Nadzór budowlany w Warszawie po prostu sobie nie radzi - taki wniosek można wysnuć patrząc na stołeczne ulice. Nielegalne budowle, nielegalne reklamy. Na niektórych ulicach można je liczyć nawet nie w setkach, a tysiącach...
Jednak, jak można sądzić po spotkaniu szefa Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego z warszawskimi radnymi, to nie wina nadzoru budowlanego. Inżynier Andrzej Kłosowski twierdził bowiem, że sprawy zgłaszanych samowolek zalegają w sądach. Najbardziej drastyczny przykład? Hotel "Czarny kot" na skrzyżowaniu Okopowej i Powązkowskiej, zwany przez warszawiaków "Gargamelem". Dwadzieścia pięć lat temu był tu parterowy budynek. Teraz ma kilka pięter i wygląda koszmarnie. Co z tego, że PINB nakazał jego rozbiórkę, skoro sprawa w Naczelnym Sądzie Administracyjnym leży od 2011 roku, a decyzja rozbiórkowa została wydana dwa lata wcześniej, po tym jak wygasła umowa dzierżawy terenu? W Warszawie na wyburzenie czeka ponad sto nielegalnych obiektów, w ubiegłym roku nie dokonano jednak żadnej rozbiórki.
Podobnie jest z reklamami - zapowiadano walkę z nielegalnymi banerami i tablicami, tymczasem toczy się postępowanie w ponad 400 przypadkach. Efekty? Żadne. Co, niestety, widać.
(wt)