Wspomnienie o "pedeciaku": Najmodniejsze miejsce spotkań
4 lipca 2016
Wolski "Pedet" to był w Peerelu niemal synonim raju i piekła zarazem. Raju, bo można tu było kupić to, czego gdzie indziej dostać się nie dało. Piekła, bo czasem, żeby coś kupić, trzeba było przejść przez piekło tłumów i kolejek.
Budowa została ukończona w 1956 roku. Dekorację rzeźbiarską w piaskowcu wykonał Jan Ślusarczyk. Wewnątrz rzucały się w oczy architektoniczne i graficzne elementy wykończenia utrzymane w stylu socrealizmu na czele z efektownymi mozaikami.
- Najładniejszy podobnież Pedet w całej Polsce. W środku na głównych ścianach masz pan wymalowane w zielonem kolorze lanszafta w charakterze rebusów do nagrody. Mądrze to jest wykompinowane, żeby się publika w ogonkach nie nudziła. Nie stoisz już pan bezczynnie, nie kłócisz się pan z ludźmi, bo umysłową pracą jesteś pan zajęty, co który lanszaft przedstawia - pisał Wiech.
Tłumy spragnione dóbr
Po otwarciu Pedet, który po pewnym czasie wszedł w skład kombinatu handlowego "Domy Towarowe Centrum", stał się modny. Czego tu nie można było kupić? Artykuły wszelakiej potrzeby, modne ciuchy, kosmetyki, telewizory, pralki Wiatka, słowem - najbardziej poszukiwane peerelowskie rarytasy. Na trzech kondygnacjach sklepu był stały ruch. Codziennie przetaczały się tu tłumy spragnione deficytowych dóbr.
Przez cały okres PRL-u, nawet w czasach największych niedoborów rynkowych i ścisłej reglamentacji, kiedy gdzie indziej na półkach stał tylko ocet i suszone śliwki, władza dbała, by "Pedet" jako symbol robotniczego awansu zaopatrzony był lepiej. I był. W czasie najgorszej posuchy zaopatrzeniowej pierwszej połowy lat osiemdziesiątych tłumy gromadziły się na długo przed otwarciem, przygotowując się do szturmu drzwi wejściowych. Rozgrywały się tutaj sceny dantejskie, przy których podobne dzisiejsze obrazki z otwarcia hipermarketów naprawdę nie robią wrażenia. "Pedet" był więc jednym z najważniejszych budynków na Woli. - Z "Pedetu" miałam wszystko to, co pierwsze. Pierwsza lalka, pierwszy fartuch do szkoły, pierwsze kozaki, pierwsze palto... - wspominała wieloletnia mieszkanka dzielnicy Dorota Kukuć.
Marek Kwiatkowski, który w momencie otwarcia "Pedetu" miał 9 lat, z odległej ul. Boguszewskiej, gdzie mieszkał, do "Pedetu" chadzał pod byle pretekstem: - Kiedy go otworzono, jeździło się po latarkę, zeszyt, cokolwiek, aby tylko być w tym dużym, nowoczesnym wtedy domu.
Półświatek cwaniaków
Ale "Pedet" był nie tylko handlowym centrum dzielnicy. Stał się taką swoistą namiastką przedwojennego Kercelaka. Załatwiało się tu najrozmaitsze interesy, handlowało walutą, miał "Pedet" swój półświatek cwaniaków i kieszonkowców.
- Pedet był ostatnio najmodniejszym miejscem spotkań. Tutaj załatwiano najrozmaitsze interesy. Tutaj mieściła się giełda znaczków pocztowych. Tutaj na chodnikach grano w guziki. Mali chłopcy uczyli się pić wódkę i palić papierosy. Starsi, którzy przeszli już szkołę ulicznego życia, wszczynali awantury, zaczepiali dziewczęta, węszyli, gdzie można by coś zwędzić - pisał Adam Bahdaj w "Do przerwy 0:1".
Dziś wolski PDT nie jest tym miejscem, którym był dawniej. W 1989 dom handlowy upadł i po wielkiej wyprzedaży budynek sprywatyzowano. Był tu sklep Leader Price i apteka. Był plan postawienia tu osiedla mieszkaniowego. W końcu w 2007 roku otworzyło się tu Tesco, a po sąsiedzku oddział Polbanku. W trakcie remontu wyburzono przepierzenia odsłaniając tym samym niezwykłe, wewnętrzne atrium, odświeżono także całkowicie elewację budynku. Niestety przy okazji zlikwidowano też płaskorzeźby Ślusarczyka. Na piętrach mieszczą się przedstawicielstwa firm ubezpieczeniowych i banków oraz prywatne gabinety medyczne. Wewnątrz nie ma już "dydaktycznej" mozaiki, która tak się podobała Wiechowi. Został dość bezbarwny, pozbawiony dawnego charakteru budynek, który jednak i tak część mieszkańców i tak uważa za centrum dzielnicy.
(wk)