓJ WŁASNY WYNALAZEK"

KRÓLOWA ALICJA

PRZETRZĄSANIE

PRZEBUDZENIE

CZYJ BYŁ TO SEN

Fragment

Alicja poczuła się strasznie zmęczona. Nudziło ją to siedzenie z siostrą nad rzeką, bo nie miała tu nic, ale to zupełnie nic do roboty. Raz i drugi zerknęła do książki, którą czytała jej siostra, tylko że w środku nie było żadnych obrazków ani nawet dialogów. ,,Po co komu taka książka - pomyślała Alicja - w której nie ma ani obrazków, ani dialogów?".

Zaczęła się więc zastanawiać (a myślało jej się ciężko, bo upał sprawiał, że czuła się senna i otumaniona), czy chce jej się wstać, żeby nazbierać stokrotek i upleść z nich wianek - co wydawało się dość przyjemnym zajęciem... - gdy nagle tuż obok niej przebiegł Biały Królik o różowych oczkach.

Pojawienie się Królika nie wydało się jej czymś BARDZO dziwnym, więc gdy usłyszała, jak mruczy pod nosem:

- Boże! O Boże! Nie zdążę! - też nie zdziwiła się ZA BARDZO (choć kiedy później zaczęła się nad tym zastanawiać, stwierdziła, że powinna była się zdziwić, I TO BARDZO, mimo że w tamtej chwili wydawało się jej to zupełnie zwyczajne). Dopiero gdy Królik wyjął z kieszonki surduta ZEGAREK NA ŁAŃCUSZKU, sprawdził godzinę, a potem przyspieszył kroku, Alicja zerwała się na równe nogi. Przemknęło jej przez myśl, że nigdy przedtem nie widziała królika w surducie z kieszonką, ani też królika noszącego w kieszeni zegarek. Bardzo zaciekawiona pobiegła za nim przez łąkę. Miała szczęście: w ostatniej chwili zauważyła, jak Królik znika w wielkiej króliczej norze tuż pod samym płotem.

Chwilę później Alicja ruszyła jego śladem i nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że będzie musiała jakoś się stamtąd wydostać z powrotem. Wnętrze króliczej nory trochę przypominało tunel, który nagle się skończył, tak że zanim Alicja zdążyła pomyśleć, iż powinna się zatrzymać, już leciała w dół bardzo, BARDZO głębokiej studni.

Może to studnia była bardzo głęboka, a może to Alicja leciała bardzo powoli, bo okazało się, że ma mnóstwo czasu, aby rozejrzeć się dookoła i próbować zgadnąć, co jeszcze jej się przytrafi. Najpierw usiłowała popatrzeć w dół i sprawdzić, co tam na nią czeka, ale było za ciemno, aby cokolwiek dostrzec. Rozejrzała się więc wokół siebie: ze wszystkich stron otaczały ją półki. Na jednych stały naczynia, na innych tłoczyły się książki, dlatego we wnętrzu studni poczuła się trochę jak w kredensie, a trochę jak w bibliotece. A jeszcze tu i ówdzie wisiały na gwoździach mapy i obrazki. Mijając jedną z półek, zdjęła z niej słoik, na którym ktoś napisał: KONFITURA POMARAŃCZOWA. Bardzo się rozczarowała, bo słoik, niestety, okazał się zupełnie pusty. Alicja nie chciała go wyrzucać - bała się, że mogłaby w ten sposób kogoś zabić - postanowiła więc odstawić go na jedną z mijanych półek.

,,No, no - pomyślała - po takim spadaniu jak to wcale już nie będę się bała, że zlecę ze schodów. Wszyscy w domu będą mnie uważać za niezwykle odważną dziewczynkę! I nawet jakbym miała zlecieć

z samego czubka dachu, też bym ani nie pisnęła!". (Co może nie było tak do końca prawdą, ale prawie nią było).

I w dół, w dół, w dół. Czy to spadanie nigdy się nie skończy?

