Uwaga! Nie fotografuj wiewiórki!
1 czerwca 2004
Ministerstwo Środowiska szukuje na wakacje sporą niespodziankę dla miłośników bezkrwawych łowów z aparatem i kamerą - bezwzględny zakaz fotografowania i filmowania zwierząt objętych ochroną. Przyrodnicy już się burzą. Uważają pomysł za ze wszech miar absurdalny. Czy minister zamierza przy każdej wiewiórce postawić strażnika?
Basia nie będzie uwieczniana
Sprawa może nie byłaby godna zauważenia, gdyby nie fakt, że zwierząt podlegających ochronie mamy sporo (i dobrze), a wśród nich gatunki, które są częścią naszego codziennego życia, jak choćby liczne w miejskich parkach wiewiórki, nazywane wdzięcznie Basiami. Minister chce sprawić, że fotografowanie wiewiórek będzie łamaniem prawa. Trudno się nie zgodzić z przyrodnikami, a więc ludźmi z natury rzeczy stojącymi na straży przyrody, że taki pomysł jest absolutnie pozbawiony sensu. Dr Andrzej Kepel, prezes Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody "Salamandra" mówi, że resort mógł skorzystać z gotowych propozycji rozporządzeń przygotowanych przez przyrodników, lecz urzędnicy woleli stworzyć własne dość dziwaczne, uproszczone projekty. Okazuje się, że niektóre z uproszczeń prowadzą przepisy ochrony gatunkowej właśnie do takich absurdów, jak całkowity zakaz fotografowania i filmowania wszystkich zwierząt chronionych, bo... może to je niepokoić.Tak więc zgodnie z planowanym przepisem, nie będzie przeciwwskazań, by zrobić zdjęcia gołębiom, bo nie podlegają one ochronie, ale kara zagrozi temu, kto zechce uwiecznić na taśmie wróbla lub sikorkę, nawet gdy odwiedzą one nasz balkon, na którym wywiesiliśmy słoninę. Ornitolog Paweł Śliwa nazywa ten pomysł obłędem. Podkreśla, że fotografowanej przy karmniku sikorce, nawet jeśli się spłoszy, nic się nie stanie. Pofrunie najwyżej kawałek dalej i po chwili wróci. Sikorki płoszą się nawet wówczas, gdy człowiek podchodzi do okna. Czy to znaczy, że wprowadzimy zakaz zbliżania się do okien?
Można tylko wyśmiać
Pytani o rozporządzenie przyrodnicy mówią, że można z niego tylko kpić. Bo jak nie kpić, skoro jego zapisy każą przypuszczać, że urzędnicy zatroszczyli się m.in. o spokój ślimaka winniczka, który zdenerwowany trzaskiem migawki może zacząć błyskawicznie uciekać i przy okazji powodować znaczne straty gospodarcze, tratując pole pszenicy. Co gorsza w tym pędzie mógłby się potknąć się i złamać jedyną nogę, co byłoby niepowetowaną stratą przyrodniczą.Oczywiście przyrodnicy nie przeczą, że pewne ograniczenia w fotografowaniu i filmowaniu zwierząt są potrzebne. Szczególnie w odniesieniu do gatunków, których jest w Polsce niewiele, a spłoszenie pary przez nawiedzonego fotoamatora może spowodować, że nie wyda ona potomstwa. Dotyczy to na przykład rzadkich gatunków ptaków, z których każda sztuka ma wielkie znaczenie dla przyrody. Restrykcyjne ograniczenia mogłyby dotyczyć gatunków objętych tzw. ochroną strefową oraz kilkunastu innych, dla których stref ochronnych się nie tworzy, ale są bardzo rzadkie, grozi im wyginięcie.
Według ornitologów to zupełnie zrozumiałe i nie wymaga dodatkowych przepisów, że jeśli do strefy ochronnej można wejść tylko posiadając specjalne zezwolenie, to jest oczywiste, że nie wolno tam także robić zdjęć i filmować.
Chronić rozumnie
Prawdopodobnie za pomysłem rozporządzenia stoi chęć ochrony cennych gatunków zwierząt. Jednak tak absurdalne rozwiązania tworzą tylko kolejny mit. Wiadomo bowiem, że nikt nie będzie respektował oderwanych od życia przepisów. Po co nam kolejne prawo, które powstanie, by powstać.Katarzyna Motylińska
| ||