Kobiety po przejściach - warto wspomóc ich odwagę
4 grudnia 2014
Stary, zniszczony budynek na uboczu, a w nim grupa kobiet i trzydzieścioro dzieci - to Dom Samotnej Matki na Białołęce. Czternaście babek, które miały odwagę zacząć wszystko od nowa.
- Przed Bożym Narodzeniem robimy stroiki, łańcuchy, ozdoby, bombki, później sprzedajemy je, gdzie tylko się da - choćby przed naszym kościołem. Korzystamy ze wszystkich okazji, by zarobić choć parę groszy - mówi Małgorzata Głownia, która od kilku lat jako wolontariuszka działa w tym swoistym ośrodku.
W prace włączają się wszystkie kobiety, część z nich przy odrobinie szczęścia znajduje zatrudnienie na zewnątrz, reszta udziela się w Domu - praca na rzecz ośrodka to warunek otrzymania pełnego wyżywienia. Dzieci - bez względu na wszystko - dostają trzy posiłki dziennie.
Dom samotnej matki przy Skierdowskiej istnieje od 1996 roku. Wcześniej pod skrzydłami Monaru, a od 10 lat jako stowarzyszenie "Wspólnymi siłami" założone przez Sylwię Wasiołek. Kobiety muszą sobie radzić same, nie mają żadnych dotacji. W skromnych warunkach utrzymują się z tego, co zarobią oraz z niewielkich darowizn.
- Zdarzają się małe cuda. Od jednej z firm dostaliśmy np. materiały do ocieplenia części budynku, ale takich sytuacji jest mało. Odczuwamy permanentny brak wszystkiego: żywności, opału i pieniędzy - mówi pani Małgosia.
Mąż z kamieniem w ręku
Na Białołękę trafiają kobiety z całego kraju, nawet z dalekiego Wałbrzycha. To stamtąd uciekła przed agresywnym mężem jedna z podopiecznych. - Nasze prawo jest bardzo kulawe i nieprzyjazne takim jak my. Kobieta starała się tutaj o alimenty. Bezrozumni najwyraźniej urzędnicy zażądali, by przyniosła PIT męża. Co z tego, że ją tłukł - kazali jechać do małżonka i dostarczyć dokument. Rzadko się zdarza, że naszym dziewczynom udaje się diametralnie, jak w filmach, zmienić swoje życie. Niektóre próbują i zwyczajnie nie dają rady się utrzymać. Inne spotykają rzekomo wielką miłość i wyprowadzają się od nas. Najczęściej powielają stare wzorce, znów źle trafiają i wracają - mówi wolontariuszka. W taki właśnie sposób państwo skazuje kobiety i ich dzieci na przemoc i podłe traktowanie w domach - opowiada wolontariuszka i dodaje, że w tym przypadku finał był dobry, bo wielkiej pomocy udzielił nasz burmistrz.
Historia innej podopiecznej obrazuje, jak wiele wysiłku mężczyźni potrafią włożyć w odnalezienie niepokornej małżonki - nawet na końcu świata na Skierdowskiej. Byle ukarać za dezercję.
- Latem, podczas upalnej nocy, jedna z dziewczyn spała z synkiem na łóżku przy otwartym oknie. W pewnym momencie na jej nogi spadł wielki kamień. Szczęśliwie ułożyli się inaczej niż zwykle - mieli nogi tam gdzie poprzedniej nocy głowę. Gdyby tej wielkości głaz trafił tam, gdzie był celowany... - urywa pani Małgosia.
Obecnie przy Skierdowskiej przebywa 14 kobiet w wieku od 19 do czterdziestu kilku lat. Wszystkie mają więcej niż jedno dziecko, a tych jest w sumie trzydzieścioro - w tym jedno "w drodze". Najmłodsza jest półroczna dziewczynka, a najstarsze mają już po 17 lat.
- Niestety, rzadko się zdarza, że naszym dziewczynom udaje się diametralnie, jak w filmach, zmienić swoje życie. Niektóre próbują i zwyczajnie nie dają rady się utrzymać. Inne spotykają rzekomo wielką miłość i wyprowadzają się od nas. Najczęściej powielają stare wzorce, znów źle trafiają i wracają - mówi wolontariuszka.
Każdy z nas może pomóc samotnym matkom. Na Facebooku jest specjalny profil: Stowarzyszenie "Wspólnymi Siłami" (potocznie zwane Domem Samotnej Matki), gdzie na bieżąco dowiemy się, co się dzieje w Domu i skontaktujemy z mieszkankami. Można też zadzwonić do pani Małgosi, która udzieli wszelkich informacji: 793-212-842.
AS