Andrzej Halicki: chciałbym powalczyć o "naziemne metro"
22 kwietnia 2019
Rozmawiamy z Andrzejem Halickim, wieloletnim posłem PO z okręgu warszawskiego, byłym ministrem administracji i cyfryzacji, kandydatem Koalicji Europejskiej do Parlamentu Europejskiego.
Mówi się, że majowe wybory są tylko wstępem do kampanii jesiennej, po której poznamy nowy skład Sejmu i nazwisko nowego premiera. W poprzednich latach eurodeputowanych wybierało tylko ok. 25% Polaków. Jak chce Pan zachęcić warszawiaków do pójścia na wybory?
Wierzę w warszawiaków i ich świadomość tego, jak ważna jest decyzja i wybór europosłów reprezentujących Polskę w Parlamencie Europejskim. Natomiast jeśli ktoś chce traktować te wybory jako próbę przed wyborami do Sejmu i Senatu, to można też tak do tego podejść i uznać głosowanie 26 maja jako pierwszy etap odzyskiwania Polski z rąk PiS. Mam nadzieję, że podczas tych wyborów frekwencja będzie dużo wyższa, ponieważ to dzięki Unii od 15 lat nasze miasto zmienia się we wspaniałą, europejską metropolię. Nie zmarnujmy tego.
I tu pojawia się problem. Dla przeciętnego mieszkańca Woli parlament obradujący w Brukseli i Strasburgu, w kilkudziesięciu językach naraz, to kompletna egzotyka.
Nie mogę się z tym zgodzić. Jestem przekonany, że pytając mieszkańców o znaczenie Parlamentu Europejskiego usłyszymy zgodnie z prawdą, że to właśnie on odpowiada za dużą część stanowionego w Polsce prawa. Jesteśmy coraz lepiej wykształconym i świadomym społeczeństwem, które rozumie, że bez silnej i odpowiedzialnej reprezentacji w instytucjach unijnych nie byłoby wielu inwestycji, także na Woli. Wyobraźmy sobie, że w poprzedniej dekadzie Polska nie weszłaby do Unii, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie została prezydentem Warszawy a PO nie wynegocjowała dla Polaków miejsc w Brukseli. Na jakim etapie byłaby wtedy budowa metra?
Pana przeciwnicy powiedzą, że parłaby do przodu, jak w Bułgarii.
Nie sądzę. Budowa II linii metra dostała ogromny zastrzyk finansowy z Unii Europejskiej, bez którego Warszawa musiałaby rezygnować albo z tej, albo z innych inwestycji. Z których? Z wymiany tramwajów i autobusów na nowe? A może z budowy bulwarów albo inwestycji w kulturę? Dzięki Unii mamy to wszystko jednocześnie.
Czy są jakieś inwestycje, na które uda się pozyskać dotacje unijne w najbliższych latach?
Na pewno realna jest dalsza wymiana autobusów na ekologiczny tabor, napędzany silnikami na gaz albo prąd. Chciałbym powalczyć też o środki na nowe pociągi, dzięki którym linie kolejowe stałyby się swojego rodzaju naziemnym metrem, na budowę stacji kolejowych na linii między Jelonkami a Wolą oraz Odolanach. Wiem, że to właśnie transport kolejowy jest tym polem, na którym mamy jeszcze możliwość rozwoju.
Rozm. dg