Strażnik pomógł bezdomnym. "Mamy wreszcie mieszkanie"
12 sierpnia 2019
"Najważniejsze, że na swojej drodze spotkaliśmy Fredzia Paplaka. Kto by pomyślał, że strażnik miejski będzie naszym aniołem stróżem" - mówi polsko-białoruskie małżeństwo.
*
- Najtrudniejsza była zima, ale jakoś ją przetrwaliśmy - wspomina Marina Sawicka. - Później mieszkaliśmy w różnych miejscach, aż przed czterema laty trafiliśmy do opuszczonych garaży żandarmerii przy Obozowej. Tam poznaliśmy Fredzia Paplaka. I to był dowód na to, że Matka Boska nad nami czuwała.
- Na początku 2015 roku zobaczyłem, jak byli w siebie wpatrzeni - dodaje st. insp. Alfred Paplak. - Kiedy przywoziłem im paczki z jedzeniem lub ubraniami, on zawsze pamiętał o niej, a ona o nim. Nie nadużywali alkoholu, ona w ogóle nie piła. Pomyślałem, że razem mają szansę wyjść z bezdomności. Zacząłem im podpowiadać, żeby pomyśleli o wspólnej przyszłości. W grudniu 2017 roku w teatrze Kamienica, podczas spotkania przy opłatku dla bezdomnych, zapytali mnie czy nie mógłbym zostać świadkiem na ich ślubie. Bez zastanowienia się zgodziłem. Ślub odbył się 30 grudnia. W Pałacu Ślubów w Pruszkowie podpisałem ich akt ślubu.
*
- To te drzwi przekonały nas, że można tam zamieszkać - opowiada pani Marina. - Mieliśmy podłączony prąd, był piec. Fredzio cały czas nam pomagał. Przyjeżdżał nie tylko służbowo z zupą czy paczkami. Dopytywał się co nam potrzeba i doradzał. Przyprowadzał też ludzi z różnych fundacji i organizacji charytatywnych pomagających ludziom bezdomnym. To było chyba ważniejsze niż sama pomoc materialna. Strażnik miejski był dla nas jak starszy brat. To on namówił nas byśmy półtora roku temu złożyli wniosek do urzędu dzielnicy o mieszkanie socjalne.
Tymczasowe lokum na Powązkach jesienią 2018 roku miało zostać wysiedlone. Opuszczone budynki zaczęły zagrażać życiu. Małżonkom groziła eksmisja na bruk, a zbliżała się zima.
- Skontaktowałem się z zarządcą budynku i wręcz wybłagałem, by małżonkowie mogli chociaż przetrwać w tym pustostanie zimę - mówi st. insp. Paplak. - Pomieszczenie, w którym mieszkali było czyste. Marina nie pije. Bogdanowi czasem się to zdarza, ale nie kończy się to agresją. Byłem pewien, że nic nie nabroją. Musiałem jednak stanąć na głowie, żeby znaleźć im jakieś lokum na przyszłość, bo następnej zimy już nie mogliby tam spędzić.
*
- W ostatnim dniu czerwca poszedłem do urzędu dowiedzieć się, na którym miejscu kolejki jesteśmy - opowiada Bogdan Sawicki. - Okazało się, że jest właśnie malutkie mieszkanie, pokój z kuchnią, ale jeszcze nie wyremontowane. Powiedziałem, że bierzemy takie jakie jest. Nie chcieliśmy już dłużej czekać, sami robimy remont.
W mieszkaniu brakuje jeszcze sprzętów, nie ma szaf i kuchennych szafek. Trzeba też podłączyć prąd, zamontować brodzik, powiesić żyrandole, dokończyć malowanie i zrobić różne drobne wykończenia.
(red)