REKLAMA

Legionowo

społeczeństwo »

 

Rikszą na pomoc. Dobry duch Legionowa

  2 listopada 2017

alt='Rikszą na pomoc. Dobry duch Legionowa'

Jest postacią wyjątkową. Często przedkładającą cudze dobro nad własne. I pomimo 74 lat na karku codziennie przemierza legionowskie ulice swoimi rikszami, za darmo przewożąc schorowanych podopiecznych. Rozmawiamy z Człowiekiem Roku 2016 w Legionowie - Zdzisławem Wasilewskim.

REKLAMA

- Panie Zdzisławie, jak na 74-latka z tyloma codziennymi obowiązkami, świetnie się Pan trzyma - wiecznie pełen energii i życiowego optymizmu. Ma Pan jeszcze na to zdrowie, żeby pomagać ludziom?

- Ze zdrowiem w tym wieku różnie bywa. Już niestety nie wszystko mogę dźwigać. Brakuje też już nieco zapału. Kiedyś przez 20 lat woziłem ludziom drzewo do palenia w piecu. Był czas, że miałem ponad 23 podopiecznych, którym w jednym czasie na stałe pomagałem. Najpierw to drzewo zwoziłem do swojego domu, tu na miejscu je ciąłem i rozwoziłem potrzebującym. Ale byłem młodszy, była taka energia, zapał, a teraz mi już tego trochę brakuje. Można powiedzieć, że robię się taki "poddziadziały".

Kup bilet

- Jak to się wszystko zaczęło, ten cały Pana wolontariat?

- Zaczynałem w PCK w 1989 roku, kiedy przeszedłem na rentę. Wówczas byłem jeszcze w sile wieku, ale byłem już po zawale serca i miałem problem z okiem po przebytym wypadku. Teraz to by mi za to renty nie dali. Powiedzieliby "chłopie, do miotły i łopaty" (śmiech). Na samym początku dałem ogłoszenie w przychodni na 3 Maja, że mogę pomagać jako wolontariusz. Zgłosiło się do mnie małżeństwo z dzieckiem, gdzie żona chorowała na stwardnienie rozsiane. Zacząłem im pomagać. Ona niedługo potem zmarła, a jej mąż dał mi po niej wózek inwalidzki, który u mnie w komórce przeleżał tyle lat. Teraz ten wózek stanowi część jednej z moich trzech rikszy. Potem zająłem się rozwożeniem drewna na opał, a jeszcze później sprzątałem wokół piekarni i zamiast wynagrodzenia pieniężnego dawali mi pieczywo. No i w tym czasie też miałem podopiecznych, brałem to pieczywo i im rozwoziłem, zwłaszcza dzieciom. Różnie pomagałem: od drobnych sprawunków i załatwieniu spraw na mieście, po nawet czyszczenie pieców. Riksze mam od czterech lat. Jako wolontariusz działam już 28 lat.

REKLAMA

- W jaki sposób niesie Pan pomoc dziś?

- Teraz mam ośmioro stałych podopiecznych. Jak potrzebują, żebym ich gdzieś zawiózł, to dzwonią i się umawiamy. A potrzeby mają różne: a to do lekarza potrzebują transportu, a to "przewietrzyć się" po mieście, a to zakupy, rehabilitacja. Często zdarza mi się zaproponować pomoc innym. Jak jestem na targu, to czasami widzę osoby starsze lub mniej sprawne ruchowo, które mają problem z przeniesieniem swoich sprawunków. Proponuję podwózkę do domu, lecz ludzie patrzą nieufnie. Chyba nie wierzą już w bezinteresowną pomoc. Myślą, że zaraz coś w zamian będę od nich oczekiwał.

REKLAMA

Sam Pan konstruuje, a następnie składa swoje pojazdy?