- Ciekawe, ile mil przeleciałam przez ten czas? - zastanawiała się głośno Alicja. - Muszę być już w okolicach środka Ziemi. Proszę pozwolić mi pomyśleć: moim zdaniem to będzie około czterech tysięcy mil w głąb - (musicie wiedzieć, że Alicja nauczyła się już w szkole bardzo wielu różnych rzeczy i choć nie była to NAJLEPSZA okazja, by popisać się wiedzą, skoro nie było nikogo, kto mógłby podziwiać jej mądrość, była jednak to okazja DOŚĆ DOBRA, by sobie trochę takie popisywanie przećwiczyć) - tak, tak, na pewno dobrze obliczyłam odległość, nie wiem tylko, który to południk albo równoleżnik? - (Alicja nie miała pojęcia, co oznaczają słowa ,,południk" czy ,,równoleżnik", ale wyrazy brzmiały tak mądrze, że miło było wypowiadać je na głos).

O, znowu zaczęła:

- Zastanawiam się, czy nie przelecę NA DRUGĄ STRONĘ kuli ziemskiej! Ale by było śmiesznie, jakbym znalazła się wśród ludzi, którzy chodzą do góry nogami! Oni się chyba nazywają Antypatyki, tak mi się przynajmniej wydaje - (tym razem Alicja była zadowolona, że NIKT jej nie słucha, bo miała wrażenie, że ta nazwa powinna brzmieć jakoś inaczej...) - a ja oczywiście będę się musiała zapytać, w jakim kraju się znalazłam. Przepraszam panią bardzo, czy to Nowa Zelandia, czy też Australia? - (spadając, próbowała grzecznie się ukłonić - potraficie sobie to wyobrazić? GRZECZNIE DYGAĆ, spadając w dół! Myślisz, że tobie by to się udało?) - Ta pani pomyśli, że jestem jakimś głuptasem, bo pytam, gdzie jestem! Nie, nigdy w życiu nie zapytam, może uda mi się zobaczyć gdzieś napis z nazwą kraju.

I wciąż w dół, w dół, w dół. Alicja nie miała lepszego zajęcia, więc znowu zaczęła gadać sama do siebie:

- Dina będzie dziś strasznie za mną tęsknić. Na pewno będzie! - (Dina jest kotem Alicji). - Mam nadzieję, że ktoś będzie pamiętał, żeby nalać jej mleka do miseczki w porze podwieczorku. Och, moja kochana Dino! Szkoda, że nie lecisz razem ze mną! Niestety, obawiam się, że myszy nie latają, ale może udałoby ci się złapać nietoperza, one bardzo są podobne do myszy, wiesz? Nie bardzo wierzę, że koty jedzą nietoperze. - Alicja poczuła się bardzo senna, mamrotała więc pod nosem sama do siebie, prawie usypiając: - Kto to wie, czy kot nietoperza zje? Kto to wie, czy kot nietoperza zje? - albo na odwrót: - Kto to wie, czy nietoperz kota zje?

Rozumiecie przecież, że skoro Alicja nie wiedziała, jak to jest z tymi kotami i nietoperzami, nie miało znaczenia, które z tych pytań powtarzała. Czuła, że usypia, i zdawało się jej, że spaceruje razem z Diną i właśnie zadaje jej bardzo ważne pytanie:

- Powiedz mi, Dino (tylko mów prawdę!), czy zjadłaś kiedyś nietoperza? - I w tej samej chwili: łup! chrup! Wylądowała na stercie patyczków i suchych liści. Tak oto skończyło się jej spadanie.

Lądowanie Alicji okazało się bezpieczne; nic jej się nie stało, więc od razu skoczyła na równe nogi i spojrzała w górę, ale było tam zupełnie ciemno - za to przed sobą zobaczyła długi korytarz, a w nim spieszącego się gdzieś Białego Królika. Nie było się nad czym zastanawiać: ruszyła przed siebie niczym wicher, na tyle szybko, że zdążyła usłyszeć:

- Na moje uszy i wąsy, ależ późno się zrobiło!

