Naszą część świata obezwładnił paraliż lotniczy spowodowany erupcją wulkanu w Islandii. Toksyczne chmury pyłu przemieszczają się tysiące kilometrów zawieszając loty. W innej części świata - trzęsienie ziemi i powodzie. Jest 18 kwietnia 2010 roku. W kraju od 10 kwietnia trwa żałoba po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem - w symboliczne 70-lecie pomordowa-nych oficerów w Katyniu. Mój profetyczny sen - przypowieść z dnia 10 lutego 2010 roku.
(Coś na kształt dyskursu o Narodzinach CZASU.)
Jedni występowali przeciwko drugim. Każdy przeciw wszystkim.
Następnie - razem przeciwko - Czemuś, ale było już po pro-blemie.
Straciło sens i ważność. Zabrakło przeciwnika.
I stało się 10 kwietnia tego roku.
Jawa przerosła fatamorganę snu. "Życie po życiu" niosła się wieść po świecie o wspólnym losie tragicznym 96 osób z lewicy i prawicy. Konflikty straciły sens. Za-brakło przeciwnika.
Kolejna ofiara upominająca się o pamięć świata, domagająca się Narodzin No-wego CZASU?
Dawni powaśnieni padają sobie w objęcia. Na jak długo? Co przewa-ży - jasność czy mroczność ludzkiej natury?
Przekazujemy sobie znak Pokoju. Jednak nie każdemu. Jak trwale i szczerze? Nawet pojednanie jest uważane za dwuznaczne! A Matka Natura z gniewnym pomrukiem pogroziła nam palcem - ku przestro-dze... ku oprzytomnieniu ludzi zacietrzewionych w swej agresji. Słowiańska a zwłaszcza polska skłonność do emocjonalnego sakralizowania i mitologizowania tragicznych zdarzeń i ludzi ujawnia się teraz ze spotęgowaną siłą, bo los co i raz dotyka nas boleśnie.
Co nas, Europejczyków może pojednać. Zastanawiał się reżyser Johan Grimonprez kreując w minionym roku swój no-watorski w treści i formie w filmie pt. "Dubel".
Dubel - to m.in. jeden z wielu wa-riantów ujęcia filmowego, ale w filmie chodzi o wiele więcej.
Jest to ironiczny do-kument pozornie tylko o Alfredzie Hitchcocku, mistrzu suspensu, a de facto - kolaż z jego psychothrillerów łączonych z fragmentami nieznanych dokumentów z lat 50-80. Rodzaj "kinematograficznego haiku". W poincie tej "doku-narracji" z autentycznym Hitchcockiem i jego dublerem sobowtórem pada odpowiedź, że nie tylko imperialne mocarstwa USA i ZSRR, ale całą ludzkość pojednać tylko może zagrożenie z kosmosu (pamiętny film "Inwaz-ja!).
Hitchcockowskie "Ptaki" atakują wywołując strach nie ustępując panice zimno-wojennych zagrożeń wyścigu zbrojeń.
(Ptaki okupujące mój balkon wyjadły zasiane ziarna i niespodziewanie... po wielkim zgiełku zapadła cisza... gdzieś się pochowa-ły... zwiastując nieprzeczuwany przez ludzi kataklizm wulkanu.)
Swoim mistrzowskim "Dublem" reżyser trafia z wyczuciem potrzeby chwili - we właściwy czas i miejsce... czasu smutku.
Film niesie przekaz współczesnym: nie bo-haterstwo siły i przemocy, ale moralna wygrana może scalić i ocalić rodzinę czło-wieczą... w tolerancyjnym zrozumieniu i zgodzie.
Reżyser "Dubla" zafascynowany zjawiskiem multiplikacji, duplikatów, klonów - replikantów, powtarzalnej powtórkowatości ludzi i zdarzeń, zastosował zasadę kon-strukcji filmu "found footage", dublowania, zwielokrotniania się wydarzeń w dzie-jach. Taką kompozycją, formą przekazu jest ta recenzja.
Słyszymy z ekranu szokujące profetyczne słowa:
Czas tyle samo kasuje ile za-chowuje."Jeśli masz sobowtóra, to jest o jednego za dużo", prędzej czy później "jeden zostanie unicestwiony" (...) a "katastrofa nieunikniona."
