REKLAMA

Z zamkniętymi oczami

tytuł oryg.: Ad occhi chiusi
autor: Gianrico Carofiglio
przekład: Joanna Ugniewska
wydawnictwo: W.A.B
kolekcja: Mroczna seria
wydanie: I, Warszawa
data: 18 marca 2009
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 123 × 195 mm
liczba stron: 224
ISBN: 978-83-7414570-1

Z zamkniętymi oczami to drugi tom bestsellerowej trylogii kryminalnej Gianrica Carofiglia. Sprawcy przemocy wobec kobiet nie mogą pozostać bezkarni. Chyba, że mowa o szacownym obywatelu, profesorze medycyny, synu jednego z najbardziej ustosunkowanych adwokatów w Bari. Wystarczy jeden fałszywy ruch i kariera prawnika prowadzącego sprawę przeciw niemu zostanie skończona. Mecenas Guido Guerrieri zaryzykował. Został pełnomocnikiem Martiny Fumai, która oskarżyła Gianlucę Scianatica o nękanie fizyczne i psychiczne. Oprócz tajemniczej siostry Claudii, mistrzyni wing-tsun, szefowej schroniska dla ofiar przemocy, Guerrieri jest dla Martiny jedynym wsparciem. Mecenas coraz bardziej angażuje się w tę sprawę, coraz mocniejsza staje się nić sympatii i fascynacji, łącząca go z siostrą Claudią. Akcja nabiera tempa i nikt już nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczą się wypadki. Po Świadku mimo woli, pierwszej części trylogii, Carofiglio udowadnia, że nadal jest w świetnej pisarskiej formie, a konstruowania sądowych thrillerów uczyć się mogą od niego nawet Amerykanie.

Spytała mnie, czy dobrze robi, występując z wnioskiem o oskarżenie prywatne. Oczywiście, że nie. To szaleństwo. Nie wyjdziemy z tego cało. Ty, a przede wszystkim ja. Wszystko przez to, że w dzieciństwie naczytałem się komiksów Texa Willera i teraz nie potrafię się wycofać, co byłoby najinteligentniejszą rzeczą, jaką mógłbym zrobić. Jak właśnie w tym wypadku. Jak zrobili to moi rozsądni koledzy. Nie powiedziałem niczego takiego.

fragment książki

Barwne postaci, nieprzewidywalny splot wypadków i potoczysta narracja, przetykana ciętymi uwagami, nie pozwalają się oderwać od tej książki.

Publishers Weekly

Zniewalająca historia, stworzona przez prokuratora, pogromcę bandytów, który lubi pisać książki. Obnaża słabości systemu prawnego i zarazem obala mit włoskiego macho.

Observer

Druga książka prokuratora Carofiglio jest świeża i dowcipna, choć także nastrojowa i mroczna. Doskonała znajomość systemu prawnego pozwala autorowi na wskazywanie jego słabych stron, zaś Guerrieri, dla którego dobro klientów jest ważniejsze niż zawodowa kariera, jest postacią inteligentną i sympatyczną.

Booklist

Fragment

Następnego rana poszedłem prosto do sądu. Miałem bronić w sprawie czerpania zysku z prostytucji.

Moją klientką była eks-modelka, gwiazda filmów pornograficznych, oskarżona o zorganizowanie siatki prostytutek. Wraz z dwiema innymi kobietami pośredniczyła między dziewczynami a klientami. Załatwiała sprawy telefonicznie i przez Internet i brała prowizję od udanych transakcji. Sama prostytuowała się z nielicznymi klientami, starannie wybranymi i z grubym portfelem. Nie prowadziła domu schadzek ani niczego w tym stylu. Po prostu kontaktowała ze sobą podaż i popyt. Dziewczyny pracowały w domu, żadna nie była wyzyskiwana. Nikt nikomu nie robił krzywdy.

Z zaangażowaniem z pewnością godnym lepszej sprawy prokuratura i policja przez całe miesiące prowadziły śledztwo w sprawie tej groźnej organizacji. Czekali przed domami, dopadali klientów przy wyjściu, a przede wszystkim podsłuchiwali rozmowy telefoniczne i kontrolowali komputer.

Pod koniec śledztwa wydano nakaz aresztowania trzech organizatorek randek. W nakazie można było przeczytać, że duża szkodliwość społeczna czynu trzech podejrzanych, ich biegłość w posługiwaniu się w celach przestępczych najnowocześniejszymi zdobyczami techniki (telefony komórkowe, internet, i tak dalej), odmowa rezygnacji z uprawianego wymagają zastosowania dozoru zapobiegawczego w jego najsurowszej formie, to znaczy aresztu.

Nadia spędziła w więzieniu dwa miesiące; dwa następne w areszcie domowym, potem została wypuszczona na wolność. W pierwszej fazie śledztwa wybrała na obrońcę mojego kolegę. Potem przyszła do mnie, nie wyjaśniając, z jakiego powodu zmieniła adwokata.