Skręcił za róg i straciła go z oczu. Była tuż za nim, ale kiedy znalazła się za rogiem, już go nie zobaczyła: znalazła się teraz w długim, niskim pomieszczeniu oświetlonym rzędem lamp zwisających z sufitu.

Ze wszystkich stron otaczały ją drzwi, które okazały się pozamykane na klucz. Alicja obeszła ten dziwny przedpokój dookoła, próbując otworzyć każde z nich, a potem usiadła smutna na środku podłogi. Martwiła się, że nigdy nie zdoła się stąd wydostać.

Nagle dostrzegła stoliczek na trzech nogach wykonany z grubego szkła, a na tym stoliczku nie leżało nic poza maleńkim złotym kluczem. Alicji od razu przyszło do głowy, że kluczyk będzie pasował do jakichś drzwi w przedpokoju, ale - niestety! - albo zamki były za duże, albo klucz za mały: tak czy owak do żadnego nie pasował. Gdy jednak obchodziła pomieszczenie po raz drugi, znalazła długą zasłonę, której wcześniej nie zauważyła, a za zasłoną ukryte były jeszcze jedne drzwi, wysokie na niecałe piętnaście cali. Włożyła złoty kluczyk do zamka i ucieszyła się ogromnie. Kluczyk pasował!

Alicja otworzyła drzwi i zobaczyła za nimi korytarz. Był mały, niewiele większy od szczurzej nory: musiała uklęknąć, żeby zajrzeć do środka i zobaczyć, że korytarz prowadzi do najpiękniejszego ogrodu, jaki kiedykolwiek widziała. Bardzo, bardzo chciała wydostać się z tej ciemnej sieni i pospacerować wśród rabatek pełnych barwnych kwiatów, wsłuchując się w chłodny szum fontanny, ale nawet jej głowa była za duża, żeby zmieścić się do środka.

,,Nie zmieszczę tam nawet głowy - pomyślała biedna Alicja - zresztą z samej głowy bez ramion nie miałabym za wiele pożytku. Och, szkoda, że nie jestem składana tak jak teleskop! Jestem pewna, że udałoby mi się jakoś złożyć, gdybym wiedziała, od czego zacząć". Widzicie, Alicji w ostatnim czasie przydarzyło się tak wiele niezwykłych rzeczy, dlatego uznała, że prawie wszystko na tym świecie jest możliwe - nawet to, co wydaje się niemożliwe.

Czekanie pod za małymi drzwiami nie miało większego sensu, więc Alicja wróciła do stolika. Miała cichutką nadzieję, że może znajdzie na nim kolejny malutki kluczyk albo chociaż książkę zawierającą instrukcję składania ludzi, podobną do instrukcji składania teleskopu, tym razem jednak na stoliku stała niewielka butelka

(- Która na pewno przedtem tu nie stała - powiedziała Alicja). Szyjka butelki owinięta była paskiem papieru, na którym duże, pięknie wykaligrafowane litery układały się w słowa: WYPIJ MNIE.

Łatwo powiedzieć ,,wypij mnie", ale nasza mała Alicja była zbyt mądra, by zrobić TO od razu.

- O nie. Najpierw muszę ją obejrzeć - powiedziała - żeby sprawdzić, czy nie ma gdzieś napisu ,,trucizna". - Alicja przeczytała już niejedną milutką historyjkę o dzieciach, które się spaliły albo zostały pożarte przez dzikie zwierzęta, albo miały inne nieprzyjemne przygody, a wszystko dlatego, że NIE PAMIĘTAŁY kilku prostych zasad, jakich uczyli je życzliwi przyjaciele, na przykład tych: jeśli za długo będziesz trzymać pogrzebacz rozpalony do czerwoności, to się poparzysz; jeśli BARDZO głęboko skaleczysz się w palec nożem, to poleci ci krew; no i ta, którą najlepiej zapamiętała ona sama: jeżeli napijesz się z butelki z napisem ,,trucizna", to z pewnością ci to zaszkodzi - prędzej czy później.