Kolaż o zdublowa-nym Hitchcocku wskazuje na bezsens jątrzenia przeciwko sobie; nuklearnych roz-grywkach - zagrywkach mocarstwowych będących pretekstem do manipulowania ludźmi.
(Doktryna szoku - zekranizowana książka N. Klein!). Politykierzy pod pozorem zgody intrygują przeciwko sobie, zwalczają swoje "podobieństwo w przeciwieństwie", tak jak dubler - sobowtór niszczy swoje lustrza-ne odbicie, bo jeden drugiemu przeszkadza różniąc się w relacjach. Słowach i czynach.
"A skąd wiecie, że nas jest dwóch (podobnych). Może być nas troje i dużo wię-cej!".
Reżyser słowami Hichcocka stwierdza, że kino także nie jest bez winy w tych konfliktach, bo "przyzwyczaiło się do zabijania".
A telewizja zabija kino "na cząstki przełykając je reklamą." Dopiero teraz, w obliczu żałoby tabloidalne media przypomniały sobie przymu-szone tragicznymi sytuacjami, że istnieje prawdziwa muzyka, że są wartościowe filmy.
Twórcy "Dubla" ujawnili gorzką "diagnozę kondycji świata opartego na zasa-dzie: kopiuj - wklej".
A życie źle naśladuje fikcję. Takiego scenariusza tragizmu ka-tastrofy lotniczej jak pod Smoleńskiem nie wymyślił dotąd żaden twórca filmowy.
Cywilizacyjne przetwarzanie - powtarzanie - powielanie jest niebezpieczne, bowiem popkultura "szumów - zlepów - ciągów" przeistacza ludzi w zwalczające się "ma-trixowe xero".
Reżyser J. Grimonprez nie sądził, że swoim dokumentem wpisze się tak aktual-nie w tragiczny kontekst traumatycznej Polski.
Znając wszakże naturę człowieka, przewidział, że ludzkość w dalszym ciągu co rusz będzie najadać się szaleju.
Przy-roda - Natura wprawdzie jeszcze nie przeraziła nas "Pompejami", ale upomniała ostrzegawczo. Zawyrokowała: STOP! Amokowi agresji, waśniom, wrzaskliwości tego świata!
Przerwany lot polskiego samolotu, odwołane loty w Europie... Pyły i gazy wul-kaniczne wymusiły - CISZĘ NA ZIEMI... SPOKÓJ NA NIEBIE...
Płacimy wysoką cenę za tę lekcję życia. Czego nas nauczy powszechna trauma? Mówi się: staliśmy się świadkami dziania się Historii, jakiej świat nie widział. Czyż nie sami ją "wydziejowaliśmy"?
O erupcji wulkanu mówi się poetycko: "Uśpio-ny przebudził się"...
Dlaczego akurat teraz w tym dramatycznym momencie po 200 latach?
Nie przypisujemy przecież Naturze spiskowej teorii dziejów, jak to mamy w zwyczaju w przypadkach metafizycznych... uznawanych za sprawkę ludzkiej intry-gi.
Podejrzewamy w zbiegu dziwnych, zagadkowych zjawiskach na Ziemi i w Nie-bie tajemniczych mocy Wyższej Woli, "palca transcendencji".
W katastrofie samolo-tu zginęło wielu ludzi, a przecież ocalał "Wieniec Prawdy".
Mistyka atakuje zakorze-nioną koncepcję determinizmu.
Czas na racjonalizację przypadków, zapanowanie nad chaosem.
Eschatologia przywołała słowa "Nie pytaj - dlaczego. Odczytujmy sens tego, co się wydarzyło (...) Potrzeba zaczynu ery prawdziwej cywilizacji". W doświadczaniu przemijalności, wielkości - małości i kruchości tego świata niech zapanuje "nadrzędna zasada ro-dzaju ludzkiego - godność życia". Prekognicyjny sen z 10 lutego 2010 roku:
O co się w końcu rozbijamy?
I tak szeregiem, kolejno, posłusznie, bo bezwolnie wszyscy idziemy w tym sa-mym kierunku... z niewiadomą w tle...
Po tych samych pasach, opasani pasami, prowadzeni na pasku - Czegoś.... Czego? 18 kwietnia 2010 roku
Maria Cholewczyńska
|