Była kobietą elegancką i inteligentną. Tamtego ranka miałem uczestniczyć w jej procesie w trybie przyspieszonym.

Niemal wszystkie obciążające ją dowody opierały się na podsłuchu telefonicznym i kontroli komputera i wskazywałby, że Nadia wraz z dwiema przyjaciółkami - jak napisano w oskarżeniu - zorganizowała i koordynowała nieokreśloną, lecz w każdym razie liczną grupę kobiet zajmujących się prostytucją, pośrednicząc między wyżej wymienionymi kobietami a ich klientami i pobierając za tę usługę oraz za pomoc logistyczną w uprawianiu nielegalnego procederu prowizję od zarobków prostytutek, wahającą się między 10 a 20 procent. I tak dalej, i tak dalej.

Czytając uważnie akta, zauważyłem we wniosku o zastosowanie podsłuchu błąd formalny. Zamierzałem ujawnić go na rozprawie. Jeśli sędzia przyzna mi rację, treści podsłuchanych rozmów nie będzie można wykorzystać przeciwko mojej klientce i okaże się, że innych dowodów jest bardzo mało. A w każdym razie nie tyle, żeby ją skazać.

Kiedy protokolant wymienił nazwisko Nadii, a ona odpowiedziała, że jest obecna, sędzia spojrzał na nią z wyraźnym osłupieniem. W ciemnoszarym kostiumie, białej bluzce, nienagannym i dyskretnym makijażu wydawała się wszystkim, tylko nie dziwką. Każdy, kto wszedłby na salę sądową i zobaczył ją siedzącą obok mnie, pomyślałby, że to prawniczka, tyle że nieprzeciętnie ładna.

Po wstępnych formalnościach sędzia oddał głos oskarżycielowi. Był to młody człowiek z obojętnym i znudzonym wyrazem twarzy. Zastępował prokuratora, który prowadził śledztwo, i nie robił nic, żeby ukryć, jak bardzo się nudzi. Nie czułem do niego wielkiej sympatii.

Powiedział, że odpowiedzialność karna oskarżonej wynika jasno z akt śledztwa, że pełna rekonstrukcja faktów zawarta jest już w nakazie dozoru zapobiegawczego i że karą odpowiednią w tym przypadku, niewątpliwie poważnym, powinny być trzy lata więzienia i grzywna w wysokości dwóch tysięcy pięciuset euro. Koniec mowy oskarżycielskiej.

Nadia przymknęła na chwilę oczy i potrząsnęła głową, jakby chciała się uwolnić od jakiejś natrętnej myśli. Sędzia oddał mi głos.

- Wysoki sądzie. Moglibyśmy łatwo oprzeć obronę na kwestiach merytorycznych, rozważając punkt po punkcie wyniki śledztwa i wykazując, że w żadnej mierze nie mamy do czynienia z wyzyskiem czy choćby z nakłanianiem do prostytucji.

To nie była prawda. Rozważając punkt po punkcie wyniki śledztwa, z całą pewnością można było dojść do wniosku, że Nadia zorganizowała i koordynowała nieokreśloną, ale w każdym razie liczną grupę kobiet zajmujących się prostytucją. No właśnie.

My, adwokaci mamy jednak odruch warunkowy. Tak czy owak klient jest niewinny i kwita. Nie potrafimy myśleć inaczej.

- Ale zadaniem obrony - kontynuowałem - jest przedstawić wysokiemu sądowi wszelkie aspekty sprawy, aby umożliwić mu podjęcie szybkiej i właściwej decyzji.

Wyjaśniłem, co rozumiem przez szybką i właściwą decyzję. Wyjaśniłem, że wyniki podsłuchu nie nadają się do wykorzystania, ponieważ niektóre nakazy były zupełnie nieuzasadnione. Brak uzasadnienia jest podstawowym błędem, jeśli chodzi o nakaz podsłuchu. Powiedziałem, że skoro treść podsłuchanych rozmów nie nadaje się do wykorzystania - a nie nadaje się - na niekorzyść mojej klientki przemawiają jedynie przypuszczenia, i tak dalej, i tak dalej. Tymczasem sędzia przeglądał akta.

Kiedy skończył, przeszedł do sali narad i pozostał tam niemal przez godzinę. Potem wrócił i odczytał wyrok uniewinniający.

Brawo, Guerrieri, pomyślałem. Pożegnałem się bardzo wylewnie - my, adwokaci, zawsze żegnamy wylewnie sędziów, kiedy uniewinniają naszych klientów - i wyszedłem z sali razem z Nadią.

Miała zaczerwienione policzki, jak ktoś, kto przebywa w przegrzanym pomieszczeniu albo bardzo się denerwuje. Wyjęła paczkę złotych Marlboro i zapaliła.

