Zbrojny warszawski sierpień
3 września 2007
Skwarny sierpień to w Warszawie czas kanikuły, remontów i militarnej chwały. A zaczęło się od zwycięstwa pani prezydent nad panem premierem. A potem wojenna historia miasta dawała o sobie znać co chwilę.
Autorka jest radną Warszawy (Lewica i Demokraci) |
Zaraz potem wypełzła z ziemi pamiątka po Gru-bej Bercie. Blisko 200 lokatorów z Hożej i Skorupki musiało opuścić mieszkania, gdy drogowcy odkopali pocisk wystrzelony podczas Powstania Warszawskiego z hitlerowskiego działa kolejowego, zwanego pieszczot-liwie Grubą Bertą. Ważący prawie tonę pocisk bezpiecznie wywieziono i zdetono-wano na poligonie. W tym czasie dobiegały końca oficjalne obchody 63 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Rekonstrukcja powstańczej bitwy z udziałem zabytkowego sprzętu i repliki samolotu kukuruźnik przyciągnęła tłumy widzów na Czerniaków, a kolejnych trzysta w miejskiej grze fotograficznej poświęconej sierpniowym walkom. Śladami łączniczek z Powstania Warszawskiego jeździło 1,5 tys. rowerzystów. Peleton w jednolitych koszulkach przejechał spod Muzeum Powstania Warszawskiego na Stare Miasto, Pragę, Powiśle i Mokotów.
Nie obyło się bez incydentów, niekiedy zbrojnych. Ktoś strzelił w okno Minis-terstwa Rolnictwa. Anonimowy patriota pomazał czerwoną farbą pomnik Zygmunta Berlinga, dając dowód, że historyczne podziały sprzed ponad pół wieku nadal są żywe. Może wandal nie wybaczył generałowi, że on, żołnierz Legionów Polskich, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, w czasie II wojny światowej przeszedł na stronę Stalina? Ale należy przypomnieć, że w 1944 r. Berling wbrew Rosjanom ruszył ze swoimi żołnierzami na pontonach przez Wisłę na Czerniaków, Powiśle i Żoliborz, nieść pomoc powstańczej Warszawie. Decyzja ta, bez wątpienia podjęta z pobudek patriotycznych, zakończyła jego polityczną karierę w stalinowskiej Polsce. Inny anonimowy patriota pomazał (tym razem na biało) kamień poświęcony marszałkowi Piłsudskiemu. Czyżby wielbiciel Romana Giertycha, który wielokrotnie powtarzał, że w jego domu Józefowi Piłsudskiemu nie podałoby się ręki?
A potem przyszło święto Matki Boskiej zielnej, rocznica cudu nad Wisłą i "defilada, jakiej nie było". Władze państwowe obiecały nam paradę, która miała przyćmić poprzednie. Czołgi, samoloty, śmigłowce, wozy bojowe i wszystkie rodza-je sił zbrojnych z towarzyszeniem oddziału Francuzów zaprezentowały się nam w Alejach Ujazdowskich. Byli kombatanci, harcerze i grupy zapaleńców odtwarza-jących bitwy, ubranych w historyczne mundury, kompanie honorowe wojsk. Widzowie stali po obu stronach Alej, a strefę VIP-ów wydzielono koło Belwederu. Stamtąd, z trybuny honorowej na marszowe kolumny spoglądać miały pierwsze osoby w państwie. Niestety - poza prezydentem i kilkoma ministrami - nie dopisały.
Defilada była piękna, ale i rozczarowująca, zwłaszcza wobec szumnych zapo-wiedzi. Starsi widzowie wspominali, jakie to za komuny były parady. Choćby te z okazji 22 Lipca na placu Defilad przed Pałacem Kultury. Jak pięknie brzmiał defi-ladowy krok kilku tysięcy żołnierzy. Ziemia drżała! Choćby defilada na 1000-lecie w 1966 r. Wtedy pojazdów były setki, do tego popisy asów lotnictwa na najnowo-cześniejszych maszynach bojowych. Samolotów było ze 200. Inni narzekali, że przemarsz zorganizowano na kilkuset metrach i nic nie widać. Że reżyseria spek-taklu słaba. Że defilowało muzeum techniki - i po co PiS chce wmawiać niezorien-towanym Polakom, że jesteśmy jakąś tam potęgą.
Zabawne, że obecny rząd tak chętnie nawiązuje do wielu obyczajów PRL, które się ludziom podobały i nadal podobają. Dekomunizatorski PiS naśladuje cere-moniały występujące w PRL, sprzedając je jako ich własny, patriotyczno-narodowy wynalazek.
A wojsko powinno być polskie i apolityczne, czyli bezpartyjne. Ważne jest, by służba wojskowa była zaszczytem i honorem. Byśmy z Wojska Polskiego byli dumni, bez względu na to, jakie bufony tłoczą się akurat na trybunie honorowej.
Agnieszka Kuncewicz
akuncewicz@warszawa.um.gov.pl