- Tak, sam. Mam trzy riksze. Ta (pokazuje na największą z wykorzystaniem siedziska ze starego autobusu - przyp. red.) służy m.in. do przewożenia kobiety, która nie ma nogi. Ona dużo czyta i wiozę ją zazwyczaj do poczytalni na dworzec. Wtedy siada do tej rikszy w poprzek, nogę podkula, składam i przypinam do rikszy jej wózek. I tak jedziemy. Druga riksza jest bardziej estetyczna. Wykorzystałem do niej fotel. Służy głównie do przewożenia na mszę do kościoła, to taka bardziej "wizytowa" wersja. Trzecia jest najbardziej chodliwa, bo najlepiej mi się ją prowadzi. Wykorzystałem do jej zrobienia wózek inwalidzki po zmarłej kobiecie, której pomagałem. Jak człowiek ma trochę pomyślunku, to bez problemu można zrobić taki pojazd. Wystarczy spawarka i trochę złomu.

- Jak dba Pan o bezpieczeństwo pasażerów?

- Wszystkie riksze mają lusterka i są odpowiednio oznakowane, a przy tym mam wykupione ubezpieczenie OC z pakietem NNW. Bezpieczeństwo moich pasażerów to podstawa i odpukać, póki co, nie miałem ani jednego wypadku.

- Z jakimi reakcjami kierowców Pan się spotyka?

- Generalnie jest dobrze, ale zdarzają się bardziej nerwowi, którzy w mocniejszych słowach pouczają mnie, że moje miejsce jest na ścieżkach rowerowych. A przecież ja jestem normalnym uczestnikiem ruchu. Policja ani straż miejska nigdy mnie nie zatrzymały.

- Głośno się o Panu w ostatnim czasie zrobiło. Programy telewizyjne, artykuły prasowe, nagroda Człowieka Roku za 2016 w Legionowie. Jak Pan sobie z tym radzi?

- Trochę mnie to przerosło. W telewizji to nawet nie chciałem siebie oglądać! Poza tym od razu pojawiły się plotki, że mam jakieś układy z prezydentem Romanem Smogorzewskim, że on mi za to płaci i że na pewno nie robię tego za darmo. Ten, kto mnie zna, wie, że to bzdura. Nie szukam rozgłosu, ale też nie potrafię odmawiać, kiedy dziennikarz prosi mnie o rozmowę.

- W ciągu tylu lat wolontariatu był Pan zapewne świadkiem wielu poruszających historii. Jak często Pana podopieczni zostali porzuceni przez własne rodziny. To częsty scenariusz?

- Nieraz człowiekowi łzy w oczach się kręciły, że tak można ludzi traktować. Pamięta Pan przypadek bezdomnego 74-letniego Bolesława, u którego byliśmy? Syn mu zakazał do siebie dzwonić. Generalnie na ponad 60 moich podopiecznych - za życia pozostawionych samym sobie - tylko na jednym pogrzebie nie zjawiła się rodzina. Widocznie jej nie miała. Za życia moi podopieczni musieli radzić sobie sami, a później jak scheda po nich zostaje, to proszę Pana - jak krety spod ziemi wyłażą i walczą o "swoje". A gdzie byli wcześniej?

- Kiedyś w jednym z wywiadów stwierdził Pan, że komuna jednoczyła ludzi właśnie w biedzie, a obecne czasy ogólnego dobrobytu ludzi popsuły.

- I to jest prawda! Kiedyś po mszy zobaczyłem pod kościołem niepełnosprawną kobietę, która niepewnie rozglądała się wokół. Poprosiłem kierowców z wypasionych fur, żeby podwieźli ją do domu, a oni bez słowa wsiadali do auta i gazu. Teraz jest taka znieczulica, że w głowie się nie mieści. Te czasy ludzi popsuły, za komuny bardziej sobie pomagali. Teraz często jest tak, że jak ktoś się majątku dorobił, to już dawnych znajomych nie poznaje. Bo proszę pana bieda ludzi jednoczy, a przepych odpycha. Wiem, co mówię. Pochodzę z Ostaszewa-Włusek, wsi koło Nasielska i pamiętam, jak w biedzie ludzie sobie pomagali.

- Czy ma Pan już następcę, kogoś kto przejmie po Panu te riksze i będzie pomagał mieszkańcom?

- Niestety takiego nie widzę. A przecież te riksze muszą być używane, bo w przeciwnym razie szybko się zniszczą. Byłoby szkoda...

Rozmawiał Dariusz Burczyński

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Wstąp do księgarni

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuLegionowo

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Najchętniej czytane na TuLegionowo

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

REKLAMA

REKLAMA