- Dziękuję - powiedziała, kilka razy łapczywie zaciągnąwszy się dymem.

Kiwnąłem skromnie głową. Ale byłem bardzo zadowolony.

Powiedziała, że przyjdzie po południu do kancelarii. Aby uregulować rachunek. Potem, przyjrzawszy mi się przez kilka sekund, spytała, czy może mnie o coś spytać. Oczywiście, że może, odparłem.

- Jest pan doskonałym adwokatem, o ile się na tym znam. Ale jest pan też kimś więcej. Uprawiam zawód, dzięki któremu nauczyłam się rozpoznawać mężczyzn na poziomie. A spotkałam ich niewielu, bardzo niewielu. Miałam przed panem dwóch adwokatów. Obaj zażądali ode mnie dodatkowej zapłaty, już w kancelarii, ledwie zamknęli drzwi na klucz. Myślę, że dla nich to było czymś normalnym, w gruncie rzeczy jestem dziwką, więc...

Zaciągnęła się głęboko papierosem, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć.

- No właśnie. Nie tylko doprowadził pan do uniewinnienia mnie, ale potraktował z szacunkiem. Nigdy panu tego nie zapomnę. Kiedy przyjdę do kancelarii, przyniosę panu książkę. Oprócz pieniędzy, oczywiście.

Uścisnęła mi rękę i odeszła.

Postanowiłem pójść wypić kawę albo coś zimnego. Czułem się lekko, jak w czasie studiów po zdanym egzaminie. Albo po wygranym procesie, no właśnie.

W korytarzu prowadzącym do baru zobaczyłem Dellisantiego w otoczeniu grupki stażystów, młodych adwokatów i sekretarek. Po jego telefonie nie rozmawialiśmy więcej.

W pierwszym odruchu chciałem zawrócić, wyjść z gmachu sądu i pójść na kawę do baru naprzeciwko. Żeby uniknąć spotkania. Zwolniłem kroku i niemal przystanąłem, kiedy w mojej głowie rozległ się donośny głos: ,,Zupełnie skretyniałeś? Boisz się tego pyszałka i jego bandy fagasów? Wypijesz kawę, gdzie się ci podoba, a oni niech się pieprzą". Słowo w słowo. Czasami mi się zdarza.

Przyspieszyłem więc, wyprzedziłem Dellisantiego i jego świtę, udając, że ich nie dostrzegam, i wszedłem do baru.

Podszedł do mnie przy kontuarze, kiedy zamawiałem sok z pomarańczy.

- Cześć, Guerrieri - zasyczał jak żmija.

Odwróciłem się, jak gdybym dopiero w tej chwili go dostrzegł.

- Ach, cześć, Dellisanti.

- Co masz mi do powiedzenia?

- W jakiej sprawie?

- Sprawdziłeś moje informacje? Na temat tej pani oczywiście.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Za nic nie chciałem sprawić satysfakcji oczywiście facetowi, który tak dobrze wiedział, jak wyprowadzić z równowagi rozmówcę. Bez dwóch zdań.

Powinienem był mu powiedzieć, żeby zajął się obroną swojego klienta. Oskarżonego o poważne przestępstwa. Ja pomyślę o obronie mojej klientki. Osoby, która padła ofiarą poważnych przestępstw.

Powinienem był mu powiedzieć, żeby nigdy więcej nie próbował rozmawiać ze mną przez telefon i że postaram się wybić mu z głowy podobne pomysły.

Jednym słowem powinienem udzielić twardej, męskiej odpowiedzi.

Zamiast tego napomknąłem, że nie jest tak, jak się wydaje, a w każdym razie sprawy wyglądają inaczej, niż mi przedstawił. I że nie mogę się wycofać w kilka dni po wyrażeniu zgody. Bez wiarygodnego pretekstu, czegokolwiek. Może za kilka tygodni albo kilka miesięcy, zobaczymy, jak będzie przebiegał proces, wtedy możemy powrócić do tematu.

Jednym słowem była to odpowiedź tchórza.

- W porządku, Guerrieri. Powiedziałem ci, co miałem do powiedzenia. Zrobisz, jak uważasz. Każdy bierze odpowiedzialność za swoje czyny i płaci za nie.

Odwrócił się i odszedł. A wraz z nim cała świta, w zwartym szyku. Idealnie wytresowana.

Potrząsnąłem głową jak pies po wyjściu z wody, po czym podszedłem do kasy, aby zapłacić.

- Adwokat Dellisanti już zapłacił - powiedział kasjer.

Chciałem odparować, że za mój sok zapłacę sam albo coś w tym guście. Pomyślałem jednak, że lepiej się nie ośmieszać.

Jeśli to tylko możliwe.

Kiwnąłem więc potakująco głową, powiedziałem do widzenia i wyszedłem.

Dobry humor po wygranym procesie zniknął.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA