Koniec Innogy Go. Rządowe zakazy zabiły wypożyczalnię
9 lutego 2021
Pierwszy duży eksperyment polegający na promocji wśród warszawiaków samochodów elektrycznych zakończył się klęską z powodu działań rządu, który... chce promować "elektryki".
W 2016 roku premier Mateusz Morawiecki obiecał, że do roku 2025 po polskich drogach będzie jeździć milion aut z napędem elektrycznym. Trzy lata później zamroził gospodarkę powodując ogromne straty u firm zajmujących się komercyjnym wynajmem takich właśnie samochodów. 9 lutego 2021 roku zakończenie działalności ogłosiła wypożyczalnia Innogy Go, będąca częścią niemieckiego giganta E.ON.
Carsharing nie wypalił
Innogy Go był pierwszym w Warszawie mobilnym systemem wypożyczalni samochodów, oferującym wyłącznie auta elektryczne. Jak pisze firma, dzięki niej wielu warszawiaków po raz pierwszy w życiu przejechało się "elektrykiem", doświadczyło "zupełnie nowej jakości i komfortu jazdy w przestrzeni miejskiej" i przyczyniło się do poprawy jakości powietrza. Więcej okazji już nie będzie, bo Innogy Go codziennie wycofuje kilkanaście samochodów i 15 marca wstrzyma możliwość ich wypożyczania. Co dalej?
- Podjęliśmy współpracę z Traficarem, jednym z najbardziej doświadczonych polskich carsharingów - czytamy w komunikacie. - Wspólnie chcemy działać na rzecz rozwoju elektromobilności w Polsce. Jako Innogy zapewnimy infrastrukturę niezbędną do ładowania "elektryków".
Auta elektryczne się nie przyjęły?
Rządowe zakazy postawiły na granicy bankructwa wiele firm, ale informacja o zamknięciu wypożyczalni Innogy Go jest jednak zaskakująca. Wiosną 2020 roku tzw. carsharing mógł działać bez przeszkód, w odróżnieniu od np. Veturilo, które zostało na kilka tygodni zdelegalizowane, ale przetrwało dzięki wsparciu warszawskiego samorządu. Co więcej, korzystanie z elektrycznych aut wiąże się także z przywilejem korzystania z buspasów.
W Innogy Go pakiet dwóch godzin jazdy kosztował 65 zł (ok. 54 gr/min). Według wyliczeń wypożyczalni czas przejazdu z ronda Wiatraczna na Dworzec Zachodni wynosił 19 minut - o 17 minut mniej, niż samochodem z napędem spalinowym, którym nie wolno wjechać na buspas.
(dg)