Na tej butelce Alicja nie dostrzegła jednak napisu ,,trucizna", dlatego postanowiła zaryzykować i spróbowała, a że było przepyszne (istotnie, napój miał cudowny smak wiśniowego ciasta, zmieszanego z budyniem, ananasem, pieczonym indykiem, krówkami i ciepłymi tostami posmarowanymi masłem), wypiła duszkiem aż do dna.

- Co to za dziwne uczucie! - powiedziała Alicja. - Składam się jak teleskop.

I właśnie tak było: miała teraz tylko dziesięć cali wzrostu, a jej buzia rozjaśniła się na samą myśl o tym, że jest teraz dokładnie tak wysoka, jak powinna być, aby przejść przez malutkie drzwi wprost do cudownego ogrodu. Najpierw jednak postanowiła poczekać kilka minut, żeby sprawdzić, czy nie będzie się kurczyć jeszcze bardziej, a trochę się denerwowała, bo:

- To się może różnie skończyć - powiedziała sama do siebie. - Mogę wytopić się do końca, jak świeca. Ciekawe, czym wtedy się stanę? - I Alicja zaczęła się zastanawiać, czym staje się płomień świecy po tym, jak już zostaje zdmuchnięty, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek coś takiego widziała.

Po chwili, gdy stwierdziła, że nie dzieje się z nią nic szczególnego, postanowiła od razu pójść do ogrodu, niestety - och, biedna, biedna Alicja! - kiedy dotarła do drzwi, spostrzegła, że zapomniała złotego kluczyka, wróciła więc po niego do stolika - okazało się jednak, że nie może go dosięgnąć. Widziała klucz bardzo wyraźnie przez szklany blat, próbowała nawet wspiąć się po jednej ze stołowych nóg, ale były za śliskie, więc zmęczona tymi próbami maleńka, bezradna dziewczynka usiadła i rozpłakała się.

- No coś ty, przestań już beczeć - dość surowo upomniała Alicja samą siebie. - Dobrze ci radzę, przestań w tej chwili!

Zazwyczaj udzielała sobie bardzo dobrych rad (szkoda tylko, że tak rzadko ich słuchała), czasem też wyzywała samą siebie tak surowo, że potrafiła doprowadzić się do łez; pamiętała nawet, jak pewnego razu wytargała się za uszy za to, że oszukiwała siebie podczas gry w krykieta, bo grała wówczas sama ze sobą - a wszystko dlatego, że to niezwykłe dziecko uwielbiało bawić się w udawanie, że jest dwiema osobami.

,,Tylko teraz to nie ma żadnego sensu - pomyślała biedna Alicja -

udawać, że jestem dwiema osobami! Cóż, zostało ze mnie tyle, że nie wiadomo, czy wystarczy choć na JEDNĄ godną szacunku osobę".

I wtedy nagle zauważyła pod stołem małe szklane pudełeczko: otworzyła je, a w środku znalazła malutkie ciasteczko, na którym pięknymi literami ułożonymi z rodzynków napisano dwa słowa: ZJEDZ MNIE.

- No to je zjem - powiedziała Alicja - bo jeżeli dzięki niemu urosnę, to dosięgnę klucza, a jeżeli zmaleję - to przeczołgam się pod drzwiami. Tak czy owak dostanę się do ogrodu i jest mi wszystko jedno, w jaki sposób tam wejdę!

Ugryzła kawałeczek i zadawała samej sobie pytanie pełne niepokoju:

- W którą stronę? W którą stronę? - Położyła przy tym rękę na czubku głowy, żeby sprawdzić, w jakim kierunku rośnie, i bardzo się zdziwiła, gdy odkryła, że jest wciąż tego samego wzrostu. Dla pewności dodam, że zazwyczaj tak właśnie się dzieje, kiedy ktoś je ciastko, ale Alicja już się przyzwyczaiła, że to, co ją tu spotyka, jest niezwykłe, dlatego wszystko, co zwyczajne, wydawało jej się teraz głupie i nudne.

I właśnie z tego powodu wzięła się do dzieła i bardzo szybko zjadła ciasteczko aż do ostatniego okruszka.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA