65-latek mieszkał w altanie. Strażnicy załatwili mu mieszkanie
17 kwietnia 2023
Warszawscy strażnicy miejscy zaopiekowali się 65-letnim mężczyzną, który przez ostatnie lata mieszkał w altanie na terenie ogródków działkowych przy Jana Olbrachta.
Strażnicy miejscy z IV Oddziału Terenowego od kilkunastu lat odwiedzali pewną parę, która mieszkała na terenie działek przy Jana Olbrachta. Ludzie ci utrzymywali się ze zbierania puszek i innych przedmiotów.
Mieszkali w altanie
Potem pan Kazimierz sprzedawał je za niewielkie kwoty na wolskich bazarach.
Pomogli niepełnosprawnemu bezdomnemu. Mimo chłodu spał na ławce
Na prośbę opieki społecznej strażnicy miejscy odnaleźli wycieńczonego 49-latka. Mężczyzna spał na przystanku autobusowym na Jana Olbrachta.
Szczególnie upodobał sobie książki. Uwielbiał je czytać i dziwił się, że ludzie je wyrzucają. Czytał przy lampie naftowej, bo w altanie nie było prądu.
- Prawie nikt z moich znajomych nie zbierał książek. Makulatura to nie towar. A przecież każda książka to inny świat, więc czytanie to jak podróż. Bardzo lubię czytać, bo mam wrażenie, że zwiedzam światy, jakich w rzeczywistości nie mam szansy poznać - mawiał strażnikom, którzy odwiedzali go w altanie.
Jak mówią strażnicy miejscy, pan Kazimierz uwielbia ptaki. Mieszkając na działkach, robił dla nich budki i karmniki. Ze znalezionych kawałków skrzynek i desek wykonał dziesiątki domków. Część z nich rozdał, inne powiesił na drzewach a zimą dokarmiał ptaki resztkami jedzenia.
Nie chciał mieszkania socjalnego
W altanie bywał między innymi starszy inspektor Alfred Paplak z IV Oddziału Terenowego, Uliczny Patrol Medyczny, strażnicy, którzy dostarczali ciepłą odzież i paczki świąteczne, streetworkerzy, pracownicy ośrodka pomocy społecznej i Caritas Polska. W niewielkim drewnianym domu zawsze było czysto i schludnie i widać było, że jego mieszkańcy czują się ze sobą dobrze. Może dlatego nie chcieli się zgodzić, by strażnicy pomogli im w staraniach o mieszkanie socjalne. Powtarzali: "nie jest nam źle, i oby gorzej nie było".
- Przez ostatnich 15 lat zaprzyjaźniliśmy się. Przywoziłem im książki i naftę do lampy, rozmawialiśmy o nich, a potem pan Kazimierz je sprzedawał za grosze na bazarach, żeby mieć na przeżycie. Widziałem, że nie nadużywa alkoholu i opiekuje się swoją towarzyszką Małgosią. Pewnego razu zadzwonili do mnie w Wigilię z życzeniami. Bardzo mnie tym wzruszyli. Od tamtej pory przywoziłem im co roku opłatek i wspólnie się nim dzieliliśmy. Byliśmy jak rodzina - wspomina Alfred Paplak.
Kilka lat temu towarzyszka pana Kazimierza zmarła. Został w altanie sam ze starym psem. Później przyszła epidemia covid-19 i strażnicy miejscy zaczęli przypominać panu Kazimierzowi, że mogą mu pomóc w dostaniu lokalu socjalnego. Już wcześniej pomogli w ten sposób pewnej bezdomnej parze.
Dostał mieszkanie od samorządu
- Pan Kazimierz miał w życiu swoje gorsze dni, ale jest solidny, dotrzymuje słowa, mówi prawdę. Zrobiłem rachunek sumienia i pomyślałem, że będą z niego ludzie. Wraz z inspektorem Ireneuszem Krawczykiem zaczęliśmy się starać o lokal socjalny dla pana Kazimierza - mówi Alfred Paplak.
Dzięki zaangażowaniu strażników miejskich, pomocy pracowników socjalnych z ośrodka pomocy społecznej przy Karolkowej, pracowników wolskiego Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami i szeregu dobrych ludzi, udało się po długich staraniach znaleźć 20-metrowy lokal socjalny na Woli. Mieści się on w przedwojennej kamienicy i wcześniej nikt nie był nim zainteresowany. ZGN wyremontował lokal oraz zamontował w nim kabinę prysznicową, dwupalnikową kuchenkę elektryczną i szafkę ze zlewem.
- Zgodzili się, bo mieli chyba dosyć moich wizyt i telefonów - śmieje się Alfred Paplak, i zaraz dodaje, że bez pomocy tych ludzi niewiele udałoby się zrobić dla pana Kazimierza.
Prezenty od straży miejskiej
Strażnicy miejscy pomogli mu przewieźć rzeczy, które mężczyzna zgromadził w altanie. Jeden z funkcjonariuszy podarował mężczyźnie używany regał, stół i szafki, które strażnicy przetransportowali z Brwinowa. Gdy w lokalu podłączono prąd, pan Kazimierz mógł się wprowadzić do mieszkanka.
- Teraz jeszcze pomożemy mu w zdobyciu emerytury, bo w lutym osiągnął wiek emerytalny. Kiedy będzie ją miał, da sobie radę. To dla nas wielka satysfakcja i dowód na to, że warto pomagać ludziom. Bardzo nas cieszy, że święta wielkanocne spędzi już na swoim. To takie jego symboliczne zmartwychwstanie - mówią strażnicy miejscy z IV Oddziału Terenowego.
(jok)
.