REKLAMA

Białołęka

różne »

 

Zimowy czas wnuków i dziadków

  13 stycznia 2006

"Dawna wigilia przyszła mi na wigilię zziębnięta głuchoniema z gwiazdą jak z jasną twarzą - wigilia przedwojenna z domem co został jeszcze na cienkiej fotografii z sercem co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi [...]" ks. Jan Twardowski.

REKLAMA


Autor jest sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska, historykiem zawodowo związanym z Instytutem Pamięci Narodowej.
Okres świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku ze względu na rodzinny klimat tego czasu, siłą rzeczy prowadzi do wspomnień z dzieciństwa. Ponieważ w tym roku zmogła mnie choroba - więc czasu na wspomnienia i lektury miałem więcej. Z tego powodu dzięki wyszukiwarkom internetowym odświeżyłem ileś znajomości z kilkoma osobami nawiązałem via mail - często po raz pierwszy od 10 lat - kontakt. Powracałem też do świąt lat 80-tych i to dwojako przez pryzmat własnych wspomnień oraz lektur historycznych (ostatnio wyszło kilka ciekawych pozycji o ostatniej dekadzie PRL). Wyszło mi, że w latach 80-tych ubiegłego wieku (jak to brzmi!) mogliśmy się czuć jak nasi rówieśnicy sprzed 50 lat. Składało się to kilka czynników - kryzys lat 80-tych w wielu dziedzinach cofnął życie codzienne (zwłasz-cza w bądź co bądź peryferyjnej Białołęce Dwor-skiej) o kilkadziesiąt lat. Jako ważną racjonalizację lat 80-tych pamiętam pojawienie się w domu kuchni węglowej, która pozwalała uniezależnić się od butli z gazem, a w której palić można było prawie wszystkim. Ze względu na kłopoty aprowizacyjne w piwnicy peklowało się mięso, z którego potem własnoręcznie wędziło się szynki (inna rzecz, że smaczniejsze od obecnie dostępnych w supermarketach). Szambo i studnie ocieplało się sianem, samodzielnie skoszonym latem. Z kolei wiosnę witało się sokiem z brzóz. Po drugie w dużej mierze byliśmy chowani przez dziadków (wtedy też brakowało miejsc w przedszkolach i świetlicach), dla których II RP była czasem, z którego zachowali najlepsze wspomnienia.

Po trzecie, z braku innych rozrywek kwitło życie towarzyskie dzieci i młodzieży miedzy sobą. Wiosną, latem na boisku. Zimą u kogoś, kogo rodzina posiadała tak rzadkie dobro jak odtwarzacz wideo, lub była po prostu skłonna tolerować liczne towarzystwo w domu. Byliśmy wszak pokoleniem wyżu, miasto było daleko, a uzyskanie pozwolenia od woźnego by pograć w szkole w ping-ponga wymagało wielkich talentów dyplomatycznych.

I tak pod wpływem prezentującej zwyczaje ludowe tv, nudy i nie ukrywajmy chęci zarobku, narodził się wśród dzieci i młodzieży Białołęki Dworskiej pomysł, by pobawić się w kolędników. Rekwizyty zdobyło się łatwo. Wystarczyły kożuchy od węgla dziadków i rodziców, węgiel jako element makijażu, widły z szopy, przeście-radło i jakieś sreberka. Gorzej było z umiejętnościami wokalnymi i znajomością kolęd. Tupet jednak wystarczył. Właściwie we wszystkich prawie domach zosta-liśmy przyjęci, obdarowani cytrusami, słodyczami oraz ryczałtowo dostawaliśmy po 100 ówczesnych złotych. A to, że fałszowaliśmy trzy razy tę samą zwrotkę, nie było ważne. Liczył się pomysł... i chyba jakieś wyzwanie rzucone powszechnej sza-rzyźnie i nudzie.

Sensację wzbudziło pojawienie się dziwnego teamu w autobusie 176. Potem "łupy" były solidarnie dzielone. Za rok powtórzyliśmy to samo, było już mniej spontanicznie i chyba zjadła nas rutyna. Potem... zaczęliśmy dorastać. Szkoda, że nie zachowało się żadne zdjęcie z tego czasu.

Okres "kolędnikowania" przypomniał mi się żywo, kiedy ostatnio przeczytałem unikalne źródło do międzywojennej historii dzisiejszej Białołęki - numery pisma "Nowiny" wydawane w latach 1938-1939 przez Koło Polskiej Macierzy Szkolnej w Płudach. I choć nasi dziadkowie byli znacznie lepiej niż my zorganizowani, to czas świąteczno-zimowy spędzali, mimo wszystko, podobnie. W numerze 2 z 1938 r. znalazło się sprawozdanie z zimowych odwiedzin u zaprzyjaźnionych rodzin - któ-rych główną atrakcją była konsumpcja konfitur truskawkowych. Oczywiście lepsza samoorganizacja i duchowe wsparcie starszych, sprzyjały też szczytniejszym po-mysłom - np. w rocznicę Powstania Styczniowego Oddział Związku Strzeleckiego z Wiśniewa i Jabłonny zorganizował nocne ćwiczenia imitujące działania powstańcze. Potem w młodzieńczy świat wkroczyła wojna.

Zwyczaj kolędowania w Warszawie zresztą nie zaginął, kilka dni temu znajoma zapytała mnie - ile trzeba dać kolędnikom, bo właśnie przyszli. Powiedziałem, że w 1986 r. dawało się stówę i można to jakoś przeliczyć. Tak sobie też myślę, że skoro różne poważne i mniej poważne wydarzenia i zabawy przemijają, to może w ramach prezentów i postanowień na Nowy Rok warto by zebrać różne rozproszone pisma i druki związane z historią ziemi białołęckiej w XX w., zeskanować i umieścić na płycie CD dołączanej np. do drugiego wydania "Historii Białołęki" lub choćby umieścić w internecie.

Póki co, pozwolę sobie złożyć trochę spóźnione życzenia świąteczno-nowo-roczne wszystkim Czytelnikom "Echa", redakcji i sobie też słowami wiersza ks. Twardowskiego: Aby się wszystkie trudne sprawy porozwiązywały jak supełki - własne ambicje i urazy zaczęły śmieszyć jak kukiełki".

Krzysztof Madej

 

REKLAMA

Komentarze (1)

 Jolla

22.11.2016 15:53, wpis modyfikowany 1 raz,ostatnio 24.11.2016 09:49

Świata Bożego Narodzenia to jedno z nielicznych okresów gdy zabiegane i zapracowane pokolenia siadają przy jednym stole. Mile wspominam Wigilię z okresu swojego dzieciństwa. Pamiętam pyszne potrawy wigilijne składające się z 12 potraw, prezenty pod choinką, śpiewanie kolęd. Dziś tradycję przekazuję wnukom.
więcej na forum

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuBiałołęka

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane na TuBiałołęka

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